Nie mogłam zasnąć tej nocy.
Wierciłam się z boku na bok, ale nie przeszkadzało to Marc’owi, który spał jak
zabity. Kiedy zegarek wskazał godzinę, w której swobodnie mogłam zadzwonić do
ojca, nie bojąc się, że będzie albo za wcześnie albo za późno, odszukałam
komórkę i zamknęłam się z nią w łazience.
- Tato, musimy pogadać.
– zabrzmiało to trochę dziwnie, bo tata zareagował momentalnie krzykiem: „Jesteś w ciąży?!”.
Zaprzeczyłam od razu i obrzuciłam go kilkoma obrażającymi epitetami, ale po
chwili kontynuowałam: - Chodzi o mamę.
Przyjeżdżasz do Hiszpanii? – odpowiedziała mi cisza, więc wyczułam, że coś
jest nie tak. – No
mów!
- Chciałem Ci zrobić
niespodziankę. W zasadzie to jestem już w Madrycie i koło południa wsiadam do
samolotu do Barcelony.
- Niespodzianka
niespodzianką, ale nawet przez chwilę nie pomyślałeś o tym jak może poczuć się
mama? To ją strasznie zaboli, nie mówiąc już o tym, że i Ty możesz przy tym
ucierpieć.
- Soledad, jestem
dorosły. Nie mów mi jak postępować, dobrze?
- Byłam z mamą kiedy
jej życie legło w gruzach. Obserwowałam ją kiedy otrzymała pozew o rozwód,
towarzyszyłam na każdej rozprawie i pocieszałam po ogłoszeniu, że jest już
wolna. Ciebie przy tym nie było. Wolałeś imprezować z wianuszkiem dziewczyn w
Miami, zamiast być przy nas. Mogłeś chociaż przyjechać na jedną rozprawę… na
jedną…
- Nic by to nie
zmieniło. Podzieliliśmy się majątkiem po połowie. Nie zamierzałem niczego
utrudniać, więc uznałem, że tak będzie najprościej.
- Niczego nie
rozumiesz. Zresztą porozmawiamy w takim razie na żywo. Szkoda mi marnować
energii z samego rana, skoro do Ciebie i tak nic nie dociera.
- Dobrze,
porozmawiamy później. Gdzie się umawiamy?
- Wyślę Ci sms. Na
razie. – nie czekałam na jego odpowiedź, po prostu się rozłączyłam.
Nieprawdopodobne jak rodzony ojciec może zepsuć komuś początek dnia. Myślałam,
że z nim porozmawiam na spokojnie, zniechęcę do wyjazdu do Hiszpanii i wszyscy
będą się cieszyć. On w ogóle nie słuchał moich argumentów i miałam wrażenie, że
słucha mnie tylko i wyłącznie dlatego, że kiedyś mnie spłodził. Zawsze taki
był: oziębły, wywyższający się i szastający pieniędzmi, ale dopiero teraz to do
mnie dotarło.
Wróciłam do
pokoju Marc’a, a wślizgnęłam się pod kołdrę tuż obok niego. Byłam zdołowana,
niewyspana i wkurzona. Najbardziej na samą siebie, bo nie umiałam wygarnąć
wszystkiego ojcu, a za te trzy lata sporo się uzbierało. Nie mogłam sobie
wyobrazić, że tak po prostu przyjedzie i zjawi się na urodzinach matki. Ubierze
najnowszy garnitur z kolekcji jakiegoś projektanta, popsika się drogimi
perfumami, idealnie ułoży fryzurę i będzie czarować swoją przedwojenną gracją.
Doskonale wiedziałam co mama w nim zobaczyła i dlaczego się w nim zakochała, bo
jego naprawdę da się lubić. Jednak jako córka, mogłam bez żadnych konsekwencji
stwierdzić, że to najnormalniejszy na świecie dupek.
Marc był strasznie zachwycony
faktem, że jedziemy do naszej rodzinnej miejscowości. Chodził i gwizdał pod
nosem, pakując swoje rzezy do małej walizki. Ja nie byłam aż tak zadowolona.
Próbowałam przetrawić słowa ojca, ale nie potrafiłam. Wrzuciłam swoje rzeczy do
walizki, trochę upchnęłam u Marc’a i byłam gotowa. Zjedliśmy jeszcze w drodze
śniadanie, zatrzymując się w pobliskiej knajpce i mogliśmy ruszać.
Moje
zdenerwowanie można było wyczuć na kilometr. Stukałam paznokciami, nerwowo
spoglądałam na wyświetlacz telefonu i unikałam kontaktu wzrokowego z chłopakiem.
- Możesz mi
powiedzieć co jest grane? – zatrzymał w końcu samochód na jakimś zjeździe i
spojrzał na mnie pytająco. – Od rana chodzisz jakbyś zobaczyła co najmniej
morderstwo, albo i gorzej. Przeklinasz pod nosem i nawet nie chcesz mi
powiedzieć co takiego się stało.
- Nie ma o czym
gadać. Mój ojciec jest dupkiem, który lada chwila wyląduje na lotnisku w El
Prat. Na nic moje słowa… po prostu się zaparł i jedzie do mamy.
- To może mieć w
sumie jakiś pozytywny aspekt… może uda im się porozmawiać i wyjaśnić sobie
wszystko. – spojrzałam na niego spod byka. – Nie? Myślisz, że będą się kłócić.
- Rozmawiałam z
nim dziś rano i wcale nie zapowiadało się, że zamierza mamie kupić kwiaty i
rzucić się do stóp. Było raczej odwrotnie.
- Nie będzie tak
źle. Nie mogą zrobić awantury przy gościach. – zaśmiałam się głośno, po czym
Marc zawtórował tym samym. – Nie oszukujmy się, ale Twoi rodzice to specjaliści
od kłótni.
- Zgadzam się.
Może uda mi się jeszcze namówić ojca, żeby nie przyjeżdżał. Nie wiem… spróbuję
wszystkiego. Najbardziej szkoda mi jest mamy, bo wiem jak wiele wycierpiała
przez niego i teraz znów musi go zobaczyć.
- A może ona
tego właśnie chce? – spojrzałam na niego zaskoczona. Takiego scenariusza nie
brałam pod uwagę, a owszem… mógł być prawdziwy. – Nie myślałaś o tym?
- Zróbmy tak:
dojedźmy do domu, pogadajmy z mamami, bo pewnie czekają na nas stęsknione, ja
wymknę się, żeby zadzwonić do ojca i wybadam na jakim etapie jest. Postaram się
go zatrzymać w Barcelonie… powiem, że tam jest pełno łatwych lasek czy coś… ale
jeżeli mi się nie uda, a pewnie tak będzie, to już sama nie wiem. Nie chcę
przeżyć tej walki, bo z tego nic dobrego nie wyniknie.
- W porządku,
ale nie stresuj się tak. To Ci nic nie da, a pewnie i tak wszystko skończy się
wielką awanturą. Najwyżej wsiądziemy w samochód i wrócimy do Barcelony, ok? –
złapał mnie za dłoń i pocałował jej wierzchnią część. Uśmiechnęłam się do niego
i przybliżyłam by złożył na moich ustach pocałunek.
Mama przywitała mnie z
krzykiem radości połączonym z krzykiem zdziwienia. Ucałowała mnie i wyściskała
za wszystkie czasy. Wprowadziła mnie do domu opowiadając o tym co działo się u
niej przez ten czas, kiedy nie było mnie w domu. Znosiłam wszystko dzielnie,
zjadłam nawet obiad złożony z dwóch dań i odpowiadałam na wszystkie jej
pytania. Aż strach się bać co wymyśliła pani Maria, mama Marc’a. Ona była
niczym chodzący detektyw i potrafiła wyciągnąć wszystkie informacje, które
tylko chciała.
- Wiesz mamo… ja i Marc… tak
jakby… - próbowałam powiedzieć to najładniej jak umiałam, ale za każdym razem
kiedy wypowiadałam „chodzimy” dławiłam się własną śliną, jakby słowa nie
chciały ze mnie wyjść.
- Co z wami? Nie mieszkasz
już u niego?
- To znaczy, tak… nie
mieszkam. Mieszkam z Babi i Milli. Ale nie o tym chciałam powiedzieć… chodzi o
to, że…
- Jesteśmy parą. – jak gdyby
nigdy nic w drzwiach pojawił się Marc, który zakończył za mnie zdanie i
uśmiechnął się szeroko do mojej zaskoczonej matki.
Sophia (matka) na początku
nie mogła wypowiedzieć z siebie słowa, co było zrozumiałe, ale po chwili
krzyknęła głośno i najpierw uściskała mnie, potem Marc’a.
- Nawet nie wiecie jak mnie
to cieszy. Razem z Marią zabiegałyśmy o to przez całe wasze liceum, ale żadne z
was nie wykazywało ani minimum zainteresowania.
- Mamo, przestań… - jęknęłam
siadając z powrotem na krześle przy stole.
- Mówię śmiertelnie poważnie.
Ale się cieszę! Maria już wie? – chłopak pokiwał głową i odrzekł, że
zareagowała podobnie do niej.
Miałam jedno z głowy. Nie
wiedziałam czy mówić mamie o ojcu czy przeczekać z nadzieją, że jednak się nie
pojawi. Pod pretekstem zadzwonienia do Babi, wymknęłam się z kuchni i wybiegłam
na górę do swojego pokoju. Próbowałam dodzwonić się do ojca, ale nadaremnie.
Prawdopodobnie miał wyłączony telefon, bo jeszcze nie wylądował, albo po prostu
nie chciał ze mną rozmawiać. Zostawiłam mu wiadomość, że musimy porozmawiać jak
najszybciej i wróciłam do mamy rozmawiającej z Marc’iem.
- Powinnam od tego zacząć,
ale nie dałaś mi dojść do słowa… - podeszłam do mamy i wyciągnęłam ku niej
ramiona. – Wszystkiego najlepszego! – Marc od razu podchwycił moment i wybiegł
do samochodu po kwiaty, które kupiliśmy po drodze i po chwili wręczył je mojej
mamie. Dołączył się do życzeń i ucałował ją w policzek.
- Dziękuję wam. To bardzo
miłe z waszej strony. Wieczorem w restauracji „El sol” odbędzie się kolacja…
przyjedzie rodzina, przyjaciele… Mam nadzieję, że zostaniecie do jutra.
- Tak, oczywiście. –
odpowiedział Marc. Uśmiechnęłam się do mamy i dodałam jej otuchy.
Była zestresowana jak zawsze przed każdym jej przyjęciem, ale wiedziałam
dobrze, że cieszy się, że zobaczy rodzinę i przyjaciół. Cóż… i tatę. Chociaż
raczej w tym przypadku nie było mowy o radości. Najgorsze w tym wszystkim było
to, że nawet się nie spodziewała jego wizyty. Miałam poważny dylemat:
powiedzieć jej i pozwolić by zadręczała się tym przez całe popołudnie i
wieczór, czy poczekać na rozwój wydarzeń i dać możliwość zrezygnowania ojcu bez
zbędnych słów.
Marc zaproponował bym póki co
trzymała język za zębami i nie potrzebnie wtrącała się do ich spraw. Są
dorośli, wiedzą czego chcą… Moim jednak zdaniem nie zdawali sobie do końca, że
tak naprawdę się nie znają. Ojciec potrafi wywijać naprawdę różne i dziwne
numery, nie wspominając o matce, której drugie imię to awantura.
Popołudnie spędziłam w
towarzystwie dziadków, który wypytywali mnie o każdy szczegół z mojego życia.
Byli ciekawi dosłownie wszystkiego i zaniepokojeni faktem, że byłam zupełnie
sama w Barcelonie. Dwie godziny tłumaczyłam im, że mieszkam z kuzynką Babi i
jej córką oraz że teraz w stolicy Katalonii mam też swoją drugą połówkę.
Cieszyli się, bo uwielbiali Marc’a i kiedy skończyli rozmawiać ze mną,
przerzucili się właśnie na niego.
Siedziałam wśród cioć i
wujków jak na szpilkach i wyczekiwałam wielkiego wejścia ojca. Kilkukrotnie
próbowałam się do niego dodzwonić, na marne. Marc próbował mnie jakoś uspokoić,
zagadać, zająć czas, ale wciąż myślałam tylko o rodzicach.
- Zaraz zaczniesz siwieć,
zobaczysz. – uśmiechnął się do mnie. Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do
mojego pokoju, gdzie panowała grobowa cisza. Zamknął za nami drzwi i wpił swoje
usta w moje. Brakowało mi tego, ponieważ przez cały długi dzień spowiadałam się
swojej rodzinie z tego co robię w Barcelonie. Mogłam jedynie spoglądać na Marc’a
siedzącego po drugiej stronie pokoju, który też próbował łapać mój wzrok. Niby
wszyscy już wiedzieli o naszym związku, ale nie mogliśmy się tak obnosić z czułością,
bo w większości goście składali się z cioteczek (grubo po 50tce) i wujaszków w
podobnym wieku.
Marc złapał mnie w pasie i
zaciągnął na moje łóżko, które stało w samym centrum pokoju. Kiedy moja
sukienka w dziwny sposób zaczęła zjeżdżać z mojego ramienia od razu
powiedziałam: „stop”.
- Marc, na dole jest moja
rodzina! – odsunęłam go od siebie i poprawiłam sukienkę.
- Czym się tak stresujesz?
Oni są tam, my tu.
- Zaraz ktoś zauważy, że nas
nie ma i wparuje tu bez pukania. Mogę się założyć. – warknęłam. Uwielbiałam go
i sposób w jaki mnie całuje, dotyka… uwielbiałam jego całego. Ale na wszystko
jest czas i miejsce. A mój pokój, który znajdował się dosłownie nad pszczelim
gniazdem do takowych nie należał. – Nie obrażaj się. – szturchnęłam go w bok i
pociągnęłam za rękę do wyjścia. W między czasie poprawiłam fryzurę i mogliśmy
zejść na dół. W zasadzie nikt nie zauważył naszego wyjścia, więc równie dobrze
mogliśmy wyjść z domu i pojechać z powrotem do Barcelony.
Kilka minut później, kiedy
zajęłam miejsce na kanapie koło Marc’a i złapałam go za rękę, wszedł On. Ubrany
w idealnie skrojony garnitur, z ogromnym bukietem kwiatów i półuśmiechem na
twarzy. Nie widziałam go prawie dwa lata, ale nic się nie zmienił. Był tak samo
pretensjonalny i uwodzicielski zarazem, że wszystkie ciotki piały aż z
zachwytu. Kątem oka dostrzegłam wchodzącą do salonu mamę, która niosła wazon.
Jak można się było tego spodziewać roztrzaskał się w drobny mak i właśnie ten
huk obudził zauroczone towarzystwo, które jakby zahipnotyzowane śledziło każdy
najmniejszy ruch mojego ojca. Podniosłam się szybko i podbiegłam do mamy, która
zagubiona nie wiedziała co ma począć. Spoglądała to na wazon, to na ojca i nie
potrafiła się otrząsnąć. Odciągnęłam ją na bok, by nie skaleczyła się o
drobinki wazonu, a sama złapałam za miotłę, którą znalazłam w kuchni.
Wszyscy tkwili w
przerażającej ciszy. Jedynie ja krzątałam się jak głupia i sprzątałam resztki
wazonu, które rozprysnęły się po całym salonie. Ojciec podszedł do mnie i
wyciągnął rękę, którą zapewne miałam uścisnąć. Spojrzałam jedynie na niego spod
byka i odstawiłam miotłę na bok.
- Cześć, tato. – powiedziałam
nie odwracając od niego wzroku.
- Soledad, pięknie wyglądasz.
– złapał mnie za dłoń i okręcił wokół osi. – Niech Ci się przyjrzę. Cudowna dama.
- Dobrze Cię widzieć… po
dwóch latach.
- Przecież dzwoniłem. –
spojrzał nam nie urażony.
- To nie to samo co spotkanie
twarzą w twarz.
- Nadrobimy ten czas,
obiecuję. – przekręcił głowę i spojrzał na Sophię, która stała jak zamurowana. –
Witaj, kochana.
- Witaj, Hugo. –
odpowiedziała spokojnie, choć dalej nie kryła zaskoczenia.
- Co słychać? – ich wymianę
zdań śledził cały salon. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach i czekali na rozwój
sytuacji.
Byłam strasznie zdenerwowana,
chociaż tego w ogóle nie dawałam po sobie poznać. Miałam zacięty wyraz twarzy i
spoglądałam na ojca jakby wyrządził mi naprawdę wielką krzywdę. W sumie tylko
rozwiózł się z moją matką i ta drzazga zawsze będzie pomiędzy nami, ale mimo
wszystko go kochałam. Spędziłam z nim wiele wspaniałych chwil i tylko to pamiętałam
w tym momencie.
- U mnie wszystko w jak
najlepszym porządku. Dziękuję, że pytasz. – mama próbowała być równie dostojna
co ojciec, ale widziałam, że ma ochotę rzucić się na niego i udusić.
Nie mogłam dalej patrzeć na
tę dwójkę, więc pociągnęłam ich za ręce do kuchni i zamknęłam za nimi drzwi.
- Możecie nie robić szopki
przy całej rodzinie? – warknęłam i spojrzałam na zaskoczoną dwójkę. Ojciec
mruknął coś pod nosem, a matka założyła ręce na piersiach i oparła się o stół
kuchenny. – Po co przyjechałeś? Mówiłam Ci, że to nie najlepszy pomysł.
- Uważam się za członka tej
rodziny. Chciałem tylko złożyć Twojej mamie życzenia urodzinowe i tyle. Nie
zamierzałem się z nikim kłócić.
- Oh nie? – zaśmiała się
gorzko matka. – Tylko do tego jesteś zdolny. A przepraszam! I do pieprzenia
małoletnich modelek po pokazach mody.
- Nie bądź śmieszna. –
prychnął ojciec odwracając się do niej tyłem.
- Myślisz, że nie wiem o
Twoich miłosnych eskapadach do Paryża czy Mediolanu? O tych wszystkich
podbojach, które zaczęły się jeszcze w czasie kiedy byłeś moim mężem? Miej choć
trochę jaj i się do tego przyznaj.
- Sophia, jesteś szalona.
Oczerniasz mnie przy mojej własnej córce i śmiesz mnie obrażać? Spójrz na
siebie. Podobno umawiasz się z jakimś gówniarzem, który mógłby być Twoim synem.
- Jestem wolna i nic Ci do
tego z kim się umawiam. Zawsze byłam Tobie wierna i nigdy Cię nie zdradziłam.
To Ty polowałeś na te wszystkie cizie, które pchały się do Twojego łóżka przez
kontakty i pieniądze. Naiwne myślały, że dzięki Tobie zrobią karierę. A Ty kim
jesteś? Nikim.
- Założyłem agencję modelek z
bratem kilkanaście lat temu i sama nie mogłaś pogodzić się, że się starzejesz,
a ja obracałam się w towarzystwie młodych i pięknych dziewczyn. Jesteś naprawdę
żałosna myśląc, że pakowałem się im do łóżka.
- Ależ kochany… to one
pakowały się do Twojego łóżka, co nie zmienia faktu, że się Tobą brzydzę. Wyjdź
z mojego domu i nigdy więcej nie wracaj. Rozumiesz? Czy mam poprosić moich
kuzynów by Ci pomogli? – nie mogłam uwierzyć w to co się działo. Zawsze uważałam,
że mama jest zbyt słaba by postawić się ojcu, który przez całe życie nad nią
dominował. Widząc jej zachowanie byłam w tak ogromnym szoku, że nie wiedziałam
co mam powiedzieć.
- Tato, będzie lepiej jak już
wyjdziesz. – powiedziałam wreszcie po kilku minutach milczenia.
- Zadzwonię do Ciebie później.
– burknął i wyszedł z kuchni. Spojrzałam na matkę, która schowała twarz w
dłoniach.
- Mamo… nie przejmuj się nim.
Jestem z Ciebie dumna. – uściskałam ją mocno. – Pokazałaś, że jesteś ponad to.
Jestem w szoku, że to widziałam.
- Przepraszam, Sol. Nie
chciałam, żebyś była tego świadkiem, ale już od dawna chciałam mu to
powiedzieć. – objęłam ją ramieniem i wyprowadziłam z kuchni. Widać, że poczuła
się wolniejsza i właśnie to sprawiło, że na jej twarzy pojawił się szeroki
uśmiech.
Nie wiedziałam do końca do
czego faktycznie zaszło pomiędzy moimi rodzicami i prawdopodobnie nigdy się
tego nie dowiem, ale fakt, że mama, która zawsze skrywała wszystkie swoje
smutki gdzieś w środku wreszcie odważyła się o nich powiedzieć na głos…
sprawił, że poczułam się feministką jak jasna cholera.
Opowiedziałam po krótce Marc’owi
co wydarzyło się w kuchni. Był w niemałym szoku, bo nawet nie miał pojęcia, że
mój ojciec zdradzał matkę na prawo i lewo. Cóż, wiedziałam o tym nie od dziś,
ale usłyszeć to w taki sposób… dało mi to naprawdę do myślenia.
________________________
Hej!
Dziwnie pisało mi się ten rozdział. W
ogóle taki dziwny wyszedł. Wszystko przez to, że nie miałam żadnego pomysłu na
ten rozdział i pisałam na szybko. Jeżeli są błędy to przepraszam, ale nie
miałam kiedy poprawić.
Aaaaha. PS: nie myślcie, że jeżeli
nie komentuję waszych blogów to znaczy, że ich nie czytam. Jestem na bieżąco,
ale nie zawsze mam czas by coś sensownego sklecić w komentarzu – ponadto najczęściej
czytam na telefonie, ale u mnie dziwnym sposobem nie mogę komentować. Tak, więc
jak kogoś uraziłam to przepraszam, ale serio nie myślałam, że to takie ważne.
Pisze się dla komentarzy? Ooookkkeeeeeej. Gdybym zaczęła to praktykować to
chyba bym przestała pisać, bo wcale nie zalewacie mnie lawiną komentarzy :D
(żartuje)
Pozdrawiam :*
UPDATE: Pytania, odpowiedzi. Nominowano mnie do jakiejś gry, więc stwierdziłam, że nic mi nie szkodzi i odpowiedziałam na kilka pytań. Jeżeli ktoś jest ciekawy to KLIK.
UPDATE: Pytania, odpowiedzi. Nominowano mnie do jakiejś gry, więc stwierdziłam, że nic mi nie szkodzi i odpowiedziałam na kilka pytań. Jeżeli ktoś jest ciekawy to KLIK.
oh ah eh, wcale nie był dziwny ten odcinek!
OdpowiedzUsuńI niewyżyty Marc :D
hahah, najlepszy!
Czekam na nowość :)
Świetny rozdział, jak zawsze. Nie gadaj, ze jest dziwny, bo bardzo interesujący ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, Marc jak zawsze najlepszy <3
Jej ojciec musiał przyjść, co nie? Działa mi ten kolś na nerwy ;/
Czekam na kolejny i pozdrawiam ;*
PS zapraszam na prologi na: resumen-de-la-vida.blogspot.com & que-me-amas.blogspot.com
zapraszam na nowy rozdział na http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/ licze na komentarze;)
OdpowiedzUsuńhttp://barcaloveforever.blogspot.com/ zachęcam do komentowania :3
OdpowiedzUsuńCudne jak nie wiem xd
OdpowiedzUsuńJej mama jest boska ;)
Najpierw się odniosę do Twoich słów - skąd ja znam to z komentarzami? Niektóre osoby nawet mi to wypominają, a przecież nie zawsze jest czas, żeby coś napisać. Chociaż osobiście się staram, ale nie zawsze to wychodzi :P
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to wcale nie jest taki zły :) W sumie może lepiej, że ojciec Soledad się pojawił? Nie narządził wielu szkód, a można powiedzieć, że cokolwiek się wyjaśniło. Albo przynajmniej spadł kamień z serca Sophii.
I ten Marc ;) Niegrzeczny chłopiec. Chciał się zabawić z Sol i dać do główkowania rodzinie? Oj, ciekawie by było, gdyby faktycznie coś zrobili i ktoś by ich przyłapał :D
Z niecierpliwością czekam na nowość :*
Zapraszam na nowo powstałego bloga o Juanie Macie, gdzie właśnie pojawił się prolog. :-) http://something-forbidden.blogspot.com/
UsuńNie mogę się doczekać co będzie dalej ! :)
OdpowiedzUsuńBrawa dla mamy Sol, postąpiła prawidłowo!
Zapraszam do mojego nowego/pierwszego bloga:
project-barca.blogspot.com :)
Informuj mnie o nowych wpisach :D
Czekam na następny rozdział! ;)
zapraszam na nowy rozdział na http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń