piątek, 28 czerwca 2013

13. Ojciec chrzestny


Byłam przerażona jak nigdy dotąd. Poczułam jak tracę grunt pod nogami i opadam na drewnianą podłogę. Mężczyźni pomogli mi wstać i posadzili na łóżku, przyglądając mi się przy tym uważnie. Nie mogłam pojąć jak to możliwe, że to nie sprawka Marc’a i jego przyjaciół. To były moje urodziny i miałam dostać niespodziankę, a nie coś takiego.
- Mogę już iść do domu? – zapytałam lekko otumaniona śmierdzącą wodą kolońską większego z porywaczy. Jakoś do tej pory mi nie przeszkadzała, dopiero gdy dowiedziałam się kim tak naprawdę są wszystko zaczęło mnie drażnić.
- Musimy wyjaśnić tę sytuację. Szef zaraz tu będzie. Jeżeli będziesz cicho to póki co nic Ci się nie stanie. – odrzekł mężczyzna i podszedł do okna.
- Póki co? – powtórzyłam po nim. Nie było to dość pocieszające wiedząc, że planują mi coś zrobić. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i wszystko mnie przerażało. Nawet to, że ktoś przeszedł za drzwiami i nucił coś pod nosem.
Bałam się. Najnormalniej w świecie się bałam. Pozbawili mnie telefonu, więc nie mogłam się skontaktować z nikim i czułam się przez to strasznie bezbronna. Zawsze umiałam poradzić sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu, ale z czymś takim? Nawet nie wyobrażałam sobie, że może mnie coś takiego spotkać. Wszystkich, tylko nie mnie.
- Kim jest wasz szef? – zapytałam po chwili całkowitej ciszy. Miałam nadzieję, że odpowiedzą mi, że to w zasadzie ukartowana sytuacja i robią sobie ze mnie żarty.
- Don Sierra jest biznesmenem. My pracujemy dla niego i wykonujemy jego polecenia.
- Takie jak porywanie niewinnych ludzi?
- Znasz Eric’a Bartra? – przytaknęłam. – Śledziliśmy go od rana, widział się z Tobą i dostaliśmy cynk, że jesteś jego dziewczyną.
- To brat mojego chłopaka, na litość boską! Nie widziałam go od lat i zaprosiłam go tylko na kawę! To chyba nie przestępstwo.
- Dostaliśmy polecenie, żeby znaleźć jego dziewczynę i dostarczyć ją do don Sierry. To, że się pomyliliśmy to już inna historia.
- Raczej histeria. Jak w ogóle ten cały don Sierra mógł was wynająć? Do niczego się nie nadajecie! – kiedy duży mężczyzna odsunął swoją marynarkę i zaświecił mi przed oczami swoim pistoletem, od razu zamilkłam.
Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 19:30. Nie kontaktowałam się z Marc’iem od przedpołudnia i wiedziałam dobrze, że pewnie się zamartwia. Zasypywałam go sms z każdą najmniejszą nowiną, więc przywykł do tego, że wie dokładnie gdzie jestem i co robię.
*
W mieszkaniu Marc’a panowała grobowa cisza. Piłkarz siedział na kanapie trzymając na kolanach Ninę, natomiast jego brat próbował dodzwonić się do swojej przyszłej bratowej.
- Dostałem sms. – odrzekł niepewnie. Po odczytaniu wiadomości nie wypowiedział ani słowa, tylko podał komórkę swojemu bratu.
- „Mamy Twoją dziewczynę. Dalej będziesz się przed nami ukrywać?”. – przeczytał na głos piłkarz.
- Lorena jest w Meksyku. Nie możliwe, że ją namierzyli. – gorączkował się chłopak. Zadzwonił pospiesznie do swojej dziewczyny, która zapewniła go, że jest cała i zdrowa, po czym spojrzał na swojego brata. – Mają Soledad. Na stówę.
- Chyba żartujesz. – zaśmiał się gorzko Marc.
- Rozmawiałem z nią, mogli nas widzieć… i wtedy złapać. Nie przychodzi mi nic innego do głowy. – opadł bezsilnie na fotel, ale nie posiedział w nim długo. Jego brat złapał go za ramiona i podniósł do góry.
- Jeżeli spadnie jej z głowy choć jeden włos to Cię zabiję. Nie ważne czy jesteś moim bratem. – zagroził. Eric opadł ponownie na fotel i spojrzał z przerażeniem na swojego brata. – Mówię poważnie.
- Przecież to nie moja wina! Dobrze wiesz, że uwielbiam Sol i nigdy nie pozwoliłbym na to, żeby stała się jej jakakolwiek krzywda.
- Ty martwisz się tylko i wyłącznie o swój tyłek. Zdążyłem do tego przywyknąć. – zatrzymał się w połowie pokoju. – Ale tu chodzi o Sol. Nigdy nikogo nie kochałeś i nie wiesz nawet co to znaczy.
- Marc, daj spokój. Przecież sprawa się wyjaśni i ją wypuszczą. – próbował jakoś załagodzić sytuację, ale na próżno. Piłkarz rzucił mu jedynie mordercze spojrzenie i wybiegł na górę trzaskając przy okazji wszystkimi drzwiami po drodze.
