Byłam przerażona
jak nigdy dotąd. Poczułam jak tracę grunt pod nogami i opadam na drewnianą
podłogę. Mężczyźni pomogli mi wstać i posadzili na łóżku, przyglądając mi się przy
tym uważnie. Nie mogłam pojąć jak to możliwe, że to nie sprawka Marc’a i jego
przyjaciół. To były moje urodziny i miałam dostać niespodziankę, a nie coś
takiego.
- Mogę już iść
do domu? – zapytałam lekko otumaniona śmierdzącą wodą kolońską większego z
porywaczy. Jakoś do tej pory mi nie przeszkadzała, dopiero gdy dowiedziałam się
kim tak naprawdę są wszystko zaczęło mnie drażnić.
- Musimy
wyjaśnić tę sytuację. Szef zaraz tu będzie. Jeżeli będziesz cicho to póki co
nic Ci się nie stanie. – odrzekł mężczyzna i podszedł do okna.
- Póki co? –
powtórzyłam po nim. Nie było to dość pocieszające wiedząc, że planują mi coś
zrobić. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i wszystko mnie przerażało. Nawet to,
że ktoś przeszedł za drzwiami i nucił coś pod nosem.
Bałam się.
Najnormalniej w świecie się bałam. Pozbawili mnie telefonu, więc nie mogłam się
skontaktować z nikim i czułam się przez to strasznie bezbronna. Zawsze umiałam
poradzić sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu, ale z czymś takim? Nawet nie wyobrażałam sobie, że może mnie coś takiego spotkać. Wszystkich, tylko nie mnie.
- Kim jest wasz
szef? – zapytałam po chwili całkowitej ciszy. Miałam nadzieję, że odpowiedzą
mi, że to w zasadzie ukartowana sytuacja i robią sobie ze mnie żarty.
- Don Sierra
jest biznesmenem. My pracujemy dla niego i wykonujemy jego polecenia.
- Takie jak
porywanie niewinnych ludzi?
- Znasz Eric’a
Bartra? – przytaknęłam. – Śledziliśmy go od rana, widział się z Tobą i
dostaliśmy cynk, że jesteś jego dziewczyną.
- To brat mojego
chłopaka, na litość boską! Nie widziałam go od lat i zaprosiłam go tylko na
kawę! To chyba nie przestępstwo.
- Dostaliśmy polecenie,
żeby znaleźć jego dziewczynę i dostarczyć ją do don Sierry. To, że się
pomyliliśmy to już inna historia.
- Raczej histeria.
Jak w ogóle ten cały don Sierra mógł was wynająć? Do niczego się nie nadajecie!
– kiedy duży mężczyzna odsunął swoją marynarkę i zaświecił mi przed oczami
swoim pistoletem, od razu zamilkłam.
Spojrzałam na
zegar, który wskazywał godzinę 19:30. Nie kontaktowałam się z Marc’iem od przedpołudnia i wiedziałam dobrze, że pewnie się zamartwia. Zasypywałam go sms z
każdą najmniejszą nowiną, więc przywykł do tego, że wie dokładnie gdzie jestem
i co robię.
*
W mieszkaniu
Marc’a panowała grobowa cisza. Piłkarz siedział na kanapie trzymając na
kolanach Ninę, natomiast jego brat próbował dodzwonić się do swojej przyszłej
bratowej.
- Dostałem sms. –
odrzekł niepewnie. Po odczytaniu wiadomości nie wypowiedział ani słowa, tylko
podał komórkę swojemu bratu.
- „Mamy Twoją dziewczynę. Dalej będziesz się
przed nami ukrywać?”. – przeczytał na głos piłkarz.
- Lorena jest w
Meksyku. Nie możliwe, że ją namierzyli. – gorączkował się chłopak. Zadzwonił
pospiesznie do swojej dziewczyny, która zapewniła go, że jest cała i zdrowa, po
czym spojrzał na swojego brata. – Mają Soledad. Na stówę.
- Chyba
żartujesz. – zaśmiał się gorzko Marc.
- Rozmawiałem z
nią, mogli nas widzieć… i wtedy złapać. Nie przychodzi mi nic innego do głowy. –
opadł bezsilnie na fotel, ale nie posiedział w nim długo. Jego brat złapał go
za ramiona i podniósł do góry.
- Jeżeli spadnie
jej z głowy choć jeden włos to Cię zabiję. Nie ważne czy jesteś moim bratem. –
zagroził. Eric opadł ponownie na fotel i spojrzał z przerażeniem na swojego
brata. – Mówię poważnie.
- Przecież to
nie moja wina! Dobrze wiesz, że uwielbiam Sol i nigdy nie pozwoliłbym na to,
żeby stała się jej jakakolwiek krzywda.
