Milli dosłownie oszalała na punkcie swojego nowego psa.
Skakała, piszczała, zamęczała go i ciągnęła na smyczy za sobą. Była tak
rozanielona, że chciała zadusić Marc’a. To był jego prezent urodzinowy i
faktycznie się mu udał, bo mała mówiła tylko i wyłącznie o psiaku. Myślałam, że
da spokój Ninie, ale tak się nie stało. Gdy widziała psinę to dalej nie dawała
jej żyć i gdyby tylko mogła to pewnie zaadaptowałaby wszystkie psy z okolicy.
Przyjęcie urodzinowe było jak dla mnie męczące, bo dalej nie
czułam się zbyt dobrze, więc zmyłam się do mieszkania przed dwudziestą. Bartra
nie odstępował mnie nawet na krok, co było urocze, ale po pewnym czasie stało
się męczące.
- Wymyśliłem gdzie możemy jechać na wakacje. – brunet
przeniósł moje rzeczy do swojej sypialni, bo miał dość spania w pokoju
gościnnym, który kiedyś do mnie należał. – Co powiesz na Fuerteventura?
- Wiesz, że mi jest to obojętne. Jak dla mnie nie musimy
jechać gdzieś daleko, wystarczy weekend w Madrycie albo Valencii.
- Ja chcę na plażę! – założył ręce w krzyż.
- Mało Ci plaży? Masz ją pięć minut drogi stąd. – spojrzałam
na niego zrezygnowana. Zdjęłam szpilki, które rzuciłam w kąt i runęłam jak
długa na łóżko. – Hola, hola! – zareagowałam, gdy poczułam dłonie Marc’a na
moich udach. – Wciąż jestem chora, a chyba nie chcesz się ode mnie zarazić,
prawda?
- Nie dbam o to. – stanowczym ruchem rozpiął zamek w mojej
sukience, która po chwili wylądowała na ziemi. Oddałam się całkowicie jego
pieszczotą i czekałam z utęsknieniem, aż jego usta dotkną moich.
Z samego rana wybrałam się na przechadzkę z Niną, która
wykazywała nadzwyczaj mało entuzjazmu. Zazwyczaj skakała, biegała jak szalona,
a tym razem leżała na kanapie w salonie z obrażoną miną. Postanowiłam ją trochę
udobruchać i przypięłam ją do smyczy, ale musiałam się z nią trochę naszarpać,
żeby ze mną wyszła.
Marc odsypiał nocne wojaże i nie chciał nawet słuchać o
żadnym spacerze. Zrobiłam małą rundkę po pobliskim parku i w drodze powrotnej
kupiłam coś do jedzenia na śniadanie. Miałam przeogromną ochotę na musli ze
świeżymi owocami, a w wyborze odpowiednich składników pomógł mi nieoceniony
Thiago.
- Swoją drogą powiedz mi Ty, gdzie mieszkasz? Coś mi się
wydaje, że za często na siebie wpadamy. – zaśmiałam się pakując owoce do siatki.
- Mieszkam ulicę stąd, a w bloku obok Twojej byłej kamienicy
mieszka mój brat.
- No co Ty nie powiesz! Jaki zbieg okoliczności.
- A no, racja. – uśmiechnął się szeroko. – Marc gdzie?
- Śpi. Wzięłam Ninę na spacer i trochę nam zeszło. –
spojrzałam na zegarek, który wyświetlał godzinę dziesiątą.
- Może wpadnę do was wieczorem… wezmę chłopaków, co Ty na
to? Napijemy się piwa, pogadamy…
- Zawsze takie spotkania kończą się tym, że męczycie
joysticki i nawet ze sobą nie zamienicie jednego zdania. – szturchnęłam go w
ramię.
Poczułam coś dziwnego. Jakby ktoś mnie obserwował i szeptał
coś za moimi plecami. Odwróciłam wzrok i ujrzałam fotoreportera z wielkim
aparatem w rękach. Zrobił nam kilka fotek i odskoczył jak poparzony w bliżej
nieokreślonym kierunku.
- Co to było? – zapytałam zdumiona.
- Paparazzi. Jeszcze do nich nie przywykłaś? – pokręciłam
głową. – Wyczuli lepki temat i musieli cyknąć fotkę. Standardowo.
- Nie rozumiem jak można interesować się czyimś życiem, zamiast
skupić na swoim. Kogo cieszy oglądanie zdjęć w kolorowych pisemkach lub
stronach plotkarskich? Weszłam ostatnio z ciekawości i o mało nie dostałam
zawału, bo zobaczyłam Marc’a w towarzystwie Pam.
- A, no tak. Wiesz, że to co oni piszą to w 99% jest wyssane
z palca?
- Zdjęcia jednak nie kłamią. – zapłaciłam za owoce i
zrobiłam kilka kroków w stronę chodnika. – W takim razie zaproszę Babi i
Sergi’ego.
- Ok, ja powysyłam wiadomości do chłopaków i powiedzmy, że
koło siódmej będziemy u was.
- U Marc’a. – poprawiłam go od razu.
- No, a nie wprowadziłaś się czasami do niego?
- Zostałam brutalnie przewieziona wraz ze swoimi rzeczami, a
to co innego. Ale mniejsza o to. – machnęłam ręką. – Widzimy się potem.
Ucałowałam go w policzek i znów czułam na sobie flesz.
Zasłoniłam się za obszernymi okularami przeciwsłonecznymi i pociągnęłam Ninę za
sobą. Miałam szczerze dość dziennikarzy, którzy z niewiadomych przyczyn
upatrzyli sobie moją skromną osobę.
Po wejściu do mieszkania odpięłam Ninę ze smyczy i zaniosłam
zakupy do kuchni. Opowiedziałam Marc’owi o zajściu z paparazzi i o tym, że
następnym razem przekażę sprawę do sądu. Jak tak można ludzi nachodzić w biały
dzień?!
- To nic nie da. Oni są ciekawi wszystkiego… Gdybym się nimi
przejmował to dawno bym osiwiał. – przyciągnął mnie do siebie tak, abym usiadła
na jego kolanach i ucałował mnie w skroń. – Wielu moich kolegów z drużyny
wrzuca fotki do sieci i przez to nie są tak ścigani przez paparazzi.
- Czyli mamy wrzucać swoje zdjęcia i wtedy dadzą nam spokój?
To niby nic takiego. Od zawsze miałam konto na facebooku i
od czasu do czasu wrzucałam jakieś zdjęcia, ale od czasu gdy spotykałam się z
Marc’iem wszystko się zmieniło. Nie chciałam, żeby ludzie wiedzieli, że z nim
jestem, bo bądź co bądź to osoba publiczna. Być piłkarzem jednego z najlepszych
klubów świata i w dodatku mieszkać w najpiękniejszym miejscu na Ziemi, to już
chyba zbyt wiele jak na jednego szarego człowieczka.
W sumie jednak musiałam się zgodzić z Marc’iem, że kilka
niewinnych zdjęć nie zaszkodzi, a jeśli to miało pomóc w tym, aby dziennikarze
przestali się nami interesować, to mogłabym brnąć w to w ciemno.
Konto Bartry na twitterze śledziło wiele osób, więc można
się było spodziewać jakie było poruszenie, gdy jeszcze tego samego dnia wrzucił
na nie nasze wspólne zdjęcie. Komentarze, opinie… kiedy je czytałam
naprawdę dziwiłam się sama sobie, że przyjmowałam to tak spokojnie.
- Naprawdę mam takie grube nogi? – spojrzałam na siebie w
lustrze.
- Kocham Twoje nogi. – uśmiechnął się Marc widząc moją
niezadowoloną minę.
- Czyli faktycznie jestem gruba… - westchnęłam. Sprzeczanie
się na ten temat nie wniosło niczego nowego, a jedynie tyle, że przywitałam
Thiago i spółkę z morderczym wyrazem twarzy.
- Stało się coś, maleńka? – usłyszałam radosny głos
przyjaciela. Zaprosiłam ich gestem ręki do środka i zamknęłam za nimi drzwi.
- Dziś zgłębiam tajniki twittera i tego typu. – usiadłam na
oparciu fotela, w którym siedział Marc. – Napijecie się czegoś?
Goście wyjęli zza pleców sześciopaki i butelki wina, więc
nie pozostało mi nic innego jak przyniesienie kieliszków. Z początku Muniesa
zapewniał, że nie odpalą nawet na chwilę FIFY, ale gdy dowiedzieli się, że Marc
zakupił play station move to skakali jak małe dzieci.
Płakałam ze śmiechu gdy widziałam jak Thiago ze swoim
bratem, Rafinhą, próbowali grać w wirtualnego tenisa. Przekrzykiwali się,
popychali, kilka razy doszło do rękoczynów, a nawet do wyzwisk, a mimo to
wszyscy rechotali jak najęci.
Babi i Sergi siedzieli wtuleni do siebie i wpatrzeni w
siebie jak w obrazek. Przywykła do tego widoku i wcale nie dziwiłam się widząc
ich całujących się, czy trzymających za ręce. Cieszyłam się, że kuzynka jest
szczęśliwa, w wiedziałam dobrze, że Sergi to naprawdę dobry chłopak i nie
zrobiłby jej krzywdy. Wiedziałam dobrze, że Dominic dalej siedział jej na
wątrobie, ale nie dawała tego po sobie znać. Był jedynie ojcem jej córki i na
tym jego rola się kończyła. Pustkę w jej sercu całkowicie wypełnił niepozorny
szatyn, który miał w sobie tak wielki urok osobisty, że można by go zatulić na
śmierć.
- Marc nudził mi przez cały wczorajszy dzień, że chce iść na
plażę. Nie rozumiem jak można mieszkać w Barcelonie o odwiedzać Barcelonetę raz
na ruski rok.
Nie musiałam nic więcej mówić. Moi przyjaciele zebrali się
szybko ze swoich miejsc i ruszyli do swoich samochodów, które zaparkowane były
na parkingu podziemnym pod apartamentowcem.
Oczywiście nie mieli na sobie strojów kąpielowych, a o
ręcznikach można było tylko sobie pomarzyć. Dochodziła północ, a oni pluskali
się w najlepsze.
Stałam oparta o Marc’a i wzdychałam ciężko. Chciałam do nich
dołączyć, ale wiedziałam, że po niedoleczonej chorobie nie jest to najlepszy
pomysł.
- Co jest? – szepnął mi w ucho. Stanęłam na palcach i
czekałam, aż mnie pocałuje. Kiedy wreszcie to uczynił uśmiechnęłam się szeroko.
Obserwowaliśmy przyjaciół w całkowitym milczeniu. Czułam jego tors na swoich
plecach i delikatne całusy na swojej szyi. Byłam w nim tak zakochana, że
dałabym się pokroić.
Wróciliśmy do mieszkania późno w nocy. Wzięłam długą kąpiel
w wannie i wskoczyłam do swojej piżamy w kolorowe misie. Na ich widok na twarzy
Bartry pojawił się szeroki uśmiech.
Rano zrobiłam rundkę po parku z Niną, ale tym razem towarzyszył
nam Marc. Miał lekką gorączką, którą próbował zbagatelizować. Wywnioskowałam z
tego, że zaraził się ode mnie grypą. Tego jeszcze nam było trzeba.
Po powrocie wpakowałam go pod kołdrę i zrobiłam gorącą
herbatę.
- Więc nici z naszych wakacji? – usiadłam na skraju łóżka.
- Jak to nici? – złapał mnie za rękę.
- Czy Ty jesteś chory czy tylko mi się wydaje? – chłopak
uśmiechnął się pod nosem i przyciągnął mnie do siebie. – Stop, stop. Nie chcę
być ponownie chora!
W odpowiedzi pocałował mnie w czoło. Złapałam Ninę i
zeszłyśmy na dół, gdzie ktoś zawzięcie dobijał się do drzwi. Kiedy je
otworzyłam nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
- Mama? Pani Maria? – spojrzałam na kobiety równie
zaskoczone co one.
- Co tu robisz, dziecko? – rodzicielka spojrzała na mnie i
wyminęła mnie w progu. Pani Maria uśmiechnęła się szeroko i mocno mnie
uścisnęła na przywitanie.
- Wprowadziłam się tu kilka dni temu. – odpowiedziałam
posłusznie i skierowałam się do salonu za kobietami.
- Cieszę się, Sol. Widzę, że nie stoicie w miejscu i
postawiliście na nowy etap w swoim związku. – uśmiechnęła się Maria. – Gdzie
Marc?
- W łóżku. Trochę się przeziębił i panikuje.
- Zażył jakieś leki?
- Tak, tak. Pije ziółka, herbatki, zjadł paczkę tabletek na
gardło i coś na zbicie gorączki. Ględzi, marudzi. Standard. – zaśmiałam się.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę z Waszego szczęścia.
- Planujecie już ślub? – wypaliła nagle mama.
- Jaki ślub? – zmrużyłam oczy. Kobiety wymieniły się
znaczącym spojrzeniem, co mnie jeszcze bardziej zbulwersowało. – Ej!
- Chyba przez przypadek się wypaplałyśmy.
Spojrzałam na schodzącego po schodach Marc’a. Ten widząc
moją minę zrobił krok w tył, ale wiedział, że jest już za późno na ucieczkę.
Nie chciałam się z kim kłócić przy naszych mamach, więc wolałam zaczekać aż
wyjdą i bym mogła mieć pole do popisu.
Jak na złość nie zapowiadało się na to by chciały
kiedykolwiek wyjść. Piły kawę, plotkowały jak najlepsze przyjaciółki i planowały
naszą przyszłość.
Na litość boską! Siedziałam na przeciwko nich i warczałam na
każde wspomnienie o wnukach. Dzieci? Wolałabym adoptować psa, szczura, Mario
Casasa… Nie chciałam zajść w ciąże w wieku 21 lat! Przecież miałam na to najbliższe
dwadzieścia lat.
- Możecie przestać? – prawie krzyczałam. Przez ponad godzinę
siedziałam i czekałam, aż zmienią temat. Marc’owi to natomiast nie
przeszkadzało. Zgłębiał tajniki mojego dzieciństwa, opowiadał o zabawkach,
śpioszkach, przewijaniu, karmieniu. Głowa mała! Na moje słowa podskoczyli jakby
wyrwali się z transu. – Po co tak naprawdę przyszłaś? – zwróciłam się do mamy.
- Tata bierze ślub z Monicą. – westchnęła. – Dominic i ja…
rozstaliśmy się. Wszystko się wali. – powiedziała łamiącym się głosem. –
Przyjechałam, żeby zobaczyć, że choć Wy jesteście szczęśliwi i dzięki temu ja
też mogę być.
Spuściłam wzrok. Było mi trochę głupio, ale nie chciałam
wysłuchiwać dalej ich wywodów. Jakie dzieci? Jaki ślub?!
- Mamo, wszystko wszystkim, ale proszę Cię… nie wtrącaj się
do naszego życia. Nie planujemy tak gorączkowo przyszłości jak Ty i nie
zamierzamy się tak szybko ustatkować, prawda? – zwróciłam się do Marc’a, który
jedynie spuścił wzrok. – Prawda? – powtórzyłam pytanie.
- Soledad, wiesz doskonale że Cię kocham i chcę spędzić z
Tobą resztę życia, tak? – kiwnęłam głową. – Pomyślałem, że moglibyśmy zrobić
jakiś krok w tym kierunku.
- Powaliło Cię do reszty? – zaśmiałam się, ale widząc że
pozostała trójka nie pała optymizmem dodałam: - Mówisz poważnie?
Nie były to może najromantyczniejsze oświadczyny jakie bym
sobie wyobraziła, ale widząc uklękającego Marc’a zasłoniłam usta dłońmi, żeby
nie wyrwał mi się żaden wulgaryzm, który miałam na myśli.
_____________________
Ok i wreszcie udało mi się coś sklecić! Łoooooh, ale był z tym wielki problem... bo oczywiście dalej nie mam weny, zresztą to widać po tym rozdziale. Półtora miesiąca wakacji przede mną, a ja jestem strasznie zabiegana i nie mam kiedy nawet na chwilę siąść na necie. Ale został mi jeden rozdział do napisania+epilog i mission completed!
Ok ktoś tam pytał skąd biorę gify... no cóż po prostu korzystam z google - nic w tym nadzwyczajnego.
PS: rozdział na esta-es-una-complicada pojawi się jak będę już mieć w komplecie pozostałe dwa rozdziały z tego bloga. Zauważyłam, że jednak nie mogę pisać dwóch różnych historii w tym samym czasie. Został mi tylko epilog i biorę się na drugiego bloga.
PS: rozdział na esta-es-una-complicada pojawi się jak będę już mieć w komplecie pozostałe dwa rozdziały z tego bloga. Zauważyłam, że jednak nie mogę pisać dwóch różnych historii w tym samym czasie. Został mi tylko epilog i biorę się na drugiego bloga.
Cooooooooo...? :O
OdpowiedzUsuńTo to już się zbliża koniec historii? Nieeeeeeee... nie lubię tego! Nie cierpię, kiedy fajne blogi się kończą. :/
Boskie , kocham to ;D
OdpowiedzUsuńO tak, Mario Casasa to i ja bym mogła adoptować :D
OdpowiedzUsuńNormalnie nie mogę uwierzyć, że to już prawie koniec tej historii, miałam nadzieję, że jeszcze będzie nam dane przez długi czas cieszyć się szczęściem Sol i Marc'a, no ale cóż, nic nie trwa wiecznie.
Czekam na kolejny!
haha, a jednak Marc się już oświadczył! Co za matki, to najbardziej wkurzajace, że wymyślają dzieciom przyszłość aż do dnia pogrzebu no xD
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość! Chociaż szkoda, że to już praktycznie ostatnie części :C
Hahahha, myślałam, że Sol na głos powie "O kurwa.". Miałabym bekę do końca życia. xDD
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to od jakiegoś czasu mam mega crusha (tak naprawdę to coś więcej, ale miłość jest dopiero po 3 miesiącach zakochania - tak czytałam!) na Sergiego i jak tak czytam i wyobrażam sobie, jak siedzi sobie, a jego oczy stale wlepione z Babi, to zżera mnie zazdrość! Tak wiem, to tylko opowiadanie, ale cóż poradzę, tak bardzo go fangirluję <33 #ok
Ale wracając do opowiadania: oświadczyny niekoniecznie najbardziej romantyczne, aczkolwiek często lepsze jest to, niż jakiś oklepany sposób. ;)
Nie mogę doczekać się kolejnego odcinka, ale z drugiej strony go nie chcę, no bo jak to tak, żeby się to opko kończyło :c </3
Pozdriawiam, papa ;)
O jej! Wiesz co? Według mnie to SĄ najromantyczniejsze zaręczyny ever! Takie to słodkie, że nie potrafię tego opisać. Jednak trzymasz nas w niepewności! Czekam na kolejny, by dowiedzieć się jaka była ostateczna decyzja Soledad. :)
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
szkoda, że to już końcówka :( opowiadanie było świetne i oświadczyny Marca :D
OdpowiedzUsuńczekam na nowy :)
Zapraszam na nowe rozdziały :
OdpowiedzUsuńhttp://milosc-i-fcb.blogspot.com/
http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/
http://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
http://call-me-chelsea.blogspot.com/ Zapraszam na rozdział 9 :)
OdpowiedzUsuńhttp://turn--around.blogspot.com/ Zapraszam na jedynkę :)
Usuńdvingende
Zapraszam na 1 rozdział, liczę na wasze opinie :)
OdpowiedzUsuńhttp://milosc-wszystko-przezwyciezy.blogspot.com/