czwartek, 11 lipca 2013

15. Biwak


Przygotowania do biwaku szły pełną parą. Byłam trochę zatroskana całym tym wyjazdem i nocowaniem gdzieś w lesie, ale pocieszające było to, że jechała ze mną Babi, którą namówił Sergi. Miałam mieć obok siebie ją i oczywiście Marc’a, który cieszył się na wyjazd jak małe dziecko. Wykupił prawie cały sklep ze sprzętami typowo wycieczkowymi, którymi chwalił się na prawo i lewo.
Całe to przedsięwzięcie trochę wymknęło się spod kontroli organizatora, Thiago, bo ostatecznie miało nas być 15. Jedni się wypisywali, jedni pisywali i panował całkowity harmider. Do samego końca nie było wiadome kto w ogóle miał jechać, a kto nie.
Piętnaście osób to jednak za dużo jak na dwa małe domki i w sumie cztery pokoje. W czasie jazdy mieliśmy się podzielić kto chce być z kim w pokoju i doszliśmy do wspólnego wniosku, że pierwszy pokój zajmę ja, Marc, Babi, Sergi i Thiago (biedny, samotny, bez dziewczyny), drugi: bracia dos Santos, Tello z dziewczyną i Alexis,  trzeci Muniesa z dziewczyną, brat Thiago: Rafinha i Deulofeu z dziewczyną, a czwarty jacyś przyjaciele naszego mulata: Adam, Diego z dziewczyną oraz Eduardo. Wspomnienie o tym ile problemów było z rozdzieleniem pokoi powodowało u mnie migrenę. Nie chciałam już do tego wracać, bo przekrzykujący Thiago wszystkich był po prostu bohaterem całego zamieszania.
Dojechanie na miejsce było nie lada wyzwaniem i chwała Bogu jechaliśmy terenowym samochodem Marc’a, który nie ugrzązłby w błocie tak jak sportowa fura Alexisa. Cóż. Biedny.
Domki były co prawda skromne, ale co najważniejsze miały malutką łazienkę, bo bez tego ani rusz. Pokoje? Cóż dwa piętrowe łóżka i mała szafeczka to nie szczyt luksusów, ale wynajął to Thiago, który zapewniał, że będzie jak w pięciogwiazdkowym hotelu. Nie raczył zaznaczyć, że łóżka będę strasznie wąskie, niewygodne i nie zmieścimy nawet swoich bagaży w malutkim przedpokoju.
- Kiepsko to wygląda. – jęknęła Babi. Przywykła do wyższego standardu i nie mogła pogodzić się z tym, że było tylko jedno gniazdko na cały pokój. Nie mogła podłączyć na raz suszarki, prostownicy i ładowarki do telefonu, a to było dla niej naprawdę bolesne.
- Dobra, dziewczyny najpierw zajmują łóżka. Bądźmy dżentelmenami. – zarządził Thiago zaraz po wyjściu z samochodu. – Alexis się guzdrze w błocie, ale dojedzie przed zmierzchem. Tak myślę...
Nie czekałam na oklaski tylko weszłam tuż za Babi i zajęłam dolne łóżko po prawej stronie. Blondynka też wyznawała zasadę, że na górze jest do bani i zajęła dolne po lewej. Musiałam zmieścić się na wąskim materacyku razem z Marc’iem, ale nie narzekałam. Zawsze mogłam go zrzucić na ziemię i po kłopocie. Nad nami usadowił się niezadowolony Thiago, a nad Babi roześmiany od ucha do ucha Sergi. Widziałam na pierwszy rzut oka, że pomiędzy nimi mocno zaiskrzyło.
- Mam bagażnik samego piwa. Mam nadzieję, że nie wstawię się tak jak na urodzinach Soledad. - zaśmiał się mulat. Nie było mi do śmiechu, bo musiałam go pilnować i przez to straciłam dwie godziny z mojej własnej imprezy. Stwierdziłam, że nie ma co niańczyć dorosłych ludzi i wzięłam od niego butelkę piwa. Mogłam choć raz w życiu się zabawić, prawda?
Muniesa i Sergi zajęli się rozpalaniem ogniska. Alexis bardzo chciał im pomóc, ale nastraszyli go, że jeżeli będzie bawić się ogniem to posika się w nocy. Nie chciał zrobić mokrej niespodzianki Tello i jego dziewczynie, więc posłusznie usiadł obok mnie na ławeczce i czekał, aż reszta się zejdzie. Powinien się w ogóle cieszyć, że na ratunek pospieszył mu Muniesa i wyciągnął go z bagna.
- Cieszę się, że wszyscy tu są. To będzie niezapomniany weekend! - zaczął Thiago. - Najbliższe sklepy są kilka kilometrów stąd, więc jeżeli zachce się wam czegoś o drugiej w nocy to nie liczcie na dostawców pizzy. Mamy słaby zasięg, ale sprawdziłem, że jak przez pięć minut trzyma się rękę w górze to można złapać jedną kreskę.
- Więc nie ma co korzystać z telefonów, bo i tak nie mamy łączności ze światem. - dodał Rafinha, na co jego brat jedynie przytaknął.
- Macie jakieś pytania?
- Zabrałeś coś na komary? - zapytał się Alexis, na co wszyscy zaśmiali się głośno.
- Tak, A., mój drogi, mam coś specjalnie dla Ciebie. Dobra jeżeli nie ma więcej pytań to chciałbym jedynie dodać, że jesteśmy w gronie przyjaciół. Nie chciałbym słyszeć o jakiś kłótniach, niedopowiedzeniach czy coś. Jesteśmy rodziną i każdy za każdego odpowiada. Jeżeli coś się stanie to chcę natychmiast o tym słyszeć, jasne? - przytaknęliśmy. Fajnie, że chłopak o wszystkim pomyślał i o wszystkich się troszczył, bo to w zasadzie był jego pomysł z tym wyjazdem i widać, że starał się by wszystko wyszło jak najlepiej.
Nie mogłam jednak przestać myśleć o moim ojcu. Może zachowywałam się jak wariatka, ale nie mogłam pogodzić się z faktem kim tak naprawdę jest. Przez 21 lat żyłam w świadomości, że mój tata to wzór dla innych, to dobrze wychowany mężczyzna, który owszem lubi młodsze panienki i rozwiódł się z moją mamą, ale… nie jest kłamcą. Wyszło na zupełnie co innego i to najbardziej mnie w tym bolało. Myślałam, że mogę mu ufać i zawiodłam się.
- O czym myślisz? – złapał mnie w pasie Marc i spojrzał podejrzliwie. – Stało się coś?
- Nie, skąd. – uśmiechnęłam się i obróciłam tak, żeby mógł mnie pocałować. – Bardzo mi się tu podoba. Las, świeże powietrze i banda wariatów.
- Mówisz tak, żebym się nie martwił czy faktycznie wszystko w porządku? – gdyby nie znał mnie tak dobrze, to prawdopodobnie dałby sobie spokój po pierwszym pytaniu. Fakt, że wychowaliśmy się razem działał na jego korzyść i mógł czytać ze mnie jak z otwartej książki.
- Martwię się o mamę. – spuściłam wzrok. Babi zakazała mi powiedzenia mu o tacie, o mamie nie wspomniała ani słowem.
- Co z nią? Kiedy widziałem ją ostatni raz wydawała się szczęśliwa z tym… jak mu tam?
- Dominic’iem. – dokończyłam po nim. – Chodzi o to… - ściszyłam głos, by nikt nas nie usłyszał. - …jest ojcem Milli.
- Żartujesz! – otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- No właśnie nie. Nie wiem czy mama o tym wie… najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie uznał małej za swoją córkę i żyje jakby nigdy nic.
- Faktycznie… nieciekawie. Babi z nim gadała?
- Dała sobie z nim spokój, bo jak sama powiedziała nie warto tracić na niego czas. Dlatego szkoda mi mamy. Może ją skrzywdzić, a ona jest naprawdę w kiepskiej kondycji jeśli chodzi o sferę uczuciową.
- Zdążyłem zauważyć. A Twój tata co na to? – spojrzałam na niego, ale szybko spuściłam wzrok.
- Tata? Raczej się nią nie przejmuje. – odpowiedziałam wymijająco. Oparłam głowę o jego ramię i spojrzałam na przegadujących się chłopaków.
Kiedy chłopcom wreszcie udało im się rozpalić ognisko zaczynało się ściemniać. Przygotowali jedzenie, napoje i nawet gitarę, którą przywiózł Alexis. Nie miałam pojęcia jak on to upchnął w tym małym sportowym pudełeczku, ale grunt, że gitara była i dorwał się do niej mój chłopak. Znałam go od urodzenia, ale nie wiedziałam, że umie grać na gitarze! On nie wiedział o moim ojcu, więc mogłam uznać, że jesteśmy kwita. No, niezupełnie.
Bartra radził sobie naprawdę świetnie w graniu i słuchałam go z czystą przyjemnością. Próbował mnie nawet nauczyć kilku podstawowych chwytów, ale wolałam na niego patrzeć rozmarzonym wzrokiem niż zajmować się graniem.
- Wznieśmy zdrowie za nas wszystkich! – krzyknął Thiago. Podnieśliśmy butelki do góry na znak i upiliśmy z nich spory łyk, zanim z powrotem wróciliśmy do swoich rozmów.
Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, gitara wprawiała nas w obozowy nastrój, flirtujący Sergi i Babi wywoływali na mojej twarzy szeroki uśmiech, a Alexis próbował swoich popisów wokalnych. Po pierwszej zwrotce miałam dość, a kiedy dowiedziałam się od Tello, że jest ich aż 16 (!) myślałam, że umrę.
Próbowałam wymusić na Marc’u by skończył grać i to spowodowałoby, że Alexis uciszyłby się na dobre tego wieczoru, ale na nic moje próby. Mój wspaniałomyślny chłopak śmiał się jedynie i słuchał piosenek Chilijczyka.
Alkohol lał się strumieniami. Dosłownie. Muniesa wywrócił kilka butelek wina, które rozlały się wokoło leżącego Rafinha. Wszyscy byli w podobnym stanie co on, więc nawet nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi.
Siedziałam wtulona w ramię mojego chłopaka, co chwilę popijając piwo z butelki. Byłam zmęczona całym tym użeraniem się z pijanym Thiago, śpiewającym Alexisem i braćmi dos Santos, którzy założyli się, który pierwszy klepnie mnie w tyłek. Pozytywnym aspektem był widok mojej kuzynki rozmawiającej z Sergim. Byli tak uroczy, że mogłabym na nich patrzeć godzinami. Ich początkowa nieśmiałość, przerodziła się w śmiałe przekomarzania i flirtowanie na oczach przyjaciół. Skoro im to nie przeszkadzało, to mi tym bardziej nie.
- Waka waka, ee-eeee! – krzyczał Alexis i próbował tym razem swoich talentów tanecznych. Obserwowałam go z drugiej strony ogniska i śmiałam się pod nosem, bo jemu faktycznie wydawało się, że jest Primą Baleriną.
- Chcesz iść do łóżka? – zwrócił się do mnie Marc. Pokiwałam jedynie głową i wtuliłam się mocniej w jego ramiona. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że Milli jest córką Dominica.
- Ja również. – spojrzałam na kuzynkę. – Wydaje się być taka szczęśliwa. Cieszę się i życzę jej wszystkiego najlepszego, ale ta cała sytuacja wydaje się być taka jakaś… sam wiesz.
- On musi się dowiedzieć, że ma córkę. Nie może żyć tak jak gdyby nigdy nic. – odrzekł spokojnie. – Gdybym ja miał gdzieś dziecko… chciałbym o tym wiedzieć.
- Yy… - podniosłam się z jego ramienia i na niego badawczo spojrzałam. – Nie masz, prawda?
- Nie. Nie mam. – zaśmiał się i pokazał przy tym szereg swoich zębów. – Kocham Cię, wiesz? – pocałował mnie w skroń.
- Wiem. Ja Ciebie też. – wychyliłam się by pocałował mnie w usta.
- Opanujcie się. Rzygam tęczą. – odburknął Thiago i usiadł z mojej drugiej strony.


Po północy chłopcy zajęli się przetransportowaniem najbardziej pijanych przyjaciół do swoich łóżek. Było przy tym dużo śmiechu, bo Alexis zaczął mówić „mamo” to Marc’a, który wlókł go za fraki. Próbowałam mu pomóc, ale przez całą drogą śmiałam się w najlepsze. Otworzyłam przed nimi drzwi i zapaliłam lampkę, a potem znów śmiałam się z naszego bohatera.
Na szczęście większość towarzystwa mogła się dostać do swoich pokoi o własnych nogach, jedynie kilkorgu szczęśliwcom trzeba było pomóc. Thiago spał jak zamordowany i nawet jeżeli chcielibyśmy urządzić mu pod nosem dziki seks, nie otworzyłby nawet oczu.
Ze względu na Babi i Sergi’ego byliśmy jednak spokojni, choć nie powiem… przez wstawionego Marc’a mogło dziać się sporo. Nigdy nie widziałam go w takim stanie i to wywoływało u mnie śmiech, ale musiałam dać spać innym i uspokojenie się to było jedyne słuszne to rozwiązanie.
Przytuliłam się do Marc’a, bo szczerze powiedziawszy nie miałam innego wyjścia. Łóżko było tak wąskie, że z trudem mieściło naszą dwójkę, a do najszerszych osób oboje nie należeliśmy.
Koło drugiej w nocy przebudził mnie dziwny dźwięk. Podniosłam się na łokciu i próbowałam wyczuć o co może chodzić. Marc spał jak zabity i nie przeszkadzałoby mu nawet gdyby ktoś po nim skakał.
- Sol, zostaw tego biednego Marc’a. – jęknął z góry Thiago.
- Co? – podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Całujecie się już dobrą godzinę, a ja mam serdecznie tego dość. – nie możliwym było to, że mogłam to robić przez sen. Byłam pewna tego, że spałam i wypięłam się do swojego chłopaka tyłkiem.
- Nie całujemy się. – odrzekłam spokojnie.
- Aa… - piłkarz zrobił chwilę przerwy i po chwili poświecił swoim telefonem po pokoju. Zatrzymując się na piętrowym łóżku Babi i Sergi’ego zauważyłam jedną dziwną zależność. Piłkarz, który miał okupywać górne łóżko, znajdował się na dolnym i zdecydowanie nie spał. Widząc to Thiago od razu wyłączył telefon i oboje równo zaśmialiśmy się głośno. – Sorry ludzie. Serio…
Usłyszeliśmy jedynie westchnięcie Babi oraz wyczuwalne zażenowanie jej partnera. Próbowałam dobudzić Marc’a, ale na nic zdało się walenie w go pięścią, uderzanie poduszką, a nawet kopanie. Spał jak niemowlę.
Obudziłam się w wyśmienitym humorze. Nie odczuwałam kaca zarówno tego alkoholowego jak i moralnego, a to widać było na pierwszy rzut oka spoglądając na naszą nową parkę.
Razem z Thiago wymienialiśmy znaczące spojrzenia i naraz śmialiśmy się głośno, bo nie umieliśmy inaczej reagować. To było takie komiczne, a widząc ich bordowe policzki śmialiśmy się do rozpuku. Mój chłopak wstał z lekkim bólem głowy i jedyne czego potrzebował to wypicie hektolitra kawy. Nie przywitał się ze mną, ani z nikim innym, tylko pognał do czajnika. Nie chciałam się na nim skupiać, bo miałam co innego do roboty, a mianowicie puszczanie wymownym spojrzeń do mojej nowej ulubionej pary barcelońskiego podziemia. Widać było, że za sobą szaleją, a nie rozumiałam czemu się ukrywają. Przecież to nic złego, a wręcz przeciwnie! Chciałam, żeby moja kuzynka była szczęśliwa, a Sergi jest po prostu wspaniałym kandydatem na chłopaka.
- Coś mnie ominęło? – zwrócił się do mnie mój wyrodny chłopak i z kubkiem kawy w ręku usiadł tuż obok mnie na łóżku.
- O… ominęło Cię i to sporo. – puściłam oczko do Thiago, który ochoczo przytaknął.
- Gdybyś nie spał tak twardo to poczułbyś co działo się tej nocy w pokoju. – zaśmialiśmy się. Marc spojrzał na mnie, później na niego i nie wiedział co ma powiedzieć. – Nie, nie my. – przyjaciel wskazał na piętrowe łóżko po drugiej stronie pokoju, w którym spała nasza dwójka. Swoją drogą nie wiedziałam czemu wymknęli się z pokoju i nie chcieli za żadne skarby do nas wrócić, wykorzystując to że wstał Marc i nasze zainteresowanie przez moment skupiło się właśnie na nim. Czyżbyśmy im dokuczali? A skąd!
- Nie mów… oni? Serio? – zwrócił się do mnie zaskoczony Marc.
- Mówię poważnie. Dostałam ochrzan od Thiago, który przez godzinę słuchał ich całowania i myślał, że to my. Kiedy poświecił telefonem po pokoju to zobaczyliśmy dość… ciekawy widok.
- Wszyscy byliśmy podchmieleni, więc uznali, że będziemy spać jak misie. A tu proszę. – uśmiechnął się szeroko Thiago.
- Tylko nie rozpowiadaj tego innym. – zagroziłam. – Jeżeli będą chcieli, to powiedzą sami. Jasne? – wyczułam rozżalenie w głosie piłkarza, ale musiałam to olać ze względu na dobro kuzynki. Nie chciałam, żeby czuła się nieswojo przy wszystkich. Przy nas to co innego. Wiadomym było, że nie zamierzamy im tego tak łatwo tego zapomnieć i będziemy im to wypominać przy każdej możliwej okazji. Ale niech reszta trzyma się od nich z daleka.

_______________________

 
Hej! Miałam dodać ten rozdział kilka dni temu, ale tak jakoś wyszło, że byłam mega zabiegana. Następny pojawi się w przeciągu tygodnia o ile wena mi na to pozwoli, bo nie mam żadnego rozdziału w zanadrzu, a nie pisałam niczego od prawie miesiąca (!). Pozdrawiam wszystkich serdecznie i liczę na szczere opinie pod tym rozdziałem. Trochę mnie ostatnio nie bierze na opowiadania, a wasze opinie zawsze poprawiają mi humor i dają dużą energię do pisania :)

Aktualizacja: zapraszam na jedynkę na drugim blogu!

11 komentarzy:

  1. Nie no nie mogę :D uwielbiam ten rozdział :D Lubię go chyba najbardziej z innych <3 Z niecierpliwością czekam na następny ;p Gdyby jeszcze nie ten ojciec to byłoby idealnie, ale co zrobić... Zapraszam na 3 rozdział http://el-tiempo-que-el-dolor-duele.blogspot.com/ i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://the-hills-have-eyes-lona-version.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html zostałaś nominowana do The Versatile Blogger ;3

      Usuń
  2. ale fajny rozdział <3 informuj mnie jeśli możesz :)

    zapraszam na 3 u mnie :
    marii-realmadridstory.blogspot.com
    oraz na nowe opowiadanie o Manchesterze United :
    marii-manchesterutdstory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, dlaczego lenia łapią zawsze te osoby, które mają najfajniejsze blogi? :/ A co do rozdziału, to jest świetny :D Jestem w ogóle ciekawa, co Alexis takiego śpiewał xD A ten moment w nocy był świetny, serio :D Po prostu to przebija wszystko, nawet ten zakład pomiędzy braćmi dos Santos :D Ale szczerze... Strasznie chciałabym zobaczyć Alexisa nazywającego Marca mamą xD
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział "Project: Barca!" :)
      http://project-barca.blogspot.com/2013/07/rozdzia-5-mas-vale-tarde-que-nunca.html
      Zapraszam ;)

      Usuń
  4. haha, podchmielony Marc i Sergi zabawiający się z Babi i Thiago który nigdy nic nie ogarnia hahahah xd
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  5. przepraszam. przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale najzwyczajniej jakoś zawsze brakowało mi czasu. obiecuję jednak poprawę! :D z tego, co dzisiaj wyhaczyłam to sporo mnie ominęło ^^ po takiej dawce odcinków mam mętlik w głowie i nawet nie wiem od czego zacząć więc powiem tylko tak: chcę więcej, zresztą nie tylko ja więc WYGNAJ TEGO LENIA :DXD pozdrawiam.
    aa, i cały czas ryj mi sie cieszy z braci dos Santos XD B&S razem... w życiu bym sie nie spodziewała.

    OdpowiedzUsuń
  6. HHAHAHHHAHHA, nie mogę, śmiałam się przez cały czas jak czytałam ten rozdział! Thiago jest uroczy! Sergi i Babi, jestem pozytywnie zaskoczona :)
    Dziewiąty rozdział na: http://el-amor-jugadors.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że nie tylko mnie leń dopadł. U mnie jest o tyle lepiej, że napiszę pół strony w Wordzie i już nie mam pomysłu, kolejne pół piszę dopiero za tydzień i tak wychodzi :D
    Pisałam już, że uwielbiam Twoje opowiadanie? Zawsze poprawiasz mi nim humor :D "Wszyscy byliśmy podchmieleni" może tylko ja mam taką zrytą banie, ale mnie to rozwaliło na łopatki i do tej pory nie mam pojęcia jak mam się ogarnąć :D

    Z lekkim poślizgiem, ale jest nowy!
    http://im-trying-not-to-love-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Hahhahahahahhaha omg dobra. Komentuję z opóźnieniem, bo byłam zaganiana ciągłym zwiedzaniem, także przepraszam :D
    Co jak co, ale Thiago skradł ten rozdział! Popłakałam się z tego, że myślał, że to Sol i Marc się całują. Ale śmiech to zdrowie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://something-forbidden.blogspot.ch/ Zapraszam na rozdział 2 :)

      Usuń