- Ty martwisz
się tylko i wyłącznie o swój tyłek. Zdążyłem do tego przywyknąć. – zatrzymał się
w połowie pokoju. – Ale tu chodzi o Sol. Nigdy nikogo nie kochałeś i nie wiesz
nawet co to znaczy.
- Marc, daj
spokój. Przecież sprawa się wyjaśni i ją wypuszczą. – próbował jakoś załagodzić
sytuację, ale na próżno. Piłkarz rzucił mu jedynie mordercze spojrzenie i
wybiegł na górę trzaskając przy okazji wszystkimi drzwiami po drodze.
*
Siedziałam na
łóżku, kiedy usłyszałam dźwięk sms, który przyszedł do jednego z porywaczy.
Mniejszy zerwał się z miejsca i pokazał wiadomość swojemu kompanowi, który po
chwili spojrzał na niego pytająco.
- Szef tu
jedzie. Sytuacja nie wygląda ciekawie. – mniejszy facet próbował się
uśmiechnąć, ale sam był w nienajlepszej sytuacji, bo zawiódł swojego „bossa”. Czułam
się jak w filmie „Ojciec chrzestny”, kiedy podwładni trzęsą portkami przed
wejściem Pana i Króla. Ja odgrywałam raczej dalszoplanową rolę. Miałam jednak
nadzieję, że nie zakończę jako rekwizyt, którego trzeba się pozbyć.
Przyjście don
Sierry się sporo opóźniło, bo był to podobno bardzo zabiegany człowiek i nie
miał czasu by zająć się ofiarą (czyt. mną).
Kiedy przekroczył
próg myślałam, że dostanę zawału. Zeskoczyłam z łóżka i spojrzałam na idealnie
wykrojony garnitur, czarne okulary Ray Ban oraz idealnie ułożoną fryzurę.
- Tata?! –
krzyknęłam. Mogłabym się spodziewać każdego. Dosłownie każdego, nawet Baracka
Obamę! Osamę Bin Ladena! Kopernika! Galileusza! Każdego! Ale nie własnego ojca.
- Sol? Chyba nie…
- ojciec spojrzał na swoich podwładnych, którzy natychmiast spuścili wzrok. –
Wy skończeni idioci. To moja córka! – krzyknął. Ściągnął okulary i rzucił je na
stół. – Nic Ci nie zrobili? – pokiwałam głową, ale dalej nie mogłam uwierzyć,
że go widzę.
- Don Sierra? –
wybełkotałam pod nosem i opadłam na łóżko.
- Nie posługuję
się prawdziwym nazwiskiem, to niebezpieczne w tym zawodzie. - przyjrzał mi się uważnie.
- Zawodzie?! Oni
mnie porwali! Tato, przecież masz agencję modelek, nie jesteś bandytą! –
krzyknęłam i zasłoniłam twarz dłońmi.
- Nie jestem
bandytą tylko biznesmenem. Mam sporo różnych kontaktów i nie ograniczam się
tylko do jednej firmy. Mam ich wiele, ale to nie Twoja sprawa.
- Jak mogłeś…
mama wie?
- Nie mieszajmy
w to Sophii. Ważne, że nic Ci nie jest.
- Czekaj, czekaj…
- podniosłam wzrok. – To z Tobą zadarł Eric? Ty mu pożyczyłeś jakieś pieniądze?
- Niebezpośrednio. Miałem z nim wejść w spółkę, ale wszystkie formalności załatwiali
moi ludzie.
- Oczywiście…
Twoi ludzie. – zaśmiałam się gorzko. – Dobrze dobierasz sobie pracowników.
Gratulacje, ojcze.
- Nie tym tonem.
Póki co to ja płacę na Twoje życie, więc nie bądź taka bezczelna. Zobaczymy gdy
zabraknie Ci pieniędzy.
- Zabraknie?
Skoro jesteś tak wpływowym człowiekiem to powinnam spać na pieniądzach. Jakoś
nigdy nie byłeś zbyt łaskawy.
- To idź do
pracy. Ja Ci nie bronię.
- A uwierz, że
tak zrobię. Jest mi niedobrze na myśl o tych brudnych pieniądzach, które
wyłudzasz od tych biednych ludzi. Gdy na Ciebie patrzę to chce mi się rzygać. –
wyminęłam go, ale złapał mnie za nadgarstek i zawrócił. – Zostaw mnie! - krzyknęłam z całych sił.
- Masz mi coś
obiecać, jasne? Niczego nie widziałaś, o niczym nie wiesz. Jesteś moją córką,
ale mogę Cię wysłać na drugi koniec świata, gdzie będziesz żyć w prymitywnych
warunkach, z dala od cywilizacji. I nie żartuję.
- Brzydzę się
Tobą. Nie mogę wyjść z podziwu jak mama mogła z Tobą wytrzymać tak długo. Jest
chyba aniołem.
- Chyba tak.
Carlos odwiezie Cię do mieszkania. Pamiętaj… piśnij słówko, a ja się o tym
dowiem. – zagroził.
- Dobrze, don Sierra.
Mam nadzieję, że już nigdy nie będziemy musieli się widzieć. Nie chcę mieć z
Tobą żadnego kontaktu. Rozumiesz?
- Sol, jestem
Twoim ojcem i zawsze nim będę. Nie będziesz mi dyktować co mam robić. Pamiętaj,
że to ja jestem odpowiedzialny za Twoje narodziny.
- I masz niby
prawo mi grozić? Jestem dorosła i nie muszę kontaktować się z ludźmi, z którymi
nie chcę. A Ty jesteś pierwszy na mojej czarnej liście. Żegnam.
Wyrwałam się z
jego mocnego uścisku i wybiegłam na zewnątrz. Windą zjechałam na dół i szybko
wydostałam się z hotelu. Carlos biegł za mną i wpakował mnie do czarnego jak
smoła samochodu.
Nie mogłam
uwierzyć w to co się przed chwilą wydarzyło. Wszystko działo się jak w jakimś
tanim kryminalnym filmie. Mój własny ojciec okazał się szefem jakiejś
barcelońskiej mafii. Mogłam jedynie się śmiać, bo nie zamierzałam przez niego
płakać. Nigdy.
Weszłam do
swojego mieszkania i spojrzałam na siedzącą na Babi, która właśnie co wyszła z łazienki. Zerwała się z
miejsca i do mnie podbiegła.
- Gdzie się
podziewałaś?! Wszyscy Cię szukają! – złapała mnie za ramiona. – Wyglądasz jakbyś
zobaczyła ducha!
- I tak właśnie
było. Idę do wanny, jestem wykończona. - wyminęłam ją.
- Gadałaś z
ojcem? – spojrzała na mnie badawczo. Przytaknęłam i podniosłam wzrok by na nią
spojrzeć. – Wiesz już o wszystkim?
- Ty…
wiedziałaś? – wrzasnęłam.
- Cicho, bo
obudzisz Milli! – przyłożyła mi palec do ust i zaprowadziła na kanapę. –
Myślisz, że skąd mam pieniądze na wszystkie moje widzimisię? Mój tata od lat
współpracuje z Hugo… znaczy Twoim ojcem.
- Jak możesz tak
spokojnie o tym mówić?
- Mam płakać i
narzekać, że mój ojciec nie jest wzorcem dla innych? Przywykłam do tego. Ty też
przywykniesz, ale potrzebujesz czasu.
- Nigdy w życiu.
– zaprotestowałam.
- Byłam taka jak
Ty. Też myślałam, że go zmienię. Oni mają to już we krwi i nic z tym nie
zrobisz.
- Nie wierzę w
to co słyszę… - podniosłam się z miejsca.
- Walczyłam z
nim przez lata. Nic to nie dało, więc sobie odpuściłam.
- Idę do
łazienki. – głowa bolała mnie coraz bardziej. Już nie wiedziałam komu mogę
ufać, a komu nie. Mój ojciec, potencjalnie najbliższa mi osoba, powinien być
dla mnie wsparciem, a okazało się, że byłam okłamywana przez naprawdę długi
czas.
Zdjęłam z siebie
sukienkę, którą otrzymałam od ojca i wrzuciłam ją prosto do kosza na śmieci.
Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
Siedziałam w
wannie do północy. Nie mogłam się pozbierać, a nawet chyba nie chciałam. Byłam
zagubiona, po tym co zobaczyłam. Mętlik w głowie stawał się coraz większy i
chyba nawet nie zdawałam sobie sprawy kim tak naprawdę był mój ojciec.
Po wyjściu z
łazienki natknęłam się na Babi, która przytrzymała mnie za rękę.
- Sol, w Twoim
pokoju jest Marc. Musiałam do niego zadzwonić, że wszystko z Tobą w porządku,
bo odchodził od zmysłów. – przytaknęłam i próbowałam ją obejść. – Nie mów mu o
ojcu. Powiedz, że nie wiesz kim jest don Sierra, że go nie widziałaś.
- Ale to mój
chłopak. - zaprotestowałam od razu.
- Powiesz mu
kiedyś, ale nie dziś. OK? – puściła mój nadgarstek i pozwoliła mi wejść do
swojego pokoju.
