wtorek, 2 lipca 2013

14. Chulanki i swawole


              Spałam jak zamordowana, ale tylko i wyłącznie dlatego, że przy moim boku był Marc. Czułam się przy nim naprawdę bezpiecznie, a po tym do czego doszło wczoraj miałam silną potrzebę poczucia stabilizacji. Kiedy dowiedziałam się kim tak naprawdę jest mój ociec, straciłam grunt pod nogami i nie wiedziałam czy zdołam go kiedykolwiek odzyskać. Miałam go zawsze za porządnego obywatela, który płaci podatki, a nie za szefa jakiejś mafii. To było nie do przyjęcia.

Dodatkowo nie mogłam pogodzić się z faktem, że nie mogę o tym powiedzieć mojemu chłopakowi. Chciałam odczuwać wsparcie od niego, a nie okłamywać go na każdym kroku. Ojciec był ważną częścią mojego życia i nie wyobrażałam sobie, że miałabym udawać, że nie istnieje. Tak byłoby najprościej, ale to w końcu ojciec.
Po południu Marc wrócił do siebie, a ja miałam wreszcie możliwość porozmawiania z Babi na spokojnie. Zaparzyłam nam kawy i zawołałam ją by usiadła ze mną przy kuchennym stole i powiedziała wszystko co wie.
- To był pomysł Twojego ojca. On jest tzw. szefem, mój tata jego prawą ręką. Prowadzą jakieś interesy na całym świecie i zajmują się czymś nielegalnym. Czym? Tego nie wiem. Tata kazał mi się w to nie mieszać. Większość czasu spędzają w Nowym Jorku i stamtąd decydują co i jak. Pamiętasz jak wyjechałam do Stanów po tym jak zaszłam w ciążę z Milli? Kupił mi wtedy dom w Miami i do tej pory jest jego prawnym właścicielem.
- Dlaczego w takim razie wróciłaś? Miałaś tam wszystko: pieniądze, dom, wspaniałe życie. Nie rozumiem.
- Tęskniłam za Barceloną, tutaj jestem sobą. Tam miałam wymyślone życie i musiałam grać swoją rolę, żeby sąsiedzi niczego się nie domyślili. Milli szybko się zaaklimatyzowała i nie chciała wyjazdu do Barcelony. Ja nie mogłam tak dłużej żyć i jestem tutaj. Wiem, że jestem dziwna, bo żyję z pieniędzy ojca i nie przeszkadza mi ich wydawanie… ale no nie mogłam tam mieszkać.
- Spokojnie, Babi. Ja Cię nie osądzam. – upiłam spory łyk kawy. – Nie mogę tylko w to wszystko uwierzyć. Czuję jakbym była w jakimś filmie.
- Też tak miałam na początku, ale szybko się przyzwyczaisz. Zwłaszcza, że oni są tam, a my tu. Nie mamy nic wspólnego, nie musimy się kontaktować… i to jest w tym wszystkim najlepsze. Mój tata nigdy nie dzwoni, wysyła tylko maile czy wszystko w porządku. Nie chce, żebyśmy byli ze sobą kojarzeni, bo jeżeli on wpadnie to wtedy pociągnie mnie za sobą.
- Myślisz, że mogą ich wsadzić do więzienia?
- Z tego co wiem to nie są aniołami i mają swoje grzeszki na koncie. Są cwani i to ich broni. Nie bój się o nich, dadzą sobie świetnie radę. – spojrzała na swoją córkę, która weszła do kuchni. – Kochanie, idziemy na spacer? – mała uśmiechnęła się szeroko i przytaknęła główką. – Idziesz z nami? – zwróciła się do mnie blondynka.
- Nie dam rady. Marc zorganizował mi małą imprezę z okazji urodzin, które przeżyłam… jak przeżyłam. Wpadnij później. – podałam jej adres. Dziewczyny poszły się przygotować do wyjścia, a ja wróciłam do swojego pokoju.
Miałam jeszcze trochę czasu do wyjścia, więc postanowiłam zrobić sobie relaksacyjną kąpiel. Moje nerwy były doszczętnie zszargane, więc coś takiego powinno mi dobrze zrobić.
Po około czterdziestu minutach, kiedy woda była już całkowicie zimna, wysuszyłam włosy, ubrałam czarną sukienkę, którą dostałam od Babi na urodziny i zaczęłam się szykować. Chciałam wyglądać ładnie nie tylko dla Marc’a, ale i dla siebie samej.
Na stopy wsunęłam malinowe szpilki i dokończyłam makijaż. Do małej czarnej kopertówki wrzuciłam telefon, dokumenty, małe perfumy i szminkę. Marc przyjechał po mnie po dziesięciu minutach.
- Wyglądasz przepięknie. – pocałował mnie na przywitanie. Wyglądał idealnie. Miał na sobie czarną koszulę, w której wywinął rękawy, tego samego koloru spodnie i granatowe trampki, które rozluźniały stylizację. W tym kolorze było mu do twarzy i wyglądał rewelacyjnie.
Przyjęcie zorganizowane były w domu Thiago, który mieścił się na przedmieściach. Miał ogromny basen z tyłu, wielki ogród i ogólnie był przepiękny. Aż dziw, że mój kochany mulacik miał tak dobry gust.
- Wszystkiego najlepszego, Soledad! – rzucili się na mnie przyjaciele. Było ich naprawdę sporo, bo większość składu Barcelony B praktycznie stanowiłaby małe wesele, dodatkowo moja mama z „partnerem”, rodzice Marc’a, Babi, która okłamała mnie, że wybiera się na spacer, wpadła z Milli oraz dziadkowie.
Wysłuchiwałam wszystkich życzeń z cierpliwością i wycałowałam się z wszystkimi za wszystkie czasy. Miałam nieodparte wrażenie, że tracę przez chwilę głos, bo musiałam zamienić z każdym choć po jedynym zdaniu. Przy moim boku miałam niezastąpionego Marc’a, który odciągał mnie od zagadującego Thiago czy namolnego Alexis’a.
Najbardziej jednak zaskoczona byłam obecnością Dominic’a. Nie okazywał mamie, żadnych nadmiernych uczuć przez co miałaby się czuć niekomfortowo. Stał jedynie obok niej i uśmiechał się do wszystkich. Musiałam zamienić z nim choć jedno zdanie na osobności, bo moja "córczyna" duma nie pozwoliła tego zostawić bez słowa.
- Hej, Dominic. Mogę Cię na chwilę prosić? – zwróciłam się do blondyna, który nie krył zdziwienia moją propozycją. Odszedł ze mną kilka dobrych kroków i spojrzał na mnie wyczekująco. – O co tu chodzi? Ale szczerze.
- A o co ma chodzić? Przyjechałem z Twoją mamą jako osoba towarzysząca. Wiem, że o nas wiesz…
- Właśnie o to pytam. Zawsze miałam Cię za chłopaka, który wyrywa najlepsze laski w szkole czy imprezach. Moja mama ma czterdzieści lat. – powiedziałam prosto z mostu. – Nie wierzę, że jesteś z nią bezinteresownie.
- Soledad, uwielbiam Cię, ale nie mogę się z Tobą zgodzić. Czasami tak jest, że życie robi psikusy i nie wszystko jest tak jakbyśmy sobie zaplanowali.
- Mam wrażenie, że nie mówisz mi do końca prawdy, ale ok. Rozumiem. Będę Cię bacznie obserwować, pamiętaj. – uśmiechnęłam się do niego, ale nie było to całkiem szczere. Miałam do niego duży dystans, bo doskonale pamiętałam jak pogrywał sobie panienkami w mojej szkole. Miał ze mną studniówkę i zaprosił na nią, najgorętszą na tamte czasy, dziewczynę: Babi. Stwierdziłam, że rozmowa z nią może trochę mi pomoże w rozwiązaniu jego pogmatwanej osobowości.
- Babi… - pociągnęłam blondynkę za łokieć i stanęłyśmy obok basenu. – Byłaś na studniówce z Dominic’iem, prawda?
- Prawda. – wypiła duszkiem kieliszek szampana, którego trzymała w dłoni. – Nie wiem kto go tu do jasnej Anielki zaprosił.
- Jesteście pokłóceni?
- On… - stanęła mnie bliżej i szepnęła na ucho: - …jest ojcem Milli.
- Co?! – krzyknęłam, ale kiedy zorientowałam się, że zagłuszyłam nawet DJ, to zasłoniłam jedynie usta dłonią. – Jak to?!
- Przespałam się z nim kiedy byłam w pierwszej liceum, a potem sama wiesz. Byłam na studniówce ze względu na Milli… myślałam, że się zejdziemy, on od tego czasu nie uznał jej za swoje dziecko… i wciąż nie chce mnie znać. Wróciłam do Stanów, zajęłam się małą Milli i próbowałam o nim zapomnieć.
- Nie mogę w to uwierzyć! Przecież… o mój Boże!
- Widzisz jaką mamy pokręconą rodzinkę? – zaśmiała się gorzko. – A uwierz, że to nie jest wszystko. Jest dużo, dużo więcej.
- Chyba nie chcę wiedzieć więcej. – blondynka uśmiechnęła się i uścisnęła mnie mocno. Ta informacja plus wszystko czego dowiedziałam się o moim ojcu, było jak dla mnie zdecydowanie za dużo jak na dwa dni.
Marc odciągnął mnie od kuzynki i pociągnął w bardziej kameralne miejsce, bo do kuchni. Byliśmy w niej sami, więc mógł mnie bez problemu pocałować.
- Jak się czujesz? – złapał mnie za ramiona i przyciągnął jak najbliżej siebie.
- Jestem szczęśliwa, że mam tylu  wspaniałych ludzi przy sobie. – uśmiechnęłam się szeroko. Tajemnica, którą skrywałam ugniatała mój żołądek i cały czas tylko i niej myślałam.
- Kochanie… - spojrzałam na niego rozbawiona, bo po raz pierwszy użył tego typu zdrobnienia. – Wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję. Jesteś niesamowity. Sama nie zorganizowałabym tego przyjęcia i nie zaprosiła tylu ludzi. Uwielbiam Cię. – podniosłam się na palcach, żeby musnąć go w usta.
- To nie tylko moja zasługa. Od kilku tygodni planowaliśmy z chłopakami coś naprawdę wystrzałowego. Wczoraj wyszło jak wyszło i dziś jest trochę skromniej.
- Skromniej? – powtórzyłam za nim. – Chyba oszalałeś. Jest cudownie! To zdecydowanie moje najlepsze urodziny, a wiesz dlaczego? – spojrzał na mnie badawczo. – Bo spędzam je razem z Tobą.
Piłkarz nie czekając zbyt długo posadził mnie na kredensie i pocałował. Gdyby nie fakt, że ktoś wszedł prawdopodobnie całowalibyśmy się przez naprawdę długi czas. W tym wypadku zeskoczyłam z powrotem na ziemię i trochę zażenowana udałam się z powrotem do gości.
Podeszłam do roześmianego Thiago, który objął mnie ramieniem i wdrożył do tematu, o którym zaciekle rozmawiał razem z Sergi Roberto i Marc’iem Muniesa.
- Biwak? Taki… pod namiotami? – zaśmiałam się głośno.
- Najprawdziwszy obóz przetrwania. Cały weekend pod gołym niebem. Tylko my, las i dzikie zwierzęta. – uśmiechnął się szeroko mulat.
- Zwariowałeś, tak? – spojrzałam na niego spod byka.
- Absolutnie! W ten weekend kończymy sezon i w przyszłym jedziemy wszyscy razem na obcowanie z przyrodą! Będzie zjawiskowo! – po chwili dołączył do nas Bartra, który widząc jak jego kolega obejmuje mnie w pasie od razu zrzucił jego rękę i zajął jego miejsce. – Marc, piszesz się na to?
- Na biwak? Mówisz o tym od lutego, ale szczerze powiedziawszy myślałem, że Ci przejdzie i pojedziesz jak zawsze na Ibizę. – odpowiedział brunet.
- Te wakacje chcę rozpocząć z przytupem!
- I nie boisz się, że napadnie Cię tam jakieś zwierzę? Będzie wielka ulewa i zaleje Ci namiot? Nie będziesz mieć zasięgu, żeby zadzwonić po pomoc? – wtrąciłam.
- Po pierwsze jedziemy tam wszyscy, więc wszyscy byśmy utknęli tam z dzikimi zwierzętami i w ulewie. – zaakcentował teatralnie. – Dodatkowo znalazłem miejsce koło lasu, gdzie są malutkie domki, więc namioty odpadają. Ognisko, kiełbaski, piwo… gitara… tak jak w dzieciństwie. Co wy na to? – spojrzał na nas pytająco.
- Domki? Ile jest tych domków? – zapytał Sergi.
- Dwa. Po dwa pokoje, mała łazienka i mała kuchnia. W sam raz na naszą ekipę.
- Chcesz się gnieść w dwupokojowych domkach? A wiesz ilu w ogóle chciałoby jechać? – piłkarz wyjął swój telefon i wyczytał nam listę osób, które zadeklarowały się na wyjazd.
- Alexis… wiadome, on jedzie wszędzie tam gdzie ja. Bracia Dos Santos, Tello z dziewczyną, Gerard Deulofeu i Rafinha, mój uroczy brat. Czyli siedem osób. Ze mną osiem… - zaczął liczyć. – Jeżeli wy się zdecydujecie to będzie nas 10. To na dwa domki to full miejsca.
- A Ty jechałbyś sam? – zwróciłam się do niego podejrzliwie, bo wiedziałam dobrze jak uwielbiał towarzystwo dziewczyn.
- Aaa… no to 11. – zaśmiał się.
- Czyli lista się ciągle powiększa i w rezultacie może nas już być 20? Albo 30? – zmrużyłam oczy.
- Nie, nie. Tylko najbliższe towarzystwo. Robię oczywiście selekcję, ale wiecie… Alexis się przyplątał. – wszyscy wybuchli śmiechem i widząc jak A. podchodzi śmiali się jeszcze głośniej.
- Co mnie znów ominęło? – zapytał Chilijczyk.
- Nic, nic. Masz piwo. –  podał mu butelkę Thiago i poklepał go po ramieniu. Piłkarz uśmiechnął się szeroko i poprawił mi momentalnie humor. Był takim dobrym duchem tego zespołu, więc nie wiedziałam dlaczego się tak z niego ciągle śmieją. No inteligencją nie grzeszył, ale to przecież Sanchez. Nic dodać nic ująć.
Kiedy chłopcy postanowili po kolei wskakiwać do basenu wiedziałam, że jest to ten moment, w którym powinno się zakończyć imprezę. Ubierałam z powrotem na wpół przytomnego Thiago, który chojrakował, że skoczy na bombę. Gdyby nie pomoc Marc’a pewnie by do tego doszło, ale zawlókł go do jego własnej sypialni i mieliśmy problem z głowy. Naprawdę nie potrzebowałam zalanego piłkarza, którego miałabym potem ratować i cucić.
Reszta wiedziała, że mówię śmiertelnie poważnie i nie ma co ze mną zadzierać, więc nie wychylała się i zaprzestała nawet myśleć o basenie. Wiadomo jak takie zabawy mogą się skończyć, a ja nikogo na sumieniu nie chciałam mieć.
Mama i Dominic pożegnali się ze mną koło drugiej w nocy i pojechali do domu. Dziadkowie ruszyli tuż za nimi, więc praktycznie została sama młodzież. Wtedy impreza się naprawdę rozkręciła.
Thiago wytrzeźwiał i wrócił do żywych, natomiast kolejnym trupem do wyniesienia był Alexis. Z nim musiał poradzić sobie Marc wraz z Muniesą i Sergim, którzy jeszcze trzymali się na nogach. Cieszyłam się, że mój chłopak nie lubił szaleć i jako jedyny zawsze miał głowę na karku. Mogłam się przy nim czuć bezpiecznie, jak i reszta ferajny.
Barbara tańczyła przez cały wieczór z Sergim co nie uszło uwadze chyba nikomu z drużyny chłopaka. Osobiście cieszyłam się, że zainteresowała się wreszcie kimś normalnym i naprawdę sympatycznym. Zawsze wybierała podejrzane typki, a ojciec jej dziecka? Cóż ta wiadomość całkowicie wyprowadziła mnie z równowagi. Przez sześć lat myślałam, że był to jakiś gość z Madrytu, który pojawił się w Barcelonie przelotem – tak kazała przynajmniej nam Babi wierzyć. I wierzyłam. Do dziś. Dominic ojcem Milli? Dominic chłopakiem mojej mamy? Za dużo informacji, za dużo!
 
__________________
Hej :) Coraz ciekawszych rzeczy wypływa na wierzch i aż strach się bać co będzie dalej :) Uwielbiam te gify chłopców świętujących Mistrzostwo Europy U-21 :)
Ogólnie to złapałam mega wielkiego lenia i nie mam na nic siły. Jak myślę, że mam coś pisać to cieszę się, że mam jeszcze jeden rozdział  w zanadrzu... chciałabym zamknąć to opowiadanie w 20stu rozdziałach, ale zobaczymy jeszcze co z tych moich planów wyniknie.
Btw... zapraszam na mojego tumblra.
Pozdrawiam :*

8 komentarzy:

  1. 444-DAYS-IN-HELL.blogspot.com < - 16 rozdział. Jeśli czytasz - komentuj. Chcę znać Twoją opinię.

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba wiesz, że uwielbiam twój blog ? <3 tak? nie? no to teraz wiesz <3 Uwielbiam Marc'a <3 Zaciekawiły mnie te inne tajemnice rodziny. Ciekawe co będzie na tym biwaku :D Czekam na następny <3 Chciałabym was serdecznie zaprosić na mój nowy blog, gdzie będziecie mogli zamówić sobie u mnie jednopartówki z obojętnie jakim sportowcem ;) http://one-story-change-your-life.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest cudowne *.* Uwielbiam twojego bloga..

    Zapraszam na ósmy rozdział http://el-amor-jugadors.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. iuragyuaghJBVlhulbajlvba - to tylko taki skrót komentarza do odczuć o Soledad i Marcu *.*
    No i ja nie mogę ;o Dominic? Że co proszę? Co on kombinuje? Zatkało mnie i nie wiem co powiedzieć! Tzn napisać czy cokolwiek. To jakiś nieodpowiedzialny gówniarz.
    No i jaka klawa impreza :D Na taką to by się poszło! :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://call-me-chelsea.blogspot.com/ Zapraszam na rozdział 4 :-)

      Usuń
    2. Zapraszam na rozdział 1 na http://something-forbidden.blogspot.com/ :-)

      Usuń
  5. Maaaarc jest tutaj cholernie za słodki ;D
    Zaciekawiła mnie ta akcja z Dominicem i 'tajemnicami' rodziny, ale w koncu w każdej familii znajdzie się coś ukrytego.
    Biwaaak! :D Niech już będzie ten biwaak (i seks z Bartrą ;>)
    Zapraszam na coś nowego : http://caliente-es-tu-amor.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. tak, gify zdecydowanie świetne! :D
    Odcinek przyjemny, i Dominic ojcem Milli? Matko, ale pogmatwałaś teraz xDD
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń