Przygotowania do biwaku szły
pełną parą. Byłam trochę zatroskana całym tym wyjazdem i nocowaniem gdzieś w
lesie, ale pocieszające było to, że jechała ze mną Babi, którą namówił Sergi.
Miałam mieć obok siebie ją i oczywiście Marc’a, który cieszył się na wyjazd jak
małe dziecko. Wykupił prawie cały sklep ze sprzętami typowo wycieczkowymi,
którymi chwalił się na prawo i lewo.
Całe to przedsięwzięcie
trochę wymknęło się spod kontroli organizatora, Thiago, bo ostatecznie miało
nas być 15. Jedni się wypisywali, jedni pisywali i panował całkowity harmider.
Do samego końca nie było wiadome kto w ogóle miał jechać, a kto nie.
Piętnaście osób to jednak za
dużo jak na dwa małe domki i w sumie cztery pokoje. W czasie jazdy mieliśmy się
podzielić kto chce być z kim w pokoju i doszliśmy do wspólnego wniosku, że
pierwszy pokój zajmę ja, Marc, Babi, Sergi i Thiago (biedny, samotny, bez dziewczyny),
drugi: bracia dos Santos, Tello z dziewczyną i Alexis, trzeci Muniesa z
dziewczyną, brat Thiago: Rafinha i Deulofeu z dziewczyną, a czwarty jacyś
przyjaciele naszego mulata: Adam, Diego z dziewczyną oraz
Eduardo. Wspomnienie o tym ile problemów było z rozdzieleniem pokoi
powodowało u mnie migrenę. Nie chciałam już do tego wracać, bo przekrzykujący
Thiago wszystkich był po prostu bohaterem całego zamieszania.
Dojechanie na miejsce było
nie lada wyzwaniem i chwała Bogu jechaliśmy terenowym samochodem Marc’a, który
nie ugrzązłby w błocie tak jak sportowa fura Alexisa. Cóż. Biedny.
Domki były co prawda skromne,
ale co najważniejsze miały malutką łazienkę, bo bez tego ani rusz. Pokoje? Cóż
dwa piętrowe łóżka i mała szafeczka to nie szczyt luksusów, ale wynajął to
Thiago, który zapewniał, że będzie jak w pięciogwiazdkowym hotelu. Nie raczył
zaznaczyć, że łóżka będę strasznie wąskie, niewygodne i nie zmieścimy nawet
swoich bagaży w malutkim przedpokoju.
- Kiepsko to wygląda. –
jęknęła Babi. Przywykła do wyższego standardu i nie mogła pogodzić się z tym,
że było tylko jedno gniazdko na cały pokój. Nie mogła podłączyć na raz
suszarki, prostownicy i ładowarki do telefonu, a to było dla niej naprawdę
bolesne.
- Dobra, dziewczyny najpierw
zajmują łóżka. Bądźmy dżentelmenami. – zarządził Thiago zaraz po wyjściu z
samochodu. – Alexis się guzdrze w błocie, ale dojedzie przed zmierzchem. Tak
myślę...
Nie czekałam na oklaski tylko
weszłam tuż za Babi i zajęłam dolne łóżko po prawej stronie. Blondynka też
wyznawała zasadę, że na górze jest do bani i zajęła dolne po lewej. Musiałam
zmieścić się na wąskim materacyku razem z Marc’iem, ale nie narzekałam. Zawsze
mogłam go zrzucić na ziemię i po kłopocie. Nad nami usadowił się niezadowolony
Thiago, a nad Babi roześmiany od ucha do ucha Sergi. Widziałam na pierwszy rzut
oka, że pomiędzy nimi mocno zaiskrzyło.
- Mam bagażnik samego piwa.
Mam nadzieję, że nie wstawię się tak jak na urodzinach Soledad. - zaśmiał się
mulat. Nie było mi do śmiechu, bo musiałam go pilnować i przez to straciłam
dwie godziny z mojej własnej imprezy. Stwierdziłam, że nie ma co niańczyć
dorosłych ludzi i wzięłam od niego butelkę piwa. Mogłam choć raz w życiu się
zabawić, prawda?
Muniesa i Sergi zajęli się
rozpalaniem ogniska. Alexis bardzo chciał im pomóc, ale nastraszyli go, że
jeżeli będzie bawić się ogniem to posika się w nocy. Nie chciał zrobić mokrej
niespodzianki Tello i jego dziewczynie, więc posłusznie usiadł obok mnie na
ławeczce i czekał, aż reszta się zejdzie. Powinien się w ogóle cieszyć, że na
ratunek pospieszył mu Muniesa i wyciągnął go z bagna.
- Cieszę się, że wszyscy tu
są. To będzie niezapomniany weekend! - zaczął Thiago. - Najbliższe sklepy są
kilka kilometrów stąd, więc jeżeli zachce się wam czegoś o drugiej w nocy to
nie liczcie na dostawców pizzy. Mamy słaby zasięg, ale sprawdziłem, że jak
przez pięć minut trzyma się rękę w górze to można złapać jedną kreskę.
- Więc nie ma co korzystać z
telefonów, bo i tak nie mamy łączności ze światem. - dodał Rafinha, na co jego
brat jedynie przytaknął.
- Macie jakieś pytania?
- Zabrałeś coś na komary? -
zapytał się Alexis, na co wszyscy zaśmiali się głośno.
- Tak, A., mój drogi, mam coś
specjalnie dla Ciebie. Dobra jeżeli nie ma więcej pytań to chciałbym jedynie
dodać, że jesteśmy w gronie przyjaciół. Nie chciałbym słyszeć o jakiś
kłótniach, niedopowiedzeniach czy coś. Jesteśmy rodziną i każdy za każdego
odpowiada. Jeżeli coś się stanie to chcę natychmiast o tym słyszeć, jasne? -
przytaknęliśmy. Fajnie, że chłopak o wszystkim pomyślał i o wszystkich się
troszczył, bo to w zasadzie był jego pomysł z tym wyjazdem i widać, że starał
się by wszystko wyszło jak najlepiej.
Nie mogłam jednak przestać
myśleć o moim ojcu. Może zachowywałam się jak wariatka, ale nie mogłam pogodzić
się z faktem kim tak naprawdę jest. Przez 21 lat żyłam w świadomości, że mój
tata to wzór dla innych, to dobrze wychowany mężczyzna, który owszem lubi
młodsze panienki i rozwiódł się z moją mamą, ale… nie jest kłamcą. Wyszło na
zupełnie co innego i to najbardziej mnie w tym bolało. Myślałam, że mogę mu
ufać i zawiodłam się.
- O czym myślisz? – złapał
mnie w pasie Marc i spojrzał podejrzliwie. – Stało się coś?
- Nie, skąd. – uśmiechnęłam
się i obróciłam tak, żeby mógł mnie pocałować. – Bardzo mi się tu podoba. Las,
świeże powietrze i banda wariatów.
- Mówisz tak, żebym się nie
martwił czy faktycznie wszystko w porządku? – gdyby nie znał mnie tak dobrze,
to prawdopodobnie dałby sobie spokój po pierwszym pytaniu. Fakt, że
wychowaliśmy się razem działał na jego korzyść i mógł czytać ze mnie jak z
otwartej książki.
- Martwię się o mamę. –
spuściłam wzrok. Babi zakazała mi powiedzenia mu o tacie, o mamie nie
wspomniała ani słowem.
- Co z nią? Kiedy widziałem
ją ostatni raz wydawała się szczęśliwa z tym… jak mu tam?
- Dominic’iem. – dokończyłam
po nim. – Chodzi o to… - ściszyłam głos, by nikt nas nie usłyszał. - …jest
ojcem Milli.
- Żartujesz! – otworzył
szeroko oczy ze zdziwienia.
- No właśnie nie. Nie wiem
czy mama o tym wie… najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie uznał małej za
swoją córkę i żyje jakby nigdy nic.
- Faktycznie… nieciekawie.
Babi z nim gadała?
- Dała sobie z nim spokój, bo
jak sama powiedziała nie warto tracić na niego czas. Dlatego szkoda mi mamy.
Może ją skrzywdzić, a ona jest naprawdę w kiepskiej kondycji jeśli chodzi o
sferę uczuciową.
- Zdążyłem zauważyć. A Twój
tata co na to? – spojrzałam na niego, ale szybko spuściłam wzrok.
- Tata? Raczej się nią nie
przejmuje. – odpowiedziałam wymijająco. Oparłam głowę o jego ramię i spojrzałam
na przegadujących się chłopaków.
Kiedy chłopcom wreszcie udało
im się rozpalić ognisko zaczynało się ściemniać. Przygotowali jedzenie, napoje
i nawet gitarę, którą przywiózł Alexis. Nie miałam pojęcia jak on to upchnął w
tym małym sportowym pudełeczku, ale grunt, że gitara była i dorwał się do niej
mój chłopak. Znałam go od urodzenia, ale nie wiedziałam, że umie grać na
gitarze! On nie wiedział o moim ojcu, więc mogłam uznać, że jesteśmy kwita. No,
niezupełnie.
Bartra radził sobie naprawdę
świetnie w graniu i słuchałam go z czystą przyjemnością. Próbował mnie nawet
nauczyć kilku podstawowych chwytów, ale wolałam na niego patrzeć rozmarzonym
wzrokiem niż zajmować się graniem.
- Wznieśmy zdrowie za nas
wszystkich! – krzyknął Thiago. Podnieśliśmy butelki do góry na znak i upiliśmy
z nich spory łyk, zanim z powrotem wróciliśmy do swoich rozmów.
Na niebie pojawiły się
pierwsze gwiazdy, gitara wprawiała nas w obozowy nastrój, flirtujący Sergi i
Babi wywoływali na mojej twarzy szeroki uśmiech, a Alexis próbował swoich
popisów wokalnych. Po pierwszej zwrotce miałam dość, a kiedy dowiedziałam się
od Tello, że jest ich aż 16 (!) myślałam, że umrę.
Próbowałam wymusić na Marc’u
by skończył grać i to spowodowałoby, że Alexis uciszyłby się na dobre tego
wieczoru, ale na nic moje próby. Mój wspaniałomyślny chłopak śmiał się jedynie
i słuchał piosenek Chilijczyka.
Alkohol lał się strumieniami.
Dosłownie. Muniesa wywrócił kilka butelek wina, które rozlały się wokoło
leżącego Rafinha. Wszyscy byli w podobnym stanie co on, więc nawet
nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi.
Siedziałam wtulona w ramię
mojego chłopaka, co chwilę popijając piwo z butelki. Byłam zmęczona całym tym
użeraniem się z pijanym Thiago, śpiewającym Alexisem i braćmi dos Santos,
którzy założyli się, który pierwszy klepnie mnie w tyłek. Pozytywnym aspektem
był widok mojej kuzynki rozmawiającej z Sergim. Byli tak uroczy, że mogłabym na
nich patrzeć godzinami. Ich początkowa nieśmiałość, przerodziła się w śmiałe przekomarzania
i flirtowanie na oczach przyjaciół. Skoro im to nie przeszkadzało, to mi tym
bardziej nie.
- Waka waka, ee-eeee! –
krzyczał Alexis i próbował tym razem swoich talentów tanecznych. Obserwowałam
go z drugiej strony ogniska i śmiałam się pod nosem, bo jemu faktycznie
wydawało się, że jest Primą Baleriną.
- Chcesz iść do łóżka? –
zwrócił się do mnie Marc. Pokiwałam jedynie głową i wtuliłam się mocniej w jego
ramiona. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że Milli jest córką Dominica.
- Ja również. – spojrzałam na
kuzynkę. – Wydaje się być taka szczęśliwa. Cieszę się i życzę jej wszystkiego
najlepszego, ale ta cała sytuacja wydaje się być taka jakaś… sam wiesz.
- On musi się dowiedzieć, że
ma córkę. Nie może żyć tak jak gdyby nigdy nic. – odrzekł spokojnie. – Gdybym ja
miał gdzieś dziecko… chciałbym o tym wiedzieć.
- Yy… - podniosłam się z jego
ramienia i na niego badawczo spojrzałam. – Nie masz, prawda?
- Nie. Nie mam. – zaśmiał się
i pokazał przy tym szereg swoich zębów. – Kocham Cię, wiesz? – pocałował mnie w
skroń.
- Wiem. Ja Ciebie też. –
wychyliłam się by pocałował mnie w usta.
- Opanujcie się. Rzygam
tęczą. – odburknął Thiago i usiadł z mojej drugiej strony.
Po północy chłopcy zajęli się
przetransportowaniem najbardziej pijanych przyjaciół do swoich łóżek. Było przy
tym dużo śmiechu, bo Alexis zaczął mówić „mamo” to Marc’a, który wlókł go za
fraki. Próbowałam mu pomóc, ale przez całą drogą śmiałam się w najlepsze.
Otworzyłam przed nimi drzwi i zapaliłam lampkę, a potem znów śmiałam się z
naszego bohatera.
Na szczęście większość
towarzystwa mogła się dostać do swoich pokoi o własnych nogach, jedynie
kilkorgu szczęśliwcom trzeba było pomóc. Thiago spał jak zamordowany i nawet
jeżeli chcielibyśmy urządzić mu pod nosem dziki seks, nie otworzyłby nawet
oczu.
Ze względu na Babi i Sergi’ego
byliśmy jednak spokojni, choć nie powiem… przez wstawionego Marc’a mogło dziać
się sporo. Nigdy nie widziałam go w takim stanie i to wywoływało u mnie śmiech,
ale musiałam dać spać innym i uspokojenie się to było jedyne słuszne to rozwiązanie.
Przytuliłam się do Marc’a, bo
szczerze powiedziawszy nie miałam innego wyjścia. Łóżko było tak wąskie, że z
trudem mieściło naszą dwójkę, a do najszerszych osób oboje nie należeliśmy.
Koło drugiej w nocy
przebudził mnie dziwny dźwięk. Podniosłam się na łokciu i próbowałam wyczuć o
co może chodzić. Marc spał jak zabity i nie przeszkadzałoby mu nawet gdyby ktoś
po nim skakał.
- Sol, zostaw tego biednego
Marc’a. – jęknął z góry Thiago.
- Co? – podniosłam się do
pozycji siedzącej.
- Całujecie się już dobrą
godzinę, a ja mam serdecznie tego dość. – nie możliwym było to, że mogłam to
robić przez sen. Byłam pewna tego, że spałam i wypięłam się do swojego chłopaka
tyłkiem.
- Nie całujemy się. –
odrzekłam spokojnie.
- Aa… - piłkarz zrobił chwilę
przerwy i po chwili poświecił swoim telefonem po pokoju. Zatrzymując się na
piętrowym łóżku Babi i Sergi’ego zauważyłam jedną dziwną zależność. Piłkarz,
który miał okupywać górne łóżko, znajdował się na dolnym i zdecydowanie nie
spał. Widząc to Thiago od razu wyłączył telefon i oboje równo zaśmialiśmy się głośno.
– Sorry ludzie. Serio…
Usłyszeliśmy jedynie
westchnięcie Babi oraz wyczuwalne zażenowanie jej partnera. Próbowałam dobudzić
Marc’a, ale na nic zdało się walenie w go pięścią, uderzanie poduszką, a nawet
kopanie. Spał jak niemowlę.
Obudziłam się w wyśmienitym
humorze. Nie odczuwałam kaca zarówno tego alkoholowego jak i moralnego, a to
widać było na pierwszy rzut oka spoglądając na naszą nową parkę.
Razem z Thiago wymienialiśmy znaczące
spojrzenia i naraz śmialiśmy się głośno, bo nie umieliśmy inaczej reagować. To
było takie komiczne, a widząc ich bordowe policzki śmialiśmy się do rozpuku.
Mój chłopak wstał z lekkim bólem głowy i jedyne czego potrzebował to wypicie
hektolitra kawy. Nie przywitał się ze mną, ani z nikim innym, tylko pognał do
czajnika. Nie chciałam się na nim skupiać, bo miałam co innego do roboty, a
mianowicie puszczanie wymownym spojrzeń do mojej nowej ulubionej pary
barcelońskiego podziemia. Widać było, że za sobą szaleją, a nie rozumiałam
czemu się ukrywają. Przecież to nic złego, a wręcz przeciwnie! Chciałam, żeby
moja kuzynka była szczęśliwa, a Sergi jest po prostu wspaniałym kandydatem na
chłopaka.
- Coś mnie ominęło? – zwrócił
się do mnie mój wyrodny chłopak i z kubkiem kawy w ręku usiadł tuż obok mnie na
łóżku.
- O… ominęło Cię i to sporo. –
puściłam oczko do Thiago, który ochoczo przytaknął.
- Gdybyś nie spał tak twardo
to poczułbyś co działo się tej nocy w pokoju. – zaśmialiśmy się. Marc spojrzał
na mnie, później na niego i nie wiedział co ma powiedzieć. – Nie, nie my. –
przyjaciel wskazał na piętrowe łóżko po drugiej stronie pokoju, w którym spała
nasza dwójka. Swoją drogą nie wiedziałam czemu wymknęli się z
pokoju i nie chcieli za żadne skarby do nas wrócić, wykorzystując to że wstał Marc i nasze zainteresowanie przez moment skupiło się właśnie na nim. Czyżbyśmy im dokuczali? A
skąd!
- Nie mów… oni? Serio? – zwrócił
się do mnie zaskoczony Marc.
- Mówię poważnie. Dostałam
ochrzan od Thiago, który przez godzinę słuchał ich całowania i myślał, że to
my. Kiedy poświecił telefonem po pokoju to zobaczyliśmy dość… ciekawy widok.
- Wszyscy byliśmy
podchmieleni, więc uznali, że będziemy spać jak misie. A tu proszę. –
uśmiechnął się szeroko Thiago.
- Tylko nie rozpowiadaj tego
innym. – zagroziłam. – Jeżeli będą chcieli, to powiedzą sami. Jasne? – wyczułam
rozżalenie w głosie piłkarza, ale musiałam to olać ze względu na dobro kuzynki.
Nie chciałam, żeby czuła się nieswojo przy wszystkich. Przy nas to co innego.
Wiadomym było, że nie zamierzamy im tego tak łatwo tego zapomnieć i będziemy im
to wypominać przy każdej możliwej okazji. Ale niech reszta trzyma się od nich z
daleka.
_______________________
Hej! Miałam dodać ten rozdział kilka dni temu, ale tak jakoś wyszło, że byłam mega zabiegana. Następny pojawi się w przeciągu tygodnia o ile wena mi na to pozwoli, bo nie mam żadnego rozdziału w zanadrzu, a nie pisałam niczego od prawie miesiąca (!). Pozdrawiam wszystkich serdecznie i liczę na szczere opinie pod tym rozdziałem. Trochę mnie ostatnio nie bierze na opowiadania, a wasze opinie zawsze poprawiają mi humor i dają dużą energię do pisania :)
Aktualizacja: zapraszam na jedynkę na drugim blogu!
Nie no nie mogę :D uwielbiam ten rozdział :D Lubię go chyba najbardziej z innych <3 Z niecierpliwością czekam na następny ;p Gdyby jeszcze nie ten ojciec to byłoby idealnie, ale co zrobić... Zapraszam na 3 rozdział http://el-tiempo-que-el-dolor-duele.blogspot.com/ i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńhttp://the-hills-have-eyes-lona-version.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html zostałaś nominowana do The Versatile Blogger ;3
Usuńale fajny rozdział <3 informuj mnie jeśli możesz :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na 3 u mnie :
marii-realmadridstory.blogspot.com
oraz na nowe opowiadanie o Manchesterze United :
marii-manchesterutdstory.blogspot.com
Kurcze, dlaczego lenia łapią zawsze te osoby, które mają najfajniejsze blogi? :/ A co do rozdziału, to jest świetny :D Jestem w ogóle ciekawa, co Alexis takiego śpiewał xD A ten moment w nocy był świetny, serio :D Po prostu to przebija wszystko, nawet ten zakład pomiędzy braćmi dos Santos :D Ale szczerze... Strasznie chciałabym zobaczyć Alexisa nazywającego Marca mamą xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i czekam na nowy rozdział ;)
Kolejny rozdział "Project: Barca!" :)
Usuńhttp://project-barca.blogspot.com/2013/07/rozdzia-5-mas-vale-tarde-que-nunca.html
Zapraszam ;)
haha, podchmielony Marc i Sergi zabawiający się z Babi i Thiago który nigdy nic nie ogarnia hahahah xd
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość :*
przepraszam. przepraszam, że tak długo nie komentowałam, ale najzwyczajniej jakoś zawsze brakowało mi czasu. obiecuję jednak poprawę! :D z tego, co dzisiaj wyhaczyłam to sporo mnie ominęło ^^ po takiej dawce odcinków mam mętlik w głowie i nawet nie wiem od czego zacząć więc powiem tylko tak: chcę więcej, zresztą nie tylko ja więc WYGNAJ TEGO LENIA :DXD pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńaa, i cały czas ryj mi sie cieszy z braci dos Santos XD B&S razem... w życiu bym sie nie spodziewała.
HHAHAHHHAHHA, nie mogę, śmiałam się przez cały czas jak czytałam ten rozdział! Thiago jest uroczy! Sergi i Babi, jestem pozytywnie zaskoczona :)
OdpowiedzUsuńDziewiąty rozdział na: http://el-amor-jugadors.blogspot.com :)
Widzę, że nie tylko mnie leń dopadł. U mnie jest o tyle lepiej, że napiszę pół strony w Wordzie i już nie mam pomysłu, kolejne pół piszę dopiero za tydzień i tak wychodzi :D
OdpowiedzUsuńPisałam już, że uwielbiam Twoje opowiadanie? Zawsze poprawiasz mi nim humor :D "Wszyscy byliśmy podchmieleni" może tylko ja mam taką zrytą banie, ale mnie to rozwaliło na łopatki i do tej pory nie mam pojęcia jak mam się ogarnąć :D
Z lekkim poślizgiem, ale jest nowy!
http://im-trying-not-to-love-you.blogspot.com/
Hahhahahahahhaha omg dobra. Komentuję z opóźnieniem, bo byłam zaganiana ciągłym zwiedzaniem, także przepraszam :D
OdpowiedzUsuńCo jak co, ale Thiago skradł ten rozdział! Popłakałam się z tego, że myślał, że to Sol i Marc się całują. Ale śmiech to zdrowie :D
http://something-forbidden.blogspot.ch/ Zapraszam na rozdział 2 :)
Usuń