Marc na mój
widok podskoczył z łóżka, na którym siedział i momentalnie do mnie podszedł.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Jesteś cała? – szepnął mi do ucha. - Jak się czujesz?
- W porządku.
Dużo dziś przeszłam, ale jestem cała i zdrowa. – spojrzał na mnie czy aby na
pewno mówię prawdę i znów mnie przytulił. Miałam go okłamać i żyć ze
świadomością, że najbliższa mi osoba pod słońcem nie wie o mnie do końca
wszystkiego. To było bardzo bolesne.
- Nawet nie
wiesz jak się o Ciebie bałem. Myślałem, że rozszarpię Erica gdy dowiedziałem
się, że ludzie don Sierry Cię złapali. To był najdłuższy dzień w moim życiu.
- Ale już jestem
z powrotem. Pomylili się i złapali nie tę dziewczynę, którą chcieli. –
uśmiechnęłam się. Marc posadził mnie na swoich kolanach i złapał za oba
policzki.
- Ta cała chora
sytuacja uświadomiła mnie w przekonaniu, że nie mógłbym bez Ciebie żyć. Sol,
jesteś dla mnie najważniejsza. – spojrzał mi w oczy i pocałował. – Kocham Cię.
Nie przeżyłbym gdyby coś Ci się stało.
- Marc, mam tak
samo. Gdyby coś Tobie się stało… to… sam rozumiesz. Nie rozmawiajmy już o tym,
bo nie chcę już o tym pamiętać, ok? To był bardzo męczący dzień i chcę żeby już
się skończył.
- Jeszcze przez…
- spojrzał na zegarek na ręce. – …cztery minuty masz urodziny. Wszystkiego
najlepszego.
- Kocham Cię. –
zarzuciłam dłonie na jego ramiona. Widać było, że Marc czekał na te słowa, bo
od razu uśmiechnął się szeroko. Przytulił mnie do siebie i pocałował w czubek
głowy. Powinnam była się cieszyć i celebrować każdą sekundę tego spotkania.
Miałam jednak myśli zaprzątane czymś zupełnie innym. Chciałam mu powiedzieć kim
tak naprawdę jest mój ojciec, ale jakby to zabrzmiało: „Wiesz… mój ojciec chce
zrobić krzywdę Twojemu bratu”? Wszystko było tak zagmatwane, że na samą myśl
coraz bardziej bolała mnie głowa.
__________________
Ten z prawej to brat bliźniak Eric - na zdjęciu wraz z ojczulkiem i Marc'iem.
Zdjęcie dodaję specjalnie, bo pewnie większość z Was nie wie jak ten człowieczek wygląda ;-) W zasadzie nie ma na co patrzeć, ale.... :D
Heeej!
ale miała dziewczyna przeżycie ;)
OdpowiedzUsuńmatko jej własny ojciec. Biedna dziewczyna mam nadzieje, że szybko powie o tym Marc'owi :) zapraszam na nowy rozdział milosc-w-barcelonie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńO ranyyyyy.... Ale żeś wymyśliła z tym ojcem, ja na miejscu Sol chyba bym oszalała. Wydaje mi się, że nie ma nic bardziej dobijającego, niż okrywanie takich prawd o swojej rodzinie. Co ja mogłabym jeszcze napisać? Nie wiem, ogólnie to podobał mi się ten odcinek. Ba, w ogóle podoba mi się jak piszesz, naprawdę. Uwielbiam Twój blog :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;)
3 rozdział! Zapraszam ;)
Usuńhttp://project-barca.blogspot.com/2013/07/rozdzia-3-chce-by-los-mnie-zaskoczy.html
Nieźle się zdziwiła kiedy dowiedziała się, że to jej ojciec. Mam nadzieję, że Marc się o wszystkim dowie i to jak najszybciej ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowe rozdziały :
OdpowiedzUsuńhttp://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
Licze na komentarze
Ze co prosze?! Jej ojciec, ten sam, Hugo? ! Wtf, ale Ty masz wyobraznie xD
OdpowiedzUsuńA Eric to skończony kretyn (i jest o wiele brzydszy od Marca, haha).
Przepraszam za tak krotki komentarz, ale na tablecie mi niewygodnie ._.
Pozdrawiam :*
Zapraszam na rozdział 3 na http://call-me-chelsea.blogspot.com/ :d
UsuńTy i Twoja wyobraźnia xD hahaha, to istny cyrk! :D
OdpowiedzUsuńBiedny Marc, tak się martwił!
Czekam na nowość :*
+ ja jestem chętna na opowiadanie o Javim i Fernando ^^
Zapraszam na nowe rozdziały :
OdpowiedzUsuńhttp://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/
Zapraszam do komentowania :D
http://surrealexception.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie ;3