*
Siedziałam na łóżku, kiedy usłyszałam dźwięk sms, który przyszedł do jednego z porywaczy. Mniejszy zerwał się z miejsca i pokazał wiadomość swojemu kompanowi, który po chwili spojrzał na niego pytająco.
- Szef tu jedzie. Sytuacja nie wygląda ciekawie. – mniejszy facet próbował się uśmiechnąć, ale sam był w nienajlepszej sytuacji, bo zawiódł swojego „bossa”. Czułam się jak w filmie „Ojciec chrzestny”, kiedy podwładni trzęsą portkami przed wejściem Pana i Króla. Ja odgrywałam raczej dalszoplanową rolę. Miałam jednak nadzieję, że nie zakończę jako rekwizyt, którego trzeba się pozbyć.
Przyjście don Sierry się sporo opóźniło, bo był to podobno bardzo zabiegany człowiek i nie miał czasu by zająć się ofiarą (czyt. mną).
Kiedy przekroczył próg myślałam, że dostanę zawału. Zeskoczyłam z łóżka i spojrzałam na idealnie wykrojony garnitur, czarne okulary Ray Ban oraz idealnie ułożoną fryzurę.
- Tata?! – krzyknęłam. Mogłabym się spodziewać każdego. Dosłownie każdego, nawet Baracka Obamę! Osamę Bin Ladena! Kopernika! Galileusza! Każdego! Ale nie własnego ojca.
- Sol? Chyba nie… - ojciec spojrzał na swoich podwładnych, którzy natychmiast spuścili wzrok. – Wy skończeni idioci. To moja córka! – krzyknął. Ściągnął okulary i rzucił je na stół. – Nic Ci nie zrobili? – pokiwałam głową, ale dalej nie mogłam uwierzyć, że go widzę.
- Don Sierra? – wybełkotałam pod nosem i opadłam na łóżko.
- Nie posługuję się prawdziwym nazwiskiem, to niebezpieczne w tym zawodzie. - przyjrzał mi się uważnie.
- Zawodzie?! Oni mnie porwali! Tato, przecież masz agencję modelek, nie jesteś bandytą! – krzyknęłam i zasłoniłam twarz dłońmi.
- Nie jestem bandytą tylko biznesmenem. Mam sporo różnych kontaktów i nie ograniczam się tylko do jednej firmy. Mam ich wiele, ale to nie Twoja sprawa.
- Jak mogłeś… mama wie?
- Nie mieszajmy w to Sophii. Ważne, że nic Ci nie jest.
- Czekaj, czekaj… - podniosłam wzrok. – To z Tobą zadarł Eric? Ty mu pożyczyłeś jakieś pieniądze?
- Niebezpośrednio. Miałem z nim wejść w spółkę, ale wszystkie formalności załatwiali moi ludzie.
- Oczywiście… Twoi ludzie. – zaśmiałam się gorzko. – Dobrze dobierasz sobie pracowników. Gratulacje, ojcze.
- Nie tym tonem. Póki co to ja płacę na Twoje życie, więc nie bądź taka bezczelna. Zobaczymy gdy zabraknie Ci pieniędzy.
- Zabraknie? Skoro jesteś tak wpływowym człowiekiem to powinnam spać na pieniądzach. Jakoś nigdy nie byłeś zbyt łaskawy.
- To idź do pracy. Ja Ci nie bronię.
- A uwierz, że tak zrobię. Jest mi niedobrze na myśl o tych brudnych pieniądzach, które wyłudzasz od tych biednych ludzi. Gdy na Ciebie patrzę to chce mi się rzygać. – wyminęłam go, ale złapał mnie za nadgarstek i zawrócił. – Zostaw mnie! - krzyknęłam z całych sił.
- Masz mi coś obiecać, jasne? Niczego nie widziałaś, o niczym nie wiesz. Jesteś moją córką, ale mogę Cię wysłać na drugi koniec świata, gdzie będziesz żyć w prymitywnych warunkach, z dala od cywilizacji. I nie żartuję.
- Brzydzę się Tobą. Nie mogę wyjść z podziwu jak mama mogła z Tobą wytrzymać tak długo. Jest chyba aniołem.
- Chyba tak. Carlos odwiezie Cię do mieszkania. Pamiętaj… piśnij słówko, a ja się o tym dowiem. – zagroził.
- Dobrze, don Sierra. Mam nadzieję, że już nigdy nie będziemy musieli się widzieć. Nie chcę mieć z Tobą żadnego kontaktu. Rozumiesz?
- Sol, jestem Twoim ojcem i zawsze nim będę. Nie będziesz mi dyktować co mam robić. Pamiętaj, że to ja jestem odpowiedzialny za Twoje narodziny.
- I masz niby prawo mi grozić? Jestem dorosła i nie muszę kontaktować się z ludźmi, z którymi nie chcę. A Ty jesteś pierwszy na mojej czarnej liście. Żegnam.
Wyrwałam się z jego mocnego uścisku i wybiegłam na zewnątrz. Windą zjechałam na dół i szybko wydostałam się z hotelu. Carlos biegł za mną i wpakował mnie do czarnego jak smoła samochodu.
Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą wydarzyło. Wszystko działo się jak w jakimś tanim kryminalnym filmie. Mój własny ojciec okazał się szefem jakiejś barcelońskiej mafii. Mogłam jedynie się śmiać, bo nie zamierzałam przez niego płakać. Nigdy.

Weszłam do swojego mieszkania i spojrzałam na siedzącą na Babi, która właśnie co wyszła z łazienki. Zerwała się z miejsca i do mnie podbiegła.
- Gdzie się podziewałaś?! Wszyscy Cię szukają! – złapała mnie za ramiona. – Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha!
- I tak właśnie było. Idę do wanny, jestem wykończona. - wyminęłam ją.
- Gadałaś z ojcem? – spojrzała na mnie badawczo. Przytaknęłam i podniosłam wzrok by na nią spojrzeć. – Wiesz już o wszystkim?
- Ty… wiedziałaś? – wrzasnęłam.
- Cicho, bo obudzisz Milli! – przyłożyła mi palec do ust i zaprowadziła na kanapę. – Myślisz, że skąd mam pieniądze na wszystkie moje widzimisię? Mój tata od lat współpracuje z Hugo… znaczy Twoim ojcem.
- Jak możesz tak spokojnie o tym mówić?
- Mam płakać i narzekać, że mój ojciec nie jest wzorcem dla innych? Przywykłam do tego. Ty też przywykniesz, ale potrzebujesz czasu.
- Nigdy w życiu. – zaprotestowałam.
- Byłam taka jak Ty. Też myślałam, że go zmienię. Oni mają to już we krwi i nic z tym nie zrobisz.
- Nie wierzę w to co słyszę… - podniosłam się z miejsca.
- Walczyłam z nim przez lata. Nic to nie dało, więc sobie odpuściłam.
- Idę do łazienki. – głowa bolała mnie coraz bardziej. Już nie wiedziałam komu mogę ufać, a komu nie. Mój ojciec, potencjalnie najbliższa mi osoba, powinien być dla mnie wsparciem, a okazało się, że byłam okłamywana przez naprawdę długi czas.
Zdjęłam z siebie sukienkę, którą otrzymałam od ojca i wrzuciłam ją prosto do kosza na śmieci. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
Siedziałam w wannie do północy. Nie mogłam się pozbierać, a nawet chyba nie chciałam. Byłam zagubiona, po tym co zobaczyłam. Mętlik w głowie stawał się coraz większy i chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy kim tak naprawdę był mój ojciec.
Po wyjściu z łazienki natknęłam się na Babi, która przytrzymała mnie za rękę.
- Sol, w Twoim pokoju jest Marc. Musiałam do niego zadzwonić, że wszystko z Tobą w porządku, bo odchodził od zmysłów. – przytaknęłam i próbowałam ją obejść. – Nie mów mu o ojcu. Powiedz, że nie wiesz kim jest don Sierra, że go nie widziałaś.
- Ale to mój chłopak. - zaprotestowałam od razu.
- Powiesz mu kiedyś, ale nie dziś. OK? – puściła mój nadgarstek i pozwoliła mi wejść do swojego pokoju.
Marc na mój widok podskoczył z łóżka, na którym siedział i momentalnie do mnie podszedł. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Jesteś cała? – szepnął mi do ucha. - Jak się czujesz?
- W porządku. Dużo dziś przeszłam, ale jestem cała i zdrowa. – spojrzał na mnie czy aby na pewno mówię prawdę i znów mnie przytulił. Miałam go okłamać i żyć ze świadomością, że najbliższa mi osoba pod słońcem nie wie o mnie do końca wszystkiego. To było bardzo bolesne.
- Nawet nie wiesz jak się o Ciebie bałem. Myślałem, że rozszarpię Erica gdy dowiedziałem się, że ludzie don Sierry Cię złapali. To był najdłuższy dzień w moim życiu.
- Ale już jestem z powrotem. Pomylili się i złapali nie tę dziewczynę, którą chcieli. – uśmiechnęłam się. Marc posadził mnie na swoich kolanach i złapał za oba policzki.
- Ta cała chora sytuacja uświadomiła mnie w przekonaniu, że nie mógłbym bez Ciebie żyć. Sol, jesteś dla mnie najważniejsza. – spojrzał mi w oczy i pocałował. – Kocham Cię. Nie przeżyłbym gdyby coś Ci się stało.
- Marc, mam tak samo. Gdyby coś Tobie się stało… to… sam rozumiesz. Nie rozmawiajmy już o tym, bo nie chcę już o tym pamiętać, ok? To był bardzo męczący dzień i chcę żeby już się skończył.
- Jeszcze przez… - spojrzał na zegarek na ręce. – …cztery minuty masz urodziny. Wszystkiego najlepszego.
- Kocham Cię. – zarzuciłam dłonie na jego ramiona. Widać było, że Marc czekał na te słowa, bo od razu uśmiechnął się szeroko. Przytulił mnie do siebie i pocałował w czubek głowy. Powinnam była się cieszyć i celebrować każdą sekundę tego spotkania. Miałam jednak myśli zaprzątane czymś zupełnie innym. Chciałam mu powiedzieć kim tak naprawdę jest mój ojciec, ale jakby to zabrzmiało: „Wiesz… mój ojciec chce zrobić krzywdę Twojemu bratu”? Wszystko było tak zagmatwane, że na samą myśl coraz bardziej bolała mnie głowa.

 
__________________
Ten z prawej to brat bliźniak Eric - na zdjęciu wraz z ojczulkiem i Marc'iem.

Zdjęcie dodaję specjalnie, bo pewnie większość z Was nie wie jak ten człowieczek wygląda ;-) W zasadzie nie ma na co patrzeć, ale.... :D
 

Heeej!
 I kolejna komedia. Naprawdę powinnam się zastanowić nad tym co piszę, bo to nie trzyma się kupy, ale co tam ;-)
Rozdział dedykuję Tinie, która wczoraj strasznie trzęsła portkami przed dzisiejszym egzaminem :-)
Założyłyśmy wspólnego bloga KLIK, ale nie ma tam jeszcze nawet prologu. Zobaczymy jak to się rozwinie, ale już Was tam zapraszam :-) Może ktoś z Was skusi się na historię o Javierze Martinez i Fernando Llorente ;-)
Dziś większość z Was rozpoczęła wakacje! Cieszę się razem z Wami :)
pozdrawiam :*

UPDATE: założyłam tumblra, którego chciałam założyć już daaaawno temu. Ktoś chciał gify, więc zapraszam ;-) Nie gwarantuję, że będę coś tam dodawać ;-)

11 komentarzy:

  1. ale miała dziewczyna przeżycie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. matko jej własny ojciec. Biedna dziewczyna mam nadzieje, że szybko powie o tym Marc'owi :) zapraszam na nowy rozdział milosc-w-barcelonie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. O ranyyyyy.... Ale żeś wymyśliła z tym ojcem, ja na miejscu Sol chyba bym oszalała. Wydaje mi się, że nie ma nic bardziej dobijającego, niż okrywanie takich prawd o swojej rodzinie. Co ja mogłabym jeszcze napisać? Nie wiem, ogólnie to podobał mi się ten odcinek. Ba, w ogóle podoba mi się jak piszesz, naprawdę. Uwielbiam Twój blog :)
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3 rozdział! Zapraszam ;)
      http://project-barca.blogspot.com/2013/07/rozdzia-3-chce-by-los-mnie-zaskoczy.html

      Usuń
  4. Nieźle się zdziwiła kiedy dowiedziała się, że to jej ojciec. Mam nadzieję, że Marc się o wszystkim dowie i to jak najszybciej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nowe rozdziały :
    http://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
    http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
    Licze na komentarze

    OdpowiedzUsuń
  6. Ze co prosze?! Jej ojciec, ten sam, Hugo? ! Wtf, ale Ty masz wyobraznie xD
    A Eric to skończony kretyn (i jest o wiele brzydszy od Marca, haha).
    Przepraszam za tak krotki komentarz, ale na tablecie mi niewygodnie ._.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na rozdział 3 na http://call-me-chelsea.blogspot.com/ :d

      Usuń
  7. Ty i Twoja wyobraźnia xD hahaha, to istny cyrk! :D
    Biedny Marc, tak się martwił!
    Czekam na nowość :*
    + ja jestem chętna na opowiadanie o Javim i Fernando ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowe rozdziały :
    http://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
    http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
    http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/
    Zapraszam do komentowania :D

    OdpowiedzUsuń
  9. http://surrealexception.blogspot.com/
    Zapraszam do siebie ;3

    OdpowiedzUsuń