poniedziałek, 22 lipca 2013

16. Szkoła przetrwania


Popołudnie zleciało nam na opowiadaniu starych historii z życia oraz na przygotowaniu obiadu dla całej zgrai głodnych biwakowiczów. Dogryzałam swojej kuzynce, która trzymała się z dala od Sergi’ego. On w sumie też unikał kontaktu wzrokowego, a to wywoływało u mnie i Thiago napady głośnego śmiechu. Tłumaczyliśmy się reszcie, że mamy swój sekret i nie zamierzamy się nim z nikim dzielić.
Widząc jak wymieniają się jedynie krótkimi porozumiewawczymi spojrzeniami uśmiechałam się szeroko. Byli tacy słodcy, że mogłabym spędzić cały dzień na wpatrywaniu się w ich zachowanie.
Wiedziałam dobrze, że wcześniej czy później muszę poważnie porozmawiać z Marc’iem, ale przeciągałam ten moment jak tylko się dało. Niczego się nie spodziewał i to chyba dla niego dobrze, ale mnie przez to bolały wnętrzności. Czułam potrzebę wyjawienia mu prawdy o moim ojcu. Miałam kilka podejść. Za każdym razem ktoś nam przeszkadzał i kończyło się na tym, że mówił: „porozmawiamy później”, ale do tego nie dochodziło.
Koło godziny szesnastej na niebie pojawiły się czarne chmury, które zapowiadały zbliżającą się ulewę. Myśleliśmy na początku, że będzie to letni deszczyk, który przejdzie po chwili, ale rozpadało się na dobre. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że nasze domki zaczęły przeciekać, a mianowicie dachy, który były zrobione byle jak. Nie byłam fachowcem i broń Boże nie znałam się na tym, ale mogłam przyznać, że ja zrobiłabym to zdecydowanie lepiej.
- To co robimy? – zapytał Muniesa wchodząc do naszego pokoju.
- Idę zanieść nasze rzeczy do samochodu i poczekamy aż przejdzie, bo tu możemy przemoknąć do suchej nitki. – odrzekł Marc, który trzymał w ręku moją walizkę. Reszta zrobiła podobnie. Zanieśli swoje rzeczy by nie zmokły do swoich aut i próbowali przeczekać najgorsze.
Marc wrócił do domku przemoczony, ale pomogłam mu się wysuszyć i sama go ogrzewałam, by się nie przeziębił. Dostałam w zamian słodkiego buziaka w policzek, więc w zasadzie mi się to opłacało.
Thiago był trochę zdenerwowany, bo nie tak to zaplanował. Miała być przepiękna pogoda, ognisko, blask księżyca i gwiazd, a nie powódź. A było tak i to całkiem dosłownie. Tello z dziewczyną próbowali wyjechać, ale ugrzęźli w błocie, które lawinowo spływało z pobliskich zboczy na drogę.
Byliśmy odcięci od reszty świata i nic nie wskazywało na to, że ma się to w najbliższym czasie zmienić.

Koło godziny dwudziestej rozpadało się na dobre. Było strasznie ciemno przez kłębiące się deszczowe chmury, a nasze lampki w domach wołały o pomstę do nieba. Siedziałam wtulona do Marc’a, który próbował jakoś rozbawić resztę zdołowanego towarzystwa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że kończyło się nam jedzenie, a nie mogliśmy ot tak sobie pójść do sklepu. Poza tym kończył się alkohol, a to dla niektórych było nie do przeżycia.
- Słyszałem jakiś dziwny dźwięk na zewnątrz! – do naszego pokoju wpadł młodszy brat Thiago, Rafinha. Nikt nie miał nawet ochoty odpowiadać, a co dopiero za nim gnać. Stwierdziłam jednak, że mam najwięcej testosteronu w całym pokoju facetów i udałam się za młodym piłkarzem na małą werandę. – Widziałaś to?! – krzyknął, kiedy jakieś niezidentyfikowane zwierzę przebiegło tuż obok samochodu jego brata.
- Co to było?? – złapałam go za rękę. Oczy zwierzęcia świeciły za każdym razem, gdy na nas spoglądał, ale nie to było w tym wszystkim najstraszniejsze. Wydawał z siebie ryk i kilka razy próbował skoczyć nam na schody.
Pociągnęłam za rękę Rafinha i zamknęłam za nami drzwi wejściowe. Miałam strasznego pietra, ale nasza opowieść o zmutowanym zwierzaku nie zrobiła na nikim szczególnie wielkiego wrażenia.
Chcieliśmy jakoś zareagować i spłoszyć zwierzę, ale każda nasza próba rzucania czym się dało, nic nie dawała.
Kiedy wróciłam do pokoju okazało się, że dach przecieka coraz bardziej i trzeba jak najszybciej przenieść resztę naszych rzeczy do samochodów. W popłochu wrzucaliśmy rzeczy do walizek i wychodziliśmy na werandę, gdzie mieściły się jedynie trzy osoby. Wcześniej chłopcy zanieśli bardziej cenne rupiecie i w pokoju zostały jedynie ciuchy i jakieś kosmetyki. Marc i Sergi przebiegli z walizkami przez podmokłe podwórko i wrócili po chwili.
- Chyba nie ma sensu siedzieć w tym domku. Na jedno wyjdzie czy siedzimy tu czy w samochodzie. – złapał mnie za rękę Marc. Przyznałam mu rację i dodałam, że jest tam zdecydowanie cieplej.
Siedzieliśmy sami w samochodzie, od którego odbijały się ciężkie krople deszczu. Wiedziałam dobrze, że to ten moment, w którym muszę z nim poważnie porozmawiać. Mogło już nie być takiej sytuacji, w której byliśmy sam na sam, a chciałam powiedzieć mu prawdę o moim ojcu prosto w oczy.
- Szkoda, że ten wypad na biwak się nie udał. W sumie mi się bardzo podobało, ale gdyby nie ta pogoda… - zaczęłam niepewnie.
- Możemy to kiedyś powtórzyć, ale wcześniej musimy się zapoznać z prognozą pogody, bo mogę się założyć, że teraz nikt tego nie zrobił.
- Thiago i tak dużo miał na głowie, więc podziwiam go, że udało mu się to wszystko zorganizować.
- No tak. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest taki zorganizowany. Zawsze się spóźnia na treningi i myślałem, że to będzie jeden wielki niewypał.
- A tu proszę… Całkiem fajny wyjazd. – Marc uśmiechnął się szeroko.
- Zgadzam się.
Nabrałam powietrza do płuc i głośno je wypuściłam. Musiałam poruszyć temat mojego ojca. Teraz albo nigdy.
- Kochanie, musimy pogadać. – złapałam Marc’a za rękę i przyciszyłam radio, w którym leciała akurat jakaś smutna romantyczna piosenka.
- Stało się coś? – pocałował wierzchnią część mojej dłoni i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. – Masz minę jakby coś się stało… i to poważnego.
- Chodzi o sprawę związaną z Eric’iem. – wydukałam. Było mi ciężko, przede wszystkim dlatego, że trzymał mnie za rękę i spoglądał na mnie maślanym wzrokiem, co wybijało mnie z rytmu. Musiałam to powiedzieć za jednym zamachem. Na jednym wdechu. – Mój tata to don Sierra. On stoi za moim uprowadzeniem i to on właśnie ścigał Twojego brata.
Odpowiedziała mi cisza.
Marc puścił moją dłoń i kręcił z niedowierzaniem głową. Miał prawo być zły, ale chciałam znać jego zdanie na ten temat.
- Odkąd o tym wiesz? – nie oderwał wzroku od kierownicy.
- Od dnia porwania.
- I przez dwa tygodnie milczałaś? – miał spokojny ton głosu i to najbardziej mnie wkurzało. Gdyby krzyknął i wyrzucił z siebie co ma mi za złe, byłoby mi łatwiej.
- Przepraszam, Marc. Nie wiedziałam jak zareagujesz… bałam się, że będziesz zły na mnie, na to kim jest mój ojciec. – próbowałam go dotknąć, ale oskoczył jak poparzony. Wiedziałam, że to zły znak. – Marc… spójrz na mnie.
- Nie wierzę, że mnie okłamałaś. – wypuścił z siebie powietrze i uderzył pięścią w kierownicę. – Don Sierra chciał zrobić krzywdę mojemu bratu. Chciał się na nim zemścić… nie wierzę, że to Twój ojciec. - zrobił chwilową pauzę. - Muszę to przemyśleć.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Stał w deszczu, dopóki nie wylazł po niego Thiago, który zaciągnął go do swojego wozu. Łzy ciekły mi po policzkach i byłam na siebie wściekła. Na Babi, na ojca, na wszystkich. Gdybym ich nie posłuchała  i powiedziała mu od razu, to nie byłoby tej chorej sytuacji.
Do samochodu weszła Babi. Widząc mój rozmyty makijaż i zapłakane oczy od razu mnie przytuliła.
- Powiedziałaś mu. – westchnęła głośno. – Mówiłam Ci, żebyś tego nie robiła. To tylko pogorszyło sytuację.Wiesz, że Marc ma swoją dumę, którą obnosi się na prawo i lewo i będzie chciał pokazać, że go to zabolało.
- Nie chciałam, żeby tak wyszło. – załkałam. – Powiedziałam mu, bo nie chciałam mieć przed nim tajemnic, a on to obrócił przeciwko mnie.
- Jest zły, bo ta cała sytuacja dotyczy Ciebie i jego rodzonego brata. Gdyby don Sierra nie był Twoim ojcem to wszystko rozeszłoby się szybko po kościach, a tak to wiadomo kto chce zrobić krzywdę Eric’owi… Nie jest to „fikcyjna” postać, a realna. To Twój tata.
- Nie obchodzi mnie kim on jest, bo nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Powiedziałam Marc’owi o tym, bo go kocham i nie chciałam go dłużej okłamywać. A on ma mi za złe to, że nie powiedziałam mu o tym od razu. To chore.
- Przejdzie mu, bo Cię kocha. Daj mu jakiś czas.
- Ile? – blondynka poruszała jedynie ramionami i spojrzała na mnie współczującym wzrokiem.
Wyprosiłam kuzynkę z samochodu, bo chciałam pobyć sama. Byłam wściekła, załamana i roztrzęsiona jednocześnie, a jej gadka o tym jak Marc mnie bardzo kocha, wyprowadzała mnie z równowagi.
Chciałam jedynie tego, żeby mnie przytulił.
Spędziłam resztę nocy na łóżku razem z Thiago, który grał na swojej komórce w jakieś gry. Nikt nie przespał nawet minuty tej nocy, bo burza szalała na dobre i nie zamierzała odpuścić. Było zimno, tłoczno i ciemno, a w samym środku tego gówna siedziałam ja z zapuchniętymi oczami od płaczu.
Nie wiedziałam gdzie był Marc i nikt nie umiał mi tego wyjaśnić, bo raz siedział z braćmi dos Santos, raz z Alexisem… Był wszędzie, tylko nie ze mną.
Z samego rana spakowaliśmy resztę rzeczy i ruszyliśmy z powrotem do miasta. Zabrałam się razem z Thiago, który zaproponował mi podwózkę. Byłam w podłym nastroju i nie chciałam widzieć w tamtym momencie Marc’a.
Po powrocie do mieszkania rzuciłam się do łóżka i przespałam resztę dnia. Nie dostałam żadnej wiadomości od Marc’a. Był jedynie oddać mi moje walizki, które zostawił w salonie i nawet nie zajrzał czy ze mną wszystko w porządku.
Następnego dnia kiedy emocje opadły weszłam do sieci i zajrzałam do poczty, gdzie znajdowało się mnóstwo wiadomości. Zaciekawił mnie ostatni wpis Marc’a na swoim twitterze.
- „Ibiza. Z  kumplami”. Co do diabła? – krzyknęłam na całe mieszkanie. Rozespana Babi wbiegła do mojego pokoju z suszarką w ręce.
- Co się stało?
- Wiesz gdzie jest Marc? – pokiwała jedynie głową. – Na Ibizie.
- Skąd wiesz?
- Od jakiegoś czasu można go częściej spotkać w sieci niż w realu. – fuknęłam i zamknęłam laptopa. – Jak mógł wyjechać i nie powiedzieć mi nic o tym. Nie odzywa się do mnie od tamtej rozmowy, a ja naprawdę chcę z nim pogadać.
- Porozmawiacie jak wróci. Sergi jest z nim, więc nic złego mu się nie stanie. Musi przemyśleć pewne sprawy i wkrótce się pogodzicie.
- Co Ty pieprzysz? – warknęłam. – Chciałam to od razu z nim obgadać, a on się do mnie nie odezwał słowem! Może się wściekać, ale niech to robi przy mnie! A nie przy pijanych imprezowych panienkach, które będą mu chciały wskoczyć do łóżka.
- Nie przesadzaj, Sol. Postaw się w jego sytuacji. – usiadła na skraju łóżka. – Ojciec jego dziewczyny to kryminalista, który chciał załatwić jego brata. Jak Ty byś zareagowała na jego miejscu?
- Przecież to nie moja wina!
- Rozumiem i jestem po Twojej stronie, jak zawsze, ale przecież gdybyś była na jego miejscu to zareagowałabyś podobnie.
- To Ty kazałaś mi milczeć i omijać ten temat łukiem. – skrzyżowałam ręce na piersiach. – Gdybym powiedziała mu o tym od razu to inaczej by to przyjął. A tak okłamywałam go ponad dwa tygodnie…
- Nie zadręczaj się, Soledad. To naprawdę nie Twoja wina. Marc to musi po prostu przemyśleć. Wtedy wróci.
- Jestem na siebie wściekła. Na niego jeszcze bardziej! Ma tą swoją cholerną dumę!
- To facet. Przemyśli to wszystko i wróci.
- Gadałaś z Sergim?
- Dzwoniłam do niego. Powiedział, że jadą z chłopakami na Ibizę, bo Marc jest nie do zniesienia. Muszą go trochę wyciszyć i wtedy wrócą.
- Czyli nie powiedział kiedy? – kuzynka pokiwała głową. – Po prostu pięknie. Wszystko się poszło pieprzyć.
- Uspokój się. Gdyby Marc Cię nie kochał to mogłabyś tak mówić. A wy się głupki kochacie jak wariaci, więc nie ma takiej możliwości, żebyście to zakończyli przez takie głupstwo.
- Głupstwo? – powtórzyłam za nią. – Babi, chyba nie wiesz o czym mówisz. Mój ojciec chciał zabić Eric’a.
- Nie zrobiłby tego.
- Doprawdy?
- Przecież wychowałaś się praktycznie z Marc’iem i Eric’iem. Twój tata był z wami, grał z chłopakami w piłkę, zabierał na wakacje. Myślisz, że mógłby zrobić mu krzywdę po tym wszystkim? On traktował ich zawsze jak synów.
- Wiesz ja zawsze myślałam, że ma tę swoją agencję, jeździ po świecie… ma kochanki… spoko, do tego przywykłam, ale do jakiejś mafii? Do się w głowie nie mieści.
- Przywykniesz do tego tak jak ja.
Nie miałam ochoty na dalszą wymianę zdań o moim ojcu. Po prostu przykryłam się kołdrą i nie słuchałam dalszych słów mojej kuzynki. Chciałam, żeby Marc jak najszybciej wrócił i dał sobie spokój z obrażaniem. Przecież nie była to moja wina, a ja szczerze chciałam mu o wszystkim powiedzieć od samego początku. Gdyby nie Babi, która zasugerowała, żeby lepiej o tym nie wspominać, teraz nie miałabym problemu.


________________
Kłócący się Marc... *__* Nawet wtedy wygląda pięknie :)
 
Hej hej!
Ależ złapałam lenia! Wakacyjny nastrój całkowicie mnie rozleniwił i nie mam siły, żeby cokolwiek napisać. Aaaa to, że dalej nie mam weny to już inna sprawa ;-) Chociaż wczoraj dokończyłam 17. rozdział, więc już coś mam, ale i tak nie mam pomysłów na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam :*

6 komentarzy:

  1. Imprezka może całkiem się nie udała, ale i nawet w deszczu wyglądała atrakcyjnie dopóki nie doszło do rozmowy Sol. i Marca.
    Sama byłabym nieźle zdenerwowana, gdyby mój chłopak bez żadnych słów ot tak pojechał sobie na Ibizę.
    Mam nadzieję, że brunet wróci z wyspy wypoczęty i bez żadnych fochów xd
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, ale to, że Marc się obrazi to było to przewidzenia. Typowy facet, zawsze tak jest.
    Zapraszam do siebie:
    http://project-barca.blogspot.com/2013/07/rozdzia-6-na-avinguda-del-sol.html
    i
    http://el-amor-es-ciego.blogspot.com/ (tutaj postaram się jeszcze dzisiaj dodać nowy rozdział)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to mówią w czasie deszczu dzieci się nudzą. Gdyby nie ta nieszczęsna rozmowa byłoby o wiele lepiej. Gdyby mój chłopak pojechał od tak sobie na Ibize też byłabym nieźle zdenerwowana, więc nie dziwię się Sol, że tak zareagowała :D
    zapraszam do siebie:
    im-trying-not-to-love-you.blogspot.com
    bedlaamite.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. kurcze no. Dobrze zrobiła że mu powiedziała ale on zachował się beznadziejnie. i to na dodatek pojechał na Ibizę! No zabić to mało! Przecież nie jej wina, że ma takiego ojca -.-
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  5. to sie porobiło. ja tam jestem zdania, że dobrze, że mu powiedziała. przed osobami które sie kocha nie warto mieć tajemnic, należy przechodzić przez wszystko razem. Marc chyba troche za gwałtownie zareagował. wydaje mi sie, że za bardzo skupia sie na sobie a nie myśli o tym, co teraz czuje Sol. to smutne. wyjazd na Ibize, spoko. ale mógł ją chocciaż osobiście poinformować bo to jakoś niefajnie wyszło. o ewentualnym zerwaniu też powiadomiłby ją przez sms'a? >.< nominowałam Cię do The Versatile Blogger. szczegóły na: http://te-quiero-para-siempre.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html ;>

    OdpowiedzUsuń
  6. No jasna cholera. Marc! Co ty najlepszego wyrabiasz?! No, ale jednak to facet. Ma swoją głupią dumę i koniec kropka. Ale szkoda mi strasznie Sol, bo nic nie zrobiła, a jednak wszystko odbija się na niej.
    Mam nadzieję, że wszystko wyjdzie na dobre.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń