środa, 12 czerwca 2013

10. „Twoja mama jest lepsza niż jakakolwiek tabletka antykoncepcyjna”


Wieczorem wszyscy przenieśliśmy się do całkiem uroczej restauracji „El sol”. Mama wynajęła całą salę dla swoich wielu gości, którzy przybywali tłumnie z kwiatami i prezentami. Ja natomiast siedziałam koło Marc’a i rozmyślałam nad sytuacją, która wydarzyła się zaledwie kilka godzin temu. To jak ojciec wparował do naszego domu, kłótnia i teatralne wyjście. To było zbyt wiele dla mnie i wydawało mi się, że dla mamy również… ale jest bardzo dobrą aktorką i przyjmowała swoich gości z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Przestań o nim myśleć. – szepnął mi na ucho Marc. Odpowiedziałam mu uśmiechem i wtuliłam się w jego ramię.
- Kochani! – głos zajęła mama, która podniosła kieliszek do góry jako znak, że będzie przemawiać. Przewróciłam oczyma i westchnęłam głośno, co nie uszło uwadze Marc’a, który zaśmiał się pod nosem. – Chciałabym Wam serdecznie podziękować za przyjście. Jesteście naprawdę wspaniali. Cieszę się niezmiernie, że kolejną „18-stkę” mogę spędzać w Waszym gronie. To dla mnie naprawdę wiele znaczy! Kocham Was! – wszyscy zaczęli bić prawo, więc i ja nie pozostałam temu dłużna.
Obok części do konsumpcji wydzielona była spora strefa do tańczenia. Marc bez zbędnych słów złapał mnie za rękę i wyciągnął na parkiet, na którym bujało się całe stadko wujków. Wziął mnie w ramiona bez żadnych sprzeciwów i z szerokim uśmiechem zaczął bujać się w rytm piosenki „Let me fall” Alexz Johnson. Utwory podobno wybierała moja rodzona matka, więc można było się spodziewać i nowości i staroci. Kolejną piosenką była „Just the way you are” Bruno Marsa. Widać, że bardzo podobała się chłopakowi, bo brakowało mi tchu by za nim nadążyć. Swoją drogą nie wiedziałam, że to taki zapalony tancerz i wymiatacz parkietu. Kiedy jakiś wujek mnie odbił wodził za mną wzrokiem i gdy tylko nasze spojrzenia się spotykały uśmiechał się szeroko. Piosenkę Marsa będę kojarzyć tylko i wyłącznie z tą imprezą.
Koło północy miałam już serdecznie dość tańczenia, a nawet patrzenia na parkiet, bo kiedy tylko próbowałam odpocząć ktoś łapał mnie na parkiet i nie pozwalał się wyrwać.
- Moja biedna. – z opresji wyrwał mnie głos Marc’a, który objął mnie ramionami i nie pozwolił mnie tknąć nikomu innemu. Posadził mnie tuż obok siebie i pozwolił bym trzymała swoją głowę na jego ramieniu. – Chcesz wracać?
- Nie, nie. Impreza dopiero się rozkręca.
- Mogę Cię zawieźć. Powiedz tylko słowo.
- Sol, niech Marc Cię zawiezie. – dodała pani Maria, która usiadła z mojej drugiej strony. – Już późno, zaraz wszyscy zaczną się rozchodzić, a wy nie musicie siedzieć do końca.
- W sumie to ma Pani rację. Poszukam tylko Sophię i powiem, że wracamy. – uśmiechnęłam się do mamy Marc’a i udałam się na parkiet w poszukiwaniu swojej rodzicielki. Znalazłam ją w objęciach jakiegoś chłystka, więc grzecznie go przeprosiłam i pociągnęłam mamę za rękę. – Wracam do domu. Dasz mi klucze?
- Właśnie miałam o tym z Tobą pogadać. – zaczęła szeptem. – Teraz kiedy jesteś z Marc’iem to możesz u niego przenocować, prawda?
