Popołudnie zleciało nam na
opowiadaniu starych historii z życia oraz na przygotowaniu obiadu dla całej
zgrai głodnych biwakowiczów. Dogryzałam swojej kuzynce, która trzymała się z
dala od Sergi’ego. On w sumie też unikał kontaktu wzrokowego, a to wywoływało u
mnie i Thiago napady głośnego śmiechu. Tłumaczyliśmy się reszcie, że mamy swój
sekret i nie zamierzamy się nim z nikim dzielić.
Widząc jak wymieniają się
jedynie krótkimi porozumiewawczymi spojrzeniami uśmiechałam się szeroko. Byli
tacy słodcy, że mogłabym spędzić cały dzień na wpatrywaniu się w ich
zachowanie.
Wiedziałam dobrze, że
wcześniej czy później muszę poważnie porozmawiać z Marc’iem, ale przeciągałam
ten moment jak tylko się dało. Niczego się nie spodziewał i to chyba dla niego
dobrze, ale mnie przez to bolały wnętrzności. Czułam potrzebę wyjawienia mu prawdy
o moim ojcu. Miałam kilka podejść. Za każdym razem ktoś nam przeszkadzał i
kończyło się na tym, że mówił: „porozmawiamy później”, ale do tego nie
dochodziło.
Koło godziny szesnastej na
niebie pojawiły się czarne chmury, które zapowiadały zbliżającą się ulewę.
Myśleliśmy na początku, że będzie to letni deszczyk, który przejdzie po chwili,
ale rozpadało się na dobre. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że nasze domki
zaczęły przeciekać, a mianowicie dachy, który były zrobione byle jak. Nie byłam
fachowcem i broń Boże nie znałam się na tym, ale mogłam przyznać, że ja
zrobiłabym to zdecydowanie lepiej.
- To co robimy? – zapytał
Muniesa wchodząc do naszego pokoju.
- Idę zanieść nasze rzeczy do
samochodu i poczekamy aż przejdzie, bo tu możemy przemoknąć do suchej nitki. –
odrzekł Marc, który trzymał w ręku moją walizkę. Reszta zrobiła podobnie.
Zanieśli swoje rzeczy by nie zmokły do swoich aut i próbowali przeczekać
najgorsze.
Marc wrócił do domku
przemoczony, ale pomogłam mu się wysuszyć i sama go ogrzewałam, by się nie
przeziębił. Dostałam w zamian słodkiego buziaka w policzek, więc w zasadzie mi
się to opłacało.
Thiago był trochę
zdenerwowany, bo nie tak to zaplanował. Miała być przepiękna pogoda, ognisko,
blask księżyca i gwiazd, a nie powódź. A było tak i to całkiem dosłownie. Tello
z dziewczyną próbowali wyjechać, ale ugrzęźli w błocie, które lawinowo spływało
z pobliskich zboczy na drogę.
Byliśmy odcięci od reszty
świata i nic nie wskazywało na to, że ma się to w najbliższym czasie zmienić.
Koło godziny
dwudziestej rozpadało się na dobre. Było strasznie ciemno przez kłębiące się
deszczowe chmury, a nasze lampki w domach wołały o pomstę do nieba. Siedziałam
wtulona do Marc’a, który próbował jakoś rozbawić resztę zdołowanego
towarzystwa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że kończyło się nam jedzenie, a
nie mogliśmy ot tak sobie pójść do sklepu. Poza tym kończył się alkohol, a to
dla niektórych było nie do przeżycia.
- Słyszałem jakiś dziwny
dźwięk na zewnątrz! – do naszego pokoju wpadł młodszy brat Thiago, Rafinha.
Nikt nie miał nawet ochoty odpowiadać, a co dopiero za nim gnać. Stwierdziłam
jednak, że mam najwięcej testosteronu w całym pokoju facetów i udałam się za
młodym piłkarzem na małą werandę. – Widziałaś to?! – krzyknął, kiedy jakieś
niezidentyfikowane zwierzę przebiegło tuż obok samochodu jego brata.
- Co to było?? – złapałam go
za rękę. Oczy zwierzęcia świeciły za każdym razem, gdy na nas spoglądał, ale
nie to było w tym wszystkim najstraszniejsze. Wydawał z siebie ryk i kilka razy
próbował skoczyć nam na schody.
Pociągnęłam za rękę Rafinha i
zamknęłam za nami drzwi wejściowe. Miałam strasznego pietra, ale nasza opowieść
o zmutowanym zwierzaku nie zrobiła na nikim szczególnie wielkiego wrażenia.
Chcieliśmy jakoś zareagować i
spłoszyć zwierzę, ale każda nasza próba rzucania czym się dało, nic nie dawała.
Kiedy wróciłam do pokoju
okazało się, że dach przecieka coraz bardziej i trzeba jak najszybciej przenieść
resztę naszych rzeczy do samochodów. W popłochu wrzucaliśmy rzeczy do walizek i
wychodziliśmy na werandę, gdzie mieściły się jedynie trzy osoby. Wcześniej
chłopcy zanieśli bardziej cenne rupiecie i w pokoju zostały jedynie ciuchy i
jakieś kosmetyki. Marc i Sergi przebiegli z walizkami przez podmokłe podwórko i wrócili po
chwili.
- Chyba nie ma sensu siedzieć
w tym domku. Na jedno wyjdzie czy siedzimy tu czy w samochodzie. – złapał mnie
za rękę Marc. Przyznałam mu rację i dodałam, że jest tam zdecydowanie cieplej.
Siedzieliśmy sami w samochodzie, od którego odbijały się
ciężkie krople deszczu. Wiedziałam dobrze, że to ten moment, w którym muszę z
nim poważnie porozmawiać. Mogło już nie być takiej sytuacji, w której byliśmy
sam na sam, a chciałam powiedzieć mu prawdę o moim ojcu prosto w oczy.
- Szkoda, że ten wypad na biwak się nie udał. W sumie mi się
bardzo podobało, ale gdyby nie ta pogoda… - zaczęłam niepewnie.
- Możemy to kiedyś powtórzyć, ale wcześniej musimy się
zapoznać z prognozą pogody, bo mogę się założyć, że teraz nikt tego nie zrobił.
- Thiago i tak dużo miał na głowie, więc podziwiam go, że
udało mu się to wszystko zorganizować.
- No tak. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest taki
zorganizowany. Zawsze się spóźnia na treningi i myślałem, że to będzie jeden
wielki niewypał.
- A tu proszę… Całkiem fajny wyjazd. – Marc uśmiechnął się
szeroko.
- Zgadzam się.
Nabrałam powietrza do płuc i głośno je wypuściłam. Musiałam
poruszyć temat mojego ojca. Teraz albo nigdy.
- Kochanie, musimy pogadać. – złapałam Marc’a za rękę i
przyciszyłam radio, w którym leciała akurat jakaś smutna romantyczna piosenka.
- Stało się coś? – pocałował wierzchnią część mojej dłoni i
spojrzał na mnie z zaciekawieniem. – Masz minę jakby coś się stało… i to
poważnego.
- Chodzi o sprawę związaną z Eric’iem. – wydukałam. Było mi
ciężko, przede wszystkim dlatego, że trzymał mnie za rękę i spoglądał na mnie
maślanym wzrokiem, co wybijało mnie z rytmu. Musiałam to powiedzieć za jednym
zamachem. Na jednym wdechu. – Mój tata to don Sierra. On stoi za moim
uprowadzeniem i to on właśnie ścigał Twojego brata.
Odpowiedziała mi cisza.
Marc puścił moją dłoń i kręcił z niedowierzaniem głową. Miał
prawo być zły, ale chciałam znać jego zdanie na ten temat.
- Odkąd o tym wiesz? – nie oderwał wzroku od kierownicy.
- Od dnia porwania.
- I przez dwa tygodnie milczałaś? – miał spokojny ton głosu
i to najbardziej mnie wkurzało. Gdyby krzyknął i wyrzucił z siebie co ma mi za
złe, byłoby mi łatwiej.
- Przepraszam, Marc. Nie wiedziałam jak zareagujesz… bałam
się, że będziesz zły na mnie, na to kim jest mój ojciec. – próbowałam go
dotknąć, ale oskoczył jak poparzony. Wiedziałam, że to zły znak. – Marc… spójrz
na mnie.
- Nie wierzę, że mnie okłamałaś. – wypuścił z siebie
powietrze i uderzył pięścią w kierownicę. – Don Sierra chciał zrobić krzywdę
mojemu bratu. Chciał się na nim zemścić… nie wierzę, że to Twój ojciec. - zrobił chwilową pauzę. - Muszę
to przemyśleć.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Stał w deszczu, dopóki nie
wylazł po niego Thiago, który zaciągnął go do swojego wozu. Łzy ciekły mi po
policzkach i byłam na siebie wściekła. Na Babi, na ojca, na wszystkich. Gdybym
ich nie posłuchała i powiedziała mu od razu, to nie byłoby tej chorej
sytuacji.
Do samochodu weszła Babi. Widząc mój rozmyty makijaż i
zapłakane oczy od razu mnie przytuliła.
- Powiedziałaś mu. – westchnęła głośno. – Mówiłam Ci, żebyś
tego nie robiła. To tylko pogorszyło sytuację.Wiesz, że Marc ma swoją dumę, którą obnosi się na prawo i lewo i będzie
chciał pokazać, że go to zabolało.
- Nie chciałam, żeby tak wyszło. – załkałam. – Powiedziałam
mu, bo nie chciałam mieć przed nim tajemnic, a on to obrócił przeciwko mnie.
- Jest zły, bo ta cała sytuacja dotyczy Ciebie i jego
rodzonego brata. Gdyby don Sierra nie był Twoim ojcem to wszystko rozeszłoby
się szybko po kościach, a tak to wiadomo kto chce zrobić krzywdę Eric’owi… Nie
jest to „fikcyjna” postać, a realna. To Twój tata.
- Nie obchodzi mnie kim on jest, bo nie chcę mieć z nim nic
wspólnego. Powiedziałam Marc’owi o tym, bo go kocham i nie chciałam go dłużej
okłamywać. A on ma mi za złe to, że nie powiedziałam mu o tym od razu. To
chore.
- Przejdzie mu, bo Cię kocha. Daj mu jakiś czas.
- Ile? – blondynka poruszała jedynie ramionami i spojrzała
na mnie współczującym wzrokiem.
Wyprosiłam kuzynkę z samochodu, bo chciałam pobyć sama.
Byłam wściekła, załamana i roztrzęsiona jednocześnie, a jej gadka o tym jak
Marc mnie bardzo kocha, wyprowadzała mnie z równowagi.
Chciałam jedynie tego, żeby mnie przytulił.
Spędziłam resztę nocy na łóżku razem z Thiago, który grał na
swojej komórce w jakieś gry. Nikt nie przespał nawet minuty tej nocy, bo burza
szalała na dobre i nie zamierzała odpuścić. Było zimno, tłoczno i ciemno, a w
samym środku tego gówna siedziałam ja z zapuchniętymi oczami od płaczu.
Nie wiedziałam gdzie był Marc i nikt nie umiał mi tego
wyjaśnić, bo raz siedział z braćmi dos Santos, raz z Alexisem… Był wszędzie,
tylko nie ze mną.
Z samego rana spakowaliśmy resztę rzeczy i ruszyliśmy z
powrotem do miasta. Zabrałam się razem z Thiago, który zaproponował mi
podwózkę. Byłam w podłym nastroju i nie chciałam widzieć w tamtym momencie
Marc’a.
Po powrocie do mieszkania rzuciłam się do łóżka i przespałam
resztę dnia. Nie dostałam żadnej wiadomości od Marc’a. Był jedynie oddać mi
moje walizki, które zostawił w salonie i nawet nie zajrzał czy ze mną wszystko
w porządku.
Następnego dnia kiedy emocje opadły weszłam do sieci i
zajrzałam do poczty, gdzie znajdowało się mnóstwo wiadomości. Zaciekawił mnie
ostatni wpis Marc’a na swoim twitterze.
- „Ibiza. Z kumplami”.
Co do diabła? – krzyknęłam na całe mieszkanie. Rozespana Babi wbiegła do mojego
pokoju z suszarką w ręce.
- Co się stało?
- Wiesz gdzie jest Marc? – pokiwała jedynie głową. – Na
Ibizie.
- Skąd wiesz?
- Od jakiegoś czasu można go częściej spotkać w sieci niż w
realu. – fuknęłam i zamknęłam laptopa. – Jak mógł wyjechać i nie powiedzieć mi
nic o tym. Nie odzywa się do mnie od tamtej rozmowy, a ja naprawdę chcę z nim
pogadać.
- Porozmawiacie jak wróci. Sergi jest z nim, więc nic złego
mu się nie stanie. Musi przemyśleć pewne sprawy i wkrótce się pogodzicie.
- Co Ty pieprzysz? – warknęłam. – Chciałam to od razu z nim
obgadać, a on się do mnie nie odezwał słowem! Może się wściekać, ale niech to
robi przy mnie! A nie przy pijanych imprezowych panienkach, które będą mu
chciały wskoczyć do łóżka.
- Nie przesadzaj, Sol. Postaw się w jego sytuacji. – usiadła
na skraju łóżka. – Ojciec jego dziewczyny to kryminalista, który chciał
załatwić jego brata. Jak Ty byś zareagowała na jego miejscu?
- Przecież to nie moja wina!
- Rozumiem i jestem po Twojej stronie, jak zawsze, ale
przecież gdybyś była na jego miejscu to zareagowałabyś podobnie.
- To Ty kazałaś mi milczeć i omijać ten temat łukiem. –
skrzyżowałam ręce na piersiach. – Gdybym powiedziała mu o tym od razu to
inaczej by to przyjął. A tak okłamywałam go ponad dwa tygodnie…
- Nie zadręczaj się, Soledad. To naprawdę nie Twoja wina. Marc
to musi po prostu przemyśleć. Wtedy wróci.
- Jestem na siebie wściekła. Na niego jeszcze bardziej! Ma
tą swoją cholerną dumę!
- To facet. Przemyśli to wszystko i wróci.
- Gadałaś z Sergim?
- Dzwoniłam do niego. Powiedział, że jadą z chłopakami na
Ibizę, bo Marc jest nie do zniesienia. Muszą go trochę wyciszyć i wtedy wrócą.
- Czyli nie powiedział kiedy? – kuzynka pokiwała głową. – Po
prostu pięknie. Wszystko się poszło pieprzyć.
- Uspokój się. Gdyby Marc Cię nie kochał to mogłabyś tak mówić.
A wy się głupki kochacie jak wariaci, więc nie ma takiej możliwości, żebyście
to zakończyli przez takie głupstwo.
- Głupstwo? – powtórzyłam za nią. – Babi, chyba nie wiesz o
czym mówisz. Mój ojciec chciał zabić Eric’a.
- Nie zrobiłby tego.
- Doprawdy?
- Przecież wychowałaś się praktycznie z Marc’iem i Eric’iem.
Twój tata był z wami, grał z chłopakami w piłkę, zabierał na wakacje. Myślisz,
że mógłby zrobić mu krzywdę po tym wszystkim? On traktował ich zawsze jak
synów.
- Wiesz ja zawsze myślałam, że ma tę swoją agencję, jeździ
po świecie… ma kochanki… spoko, do tego przywykłam, ale do jakiejś mafii? Do
się w głowie nie mieści.
- Przywykniesz do tego tak jak ja.
Nie miałam ochoty na dalszą wymianę zdań o moim ojcu. Po
prostu przykryłam się kołdrą i nie słuchałam dalszych słów mojej kuzynki.
Chciałam, żeby Marc jak najszybciej wrócił i dał sobie spokój z obrażaniem.
Przecież nie była to moja wina, a ja szczerze chciałam mu o wszystkim powiedzieć
od samego początku. Gdyby nie Babi, która zasugerowała, żeby lepiej o tym nie
wspominać, teraz nie miałabym problemu.
Hej hej!
Ależ złapałam lenia! Wakacyjny nastrój całkowicie mnie rozleniwił i nie mam siły, żeby cokolwiek napisać. Aaaa to, że dalej nie mam weny to już inna sprawa ;-) Chociaż wczoraj dokończyłam 17. rozdział, więc już coś mam, ale i tak nie mam pomysłów na kolejne rozdziały.
Pozdrawiam :*
Imprezka może całkiem się nie udała, ale i nawet w deszczu wyglądała atrakcyjnie dopóki nie doszło do rozmowy Sol. i Marca.
OdpowiedzUsuńSama byłabym nieźle zdenerwowana, gdyby mój chłopak bez żadnych słów ot tak pojechał sobie na Ibizę.
Mam nadzieję, że brunet wróci z wyspy wypoczęty i bez żadnych fochów xd
Pozdrawiam ;*
Fajny rozdział, ale to, że Marc się obrazi to było to przewidzenia. Typowy facet, zawsze tak jest.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://project-barca.blogspot.com/2013/07/rozdzia-6-na-avinguda-del-sol.html
i
http://el-amor-es-ciego.blogspot.com/ (tutaj postaram się jeszcze dzisiaj dodać nowy rozdział)
Pozdrawiam :)
Jak to mówią w czasie deszczu dzieci się nudzą. Gdyby nie ta nieszczęsna rozmowa byłoby o wiele lepiej. Gdyby mój chłopak pojechał od tak sobie na Ibize też byłabym nieźle zdenerwowana, więc nie dziwię się Sol, że tak zareagowała :D
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie:
im-trying-not-to-love-you.blogspot.com
bedlaamite.blogspot.com
kurcze no. Dobrze zrobiła że mu powiedziała ale on zachował się beznadziejnie. i to na dodatek pojechał na Ibizę! No zabić to mało! Przecież nie jej wina, że ma takiego ojca -.-
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość :*
to sie porobiło. ja tam jestem zdania, że dobrze, że mu powiedziała. przed osobami które sie kocha nie warto mieć tajemnic, należy przechodzić przez wszystko razem. Marc chyba troche za gwałtownie zareagował. wydaje mi sie, że za bardzo skupia sie na sobie a nie myśli o tym, co teraz czuje Sol. to smutne. wyjazd na Ibize, spoko. ale mógł ją chocciaż osobiście poinformować bo to jakoś niefajnie wyszło. o ewentualnym zerwaniu też powiadomiłby ją przez sms'a? >.< nominowałam Cię do The Versatile Blogger. szczegóły na: http://te-quiero-para-siempre.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html ;>
OdpowiedzUsuńNo jasna cholera. Marc! Co ty najlepszego wyrabiasz?! No, ale jednak to facet. Ma swoją głupią dumę i koniec kropka. Ale szkoda mi strasznie Sol, bo nic nie zrobiła, a jednak wszystko odbija się na niej.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko wyjdzie na dobre.
Pozdrawiam ;*