- Nie rozumiem…? – spojrzałam na nią zaskoczona. Mama zerknęła dyskretnie w stronę chłopaka z którym przed momentem tańczyła, a potem na mnie. – Nie! Nie rób sobie ze mnie jaj!
- Kochanie, spokojnie. Obie jesteśmy dorosłe. Nie chcę, żebyś czuła się niekomfortowo słysząc… lub nieważne.
- Czyli to prawda, że masz młodszego kochanka?
- Spotykam się z nim. Ale porozmawiamy o tym kiedy indziej. Dasz radę zostać u Marc’a? – kiwnęłam jedynie głową i z niemal otworzonymi ustami ze zdziwienia wróciłam do chłopaka i jego matki.
- Mam do Was dziwną prośbę. – zwróciłam się do siedzącej naprzeciw mnie dwójki. – Mama mnie właśnie pozbawiła dachu nad głową. Mogłabym się u Was zatrzymać?
- Jak to pozbawiła dachu nad głową? – powtórzył po mnie Marc.
- No normalnie. – subtelnie wskazałam na chłopaka, który właśnie nas minął i podszedł do mojej matki. Maria i Marc o mało nie dostali ataku serca, ale ja spokojnie kontynuowałam: - To jak będzie? Mogę jechać z dziadkami, ale nie uśmiecha mi się wracać po nocy do Valencii.
- Kochanie, nasz dom jest Twój. Teraz kiedy jesteś z Marc’iem nabrało to zupełnie nowego znaczenia. – pani Maria uśmiechnęła się szeroko, co podchwycił szybko jej syn i zawtórował tym samym.
- Dziękuję bardzo. Nie wiem co w nią wstąpiło. Myślałam, że ten romans był wytworem wyobraźni mojego ojca i faktycznie nic się nie stało. A tu proszę… nie dość, że mama wyrzuca mnie na noc z domu, to jeszcze ten „kochanek” mógłby być co najmniej w moim wieku.
- Twoja mama bardzo przeżywa rozstanie z Hugo. To jest dla niej w pewnym stopniu terapia. Musisz dać jej czas by się oswoiła z tym, że jest sama i próbuje kogoś znaleźć. – zauważyła szybko pani Maria.
- Ale minęły trzy lata. Powinna myśleć już od dawna o przyszłości, a nie rozpamiętywać przeszłość. Jak widać ojciec tak nie robi, ona też powinna.
- I właśnie stara się to robić. To był dla niej bolesny okres i chyba doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Pozbierała się dopiero teraz i nie możemy jej o to winić. A to, że spotyka się z młodym chłopakiem to powód do zazdrości. – zaśmiała się serdecznie, na co jej syn spojrzał na nią spod byka. – Oj Marc, tata jest w delegacji. Tylko żartuję.
- Jest już grubo po północy. Moglibyśmy w sumie już się zbierać… - zaproponował Marc. Liczył chyba na to, że jego mama będzie balować do samego rana, a nam zostawi dom i będziemy mogli robić co dusza zapragnie. Cwana Maria wsiadła do jego samochodu i wcale nie zamierzała nas spuścić nawet na sekundę z oczu.
Miała na szczęście zapasowy klucz do mojego domu, tak że mogłam wziąć swoją walizkę i przenieść ją do domu obok. Wyglądało to dość komicznie, bo na zegarku dochodziła godzina druga, a Marc niosący moją walizkę o mało nie zabił się po krętych schodach. W porę wyhamował i uratował moje rzeczy przed brutalnym zderzeniem z podłogą.
Wzięłam prysznic w łazience na dole i przebrałam się w swoją piżamę. Nie spodziewałam się, że będę spać u moich sąsiadów, więc nie przygotowałam na tę okazję, żadnej „wyjściowej” piżamy. Stara koszulka zespołu metalowego i krótkie spodenki miały mi wystarczyć w swoim własnym domu, tutaj czułam się trochę niekomfortowo.
- To ja prześpię się na kanapie w salonie. – zaproponowałam od razu na co gospodarze od razu podnieśli swój głos.
- Wykluczone! Będziesz spać w moim pokoju. Ja zostanę na kanapie. – zaoferował ochoczo Marc. Pokręciłam przecząco głową na znak, że się nie zgadzam i rozsiadłam się wygodnie na kanapie, którą miałam tej nocy okupywać.
- Przecież oboje możecie spać na górze. Jesteście dorośli, ja nie widzę problemu. – dodała po chwili Maria. Razem z Marc’iem spojrzeliśmy na siebie, później na nią i nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć. – Mówię poważnie. Jesteście razem, więc wcale się nie dziwię, że sypiacie ze sobą. To całkowicie normalne.
Słowa, które wypowiadała wcale nie docierały do mojej psychiki, a raczej mnie rozśmieszały, a po chwili mroziły krew w moich żyłach. Pani Maria uchodziła za kobietę skrajnie praktykującą i nigdy nie pozwoliłaby by w jej domu zatrzymała się jakaś obca dziewczyna. Ok, to że znam ich od zawsze mogłam uznać za fakt, że nie jestem obca, ale to że miałam spać w pokoju jej syna wydawało mi się tak absurdalne jak zjedzenie mentosa i popicie go colą.
- Mamo, nie wygłupiaj się. Mogę spać na kanapie. Soledad zajmie mój pokój. – powiedział niepewnie Marc. Maria pokręciła jedynie głową i zaśmiała się pod nosem.
- Śmiać mi się chce z was. Zamiast wykradać się po schodach na górę i udawać, że śpi się na dole… powinieneś się cieszyć i od razu biec z Sol do swojego pokoju. Ja idę do siebie, a wy róbcie co chcecie. – uśmiechnęła się do mnie i pocałowała mnie w policzek na dobranoc. Spojrzałam na Marc’a, który nie krył zaskoczenia i westchnęłam głośno.
- I co mam zrobić? – zwróciłam się do niego.
- No… idziesz ze mną na górę. Władza zadecydowała tak, nie inaczej. – podał mi rękę i pomógł wstać z kanapy. Zaprowadził mnie na górę i zamknął za nami drzwi do jego pokoju.
- Nie wiem jak Ty, ale ja całkowicie i bezpowrotnie straciłam ochotę czy też nawet chęć myślenia o seksie w tym domu. – położyłam się z lewej strony łóżka i spojrzałam na przebierającego się Marc’a. Na moje słowa chłopak zaśmiał się głośno i przyznał mi rację. Wskoczył pod kołdrę obok mnie i przytulił się do mojego ramienia. – Nawet o tym nie myśl! – odepchnęłam go, kiedy poczułam jego dłoń na moim udzie.
- Przecież dostaliśmy pozwolenie „góry”.
- Zwariowałeś? Twoja mama jest lepsza niż jakakolwiek tabletka antykoncepcyjna. Nie mogłabym tego robić wiedząc, że ona jest na dole. – chłopak westchnął jedynie i pocałował mnie w policzek.
- Mogę chociaż pocałować Cię na dobranoc? – kiwnęłam głową i poczułam jego usta na swoich.
To, że się nie wyspałam nie było zasługą mojego wiecznie zadowolonego z życia chłopaka, ale najnormalniej na świecie jego matką. Ciągle myślałam o tym, że jest na dole i wiedziałam dobrze, że mówiąc to, że możemy spać w jednym pokoju, była w stu procentach przekonana, że do niczego nie dojdzie. A to cwaniara.
 
Obudziłam się koło dziesiątej i nie dostrzegłam obecności Marc’a w jego łóżku. Przebrałam się i doprowadziłam do porządku. Bolała mnie głowa i miałam ochotę z powrotem wejść pod kołdrę, ale wiedziałam dobrze, że im dłużej będę spać tym gorzej będę się czuć.
Zeszłam na dół skąd dochodziła do moich uszu rozmowa syna z matką. Nie chciałam podsłuchiwać, bo byłoby to zdecydowanie nie w moim stylu, ale chcąc nie chcąc usłyszałam końcówkę wymiany zdań pomiędzy nimi.
- Eric dzwonił wczoraj wieczorem. Zatrzymał się u wujka Diego w Acapulco. – powiedziała pani Maria.
- Kiedy zamierza wrócić? – zapytał jej syn.
- Wiesz, że póki co nie może. Gdyby nie zadarł z tym typkiem to byłby bezpieczny. Musi przeczekać jakiś czas, żeby sprawa przycichła. – kiedy zamilkli postanowiłam wkroczyć do kuchni jak gdyby nigdy nic.
- Dzień dobry. – posłałam im uśmiech i usiadłam na krześle obok Marc’a. Chłopak pocałował mnie w skroń i spojrzał na swoją mamę, która była trochę zdezorientowana moim widokiem. Nie miałam pojęcia w co wplątał się brat mojego chłopaka, ale z tego co zdążyłam usłyszeć to nie było z nim dobrze.
- Jak się spało? – pani Maria nalała mi do kubka świeżo zaparzonej kawy i podała mi ją do ręki. – Mam nadzieję, że nie zostanę wkrótce babcią. Jestem na to zdecydowanie za młoda. – zaśmiała się. Spojrzałam na Marc’a, który nie wiedział co ma jej odpowiedzieć i jedynie zaśmiał się równo z nią.
- Myślę, że niedługo możemy wracać, bo wieczorem mam trening, a nie chciałbym iść na niego prosto z drogi. – zwrócił się do mnie chłopak, na co przystałam ochoczo. – A co z Twoją mamą?
- Myślę, że powinnam najpierw do niej zadzwonić… nie chciałabym wparować do domu, a tam… sam wiesz.
- Moglibyście jechać po obiedzie. Specjalnie dla was szykuję tortillę i churros. Nie możecie wyjechać bez moich ciasteczek. – nie mogliśmy jej odmówić. Nie mogliśmy odmówić samym churros, bo pani Maria była mistrzynią w przeróżnych wypiekach, a jej bomby kaloryczne były ucztą dla podniebienia.
W między czasie dodzwoniłam się do wyrodnej matki, która odebrała dopiero za trzecim razem. Dowiedziałam się od niej, że jej towarzysz wyszedł i mogę wrócić do domu. Pożegnałam się na jakąś chwilę z moimi sąsiadami i oficjalnie powróciłam do swojego własnego domu. Było to dla mnie trochę krępujące, bo pomimo zapewnień mamy, przez cały czas sprawdzałam czy jej kochanek nie schował się za zasłoną, w szafie itp.
- Chyba powinnyśmy poważnie porozmawiać, mamo. – powiedziałam trochę za bardzo stanowczo, bo rodzicielka usiadła przy stole ze skruszoną miną.
- Jestem tylko człowiekiem. – westchnęła. Spojrzałam na nią rozbawiona, bo nie powiem: ta cała sytuacja wywoływała u mnie raczej ataki śmiechu niż płaczu. – Chodzi o to, że ja nie mam nic przeciwko Twojemu… przyjacielowi, ale dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej, że on jest w moim wieku. I powiem szczerze, że nawet go skądś kojarzę, ale nie do końca wiem skąd.
- To Dominic Mireles Mendoza. Znasz go ze swojej własnej studniówki, bo był na niej z Twoją kuzynką Barbarą. – spojrzałam na nią szeroko otworzonymi oczyma, a po chwili zaśmiałam się głośno. – Mówię poważnie.
- Nie mogę w to uwierzyć. Nie widziałam go od tamtego czasu. Wiedziałam, że go znam… ale że to Dominic? Nigdy w życiu bym nie zgadła.
- Zależy nam póki co na tajemnicy, dlatego proszę Cię być nikomu o nas nie mówiła.
- I dlatego obściskiwałaś się z nim w restauracji pełnej naszych przyjaciół i rodziny?
- Tak to wyglądało? – spojrzała na mnie przerażona.
- Nie, no… raczej po prostu tańczyliście. Nic w tym złego, ale możesz mi powiedzieć… dlaczego on? Jest mega przystojny to fakt, wysportowany i ogólnie bardzo atrakcyjny, ale skąd Ty go wytrzasnęłaś? Przecież on jest w moim wieku, mamo. Mógłby być Twoim synem.
- Właśnie dlatego bałam Ci się powiedzieć. Wiedziałam, że mnie nie zrozumiesz. – spuściła wzrok i wolała oglądać swoje szpilki niż moją twarz.
- Mamo, ja nie mówię, że robisz źle… ale tylko pytam z czystej ciekowości.
- Tak wyszło. Nie wiem jak to opisać… bo sama się tego nie spodziewałam, ale po tym jak wyjechałaś do Barcelony byłam bardzo samotna i w pewnym momencie na mojej drodze stanął Dominic. Z początku to zwykły flirt, później stało się… Kochanie, jestem zakochana.
Nie wiedziałam czy mam jej gratulować czy opieprzyć za cały ten cyrk, który stworzyła. Było mi dziwnie słuchać o miłosnym podboju mojej matki, zwłaszcza, że chodziło o chłopaka w moim wieku. Piłam z nim, tańczyłam, a nawet flirtowałam! Nie mogłam tego pojąć, że miałby nagle stać się częścią mojej pokręconej rodziny i to w charakterze mojego… ojczyma? W głowie mi się to nie mieściło.
Cieszyłam się, że mama wreszcie jest szczęśliwa i nie myśli o zdradach ojca. Ale Dominic? Tak na serio, serio? Próbowałam to jakoś poukładać w głowie, ale naprawdę musiało minąć sporo czasu bym mogła do tego przywyknąć.
 
*____*
Dominic!
 
___________________________

nie wiem o co chodzi z tym zdjęciem, ale nie mogłam się powstrzymać by go nie dodać!
xoxo


Hej. Co tam ten rozdział... to co dla Was szykuje nie mieści się nawet w mojej głowie! :D Groza, sceny jak z kryminału! Już nie długo :* 

10 komentarzy:

  1. Myśle, że powiedzenie, że cały ten romans mnie zszokował byłoby sporym niedopowiedzeniem. Jak dla mnie Sol przyjęła to wyjątkowo łagodnie, ja bym pewnie oszalała gdybym dowiedziała się, że moja mama ma romans z chłopakiem w moim wieku, w dodatku takim, z którym miałam kiedyś styczność. Tak więc brawa za opanowanie ;) Mama Marca geniusz sam w sobie, sprytnie to sobie wymyśliła, żeby im się odechciało zabaw ;D Zainteresował mnie wątek z bratem Marca, czekam na rozwinięcie ;)
    No i nowy szablon i te cudowne mordki dos Santosa i Sancheza, rozpłynęłam się jak to zobaczyłam ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahah wszystko boskie nie wiem co powiedzieć , kompletnie ;)
    Boskie

    OdpowiedzUsuń
  3. hhahaha, po samym tytule rozdziału już jebłam xD
    mama Marca jest świetna. Bardzo chciałabym żeby moja matula też przyjmowała wszystko tak spokojnie i rozmawiała na luzie. Co do Sol, to dziwię się, że tak obojętnie przyjęła informację o kochanku mamy. Czekam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz zamiar kogoś uśmiercić? O.o
    To by było dopiero ciekawe :D
    Bardzo fajny rozdział, a ten tekst „Twoja mama jest lepsza niż jakakolwiek tabletka antykoncepcyjna” pobija naprawdę wszystko!
    Pozdrawiam gorąco i nie mogę się doczekać nowego wpisu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, Narvana, mamy się bać? :D
    Ale kryminały jak najbardziej lubię.
    A odcinek bardzo, bardzo fajny. Ten tekst z tabletką antykoncepcyjną rozwala wszystko.
    Pozdrawiam cieplutko i do następnego. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. tytuł rozwala system :D
    ogólnie fajnie piszesz, tak z humorem, haha

    http://football-i-inne-imaginy.blogspot.com/ <- zapraszam;)

    OdpowiedzUsuń
  7. hahaha, no to matka po prostu rządzi :D
    Obie rządzą :D
    Czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. zapraszam na nowy rozdział, komentarze mile widziane :) http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na nowy wpis ;)
    http://project-barca.blogspot.com/2013/06/rozdzia-1-barcelono-szykuj-sie-przybywam.html

    OdpowiedzUsuń