środa, 29 maja 2013

8. Ten typ tak ma


Nie minęło pięć minut, a Marc spał jak zamordowany. Wcale mu się nie dziwiłam, bo zeszłej nocy spał zaledwie dwie godziny. Wzięłam prysznic i wskoczyłam pod kołdrę obok niego. Była to niesamowita noc, ponieważ po raz pierwszy spał w moim łóżku. Po raz pierwszy jako mój chłopak. Głaskałam go po policzku, na co reagował uśmiechem i nie mogłam uwierzyć we własne szczęście.
Obudziłam się po dziewiątej, a raczej obudziło mnie chrząkanie Milli, która stała tuż przy mojej stronie łóżka. Spojrzałam na Marc’a, któremu to wcale nie przeszkadzało w kontynuowaniu snu, a później na dziewczynkę.
- Głodna jestem. – powiedziała trzymając za ucho swojego pluszowego królika.
- Zaraz wstanę i coś wymyślimy. – spojrzałam na jej maskotkę. – Nie wiesz, że jak go tak trzymasz to go boli?
- Nie boli go, bo to tylko miś. – westchnęła głośno i wyszła z mojego pokoju. Zaśmiałam się pod nosem i powoli podniosłam się z łóżka. Zarzuciłam na siebie szlafrok i udałam się do kuchni, gdzie przy stole siedziała mała. – Kiedy wróci mama?
- Pewnie niedługo. – nasypałam do miski płatki i zalałam je mlekiem. Ninie nalałam mleka na talerzyk i położyłam koło drzwi.
Milli była strasznie naburmuszona, ale nie wiedziałam czy dlatego, że jej mama nie wróciła na noc, czy po prostu mnie nie lubiła.
Marc dołączył do nas po piętnastu minutach. Pocałował mnie w czubek głowy i nalał sobie do szklanki soku pomarańczowego, który stał na stole.
- Jak tam dziewczyny? Piękny mamy dziś dzień. – uśmiechnął się promiennie.
- Brałeś coś? Przecież pada. – spojrzał jedynie przez okno i wzruszył ramionami. – Milli? Co dziś będziesz robić?
- O ile mama wróci… mamy iść na zakupy.
- Jak to o ile wróci? Zaraz do niej zadzwonię. Nic się nie bój. – wyjęłam telefon z kieszeni i wystukałam jej numer. – Nie odbiera, ale na pewnie niedługo wróci.
Trochę się zdenerwowałam, bo dla małej było to coś najnormalniejszego na świecie, że jej matka nie nocuje w domu, tylko randkuje z jakimiś adoratorami. Spojrzałam na Marc’a, który był równie zaskoczony co ja.

Dodzwoniłam się do Babi przed południem. Marc musiał mnie zostawić, bo miał trening przed dzisiejszym meczem, ale nie miałam mu tego za złe. Dowiedziałam się, że kuzynka poszła w tango z pewnym mężczyzną o imieniu Diego. Byłam na nią zła, bo nie na takie coś się umawiałyśmy, ale z drugiej strony rozumiałam, że skoro jej na nim zależy to głupio stawać jej na przeszkodzie do szczęścia.
Blondynka wróciła w trakcie kiedy ja i jej córka jadłyśmy hot-dogi. Tłumaczyła się przeszło pół godziny, ale Milli nawet jej nie chciała słuchać. Mała była ze mną bezpieczna, ale mimo wszystko nie powinna jej zostawiać ze mną (bo tak czy siak nadal jestem dla niej obcą osobą).
Wieczorem odbywał się ważny dla Marc’a mecz i nie chciałam go zawieźć. Ubrałam krótkie spodenki, bo pogoda jak na zawołanie diametralnie się zmieniła oraz granatową koszulkę. Włosy zaczesałam w wysokiego kucyka i nasunęłam na stopy czarne trampki.
Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam z mieszkania. Marc wysłał mi dokładne współrzędnie drzwi, przez które miałam bez problemu wejść na stadion, bo oczywiście zapomniał wręczyć mi wejściówki. Jednak z wejściem nie miałam w ogóle problemu, ponieważ podczas przechodzenia przez parking spotkałam Sergi'ego.
- Grasz dziś? – zapytałam, kiedy razem udaliśmy się do wejścia.
- Dziś tylko na trybunach, bo mam problemy z kolanem. Ale mam zamiar szybko wrócić na murawę. – uśmiechnął się. Odwzajemniłam mu tym samym.
- A z nim co? – wskazałam na Thiago, który wchodził na stadion z całym asortymentem kibica (szalikiem, jakimiś napojami, żelkami itp.).
- Ten typ tak ma. – puścił mi oczko. Dołączyliśmy do mulata, który cieszył się na ten mecz jak małe dziecko. Był strasznie podekscytowany i wymieniał z Sergim zawodowe uwagi oraz taktykę. Już nie potrzebowałam nawet wejściówki Marc’a, ponieważ chłopcy poratowali mnie swoim biletem vip. Usiadłam pomiędzy nimi na bardzo wygodnych fotelach i z niecierpliwością czekaliśmy na początek.
Nasze tematy były naprawdę wyczerpujące psychicznie, ponieważ potrafiliśmy zamienić zdanie o dosłownie wszystkim. Począwszy od kropel deszczu, a kończąc na korzeniach trawy rosnącej na murawie.
Najbardziej podobało mi się gdy rozmawialiśmy o inicjałach. Łzy ciekły mi po policzkach, a Thiago nakręcał się przez to jeszcze bardziej.
- Marc Muniesa Martinez… MMM, takie jakieś dziwne, ale do niego pasuje, bo w sumie M&M’sy to jego ulubiony posiłek o każdej porze dnia i nocy. – zaśmiał się Sergi.
- A Ty, Sol?
- Ja? – kiedy uświadomiłam sobie, że moje inicjały brzmią „SMS” wybuchłam głośnym śmiechem. Chłopcy na początku patrzyli na mnie z politowaniem, ale kiedy powiedziałam im swoje pełne nazwisko śmiali się do rozpuku. – Soledad Montoya Saladar.
- I wszystko jasne! Dlatego ciągle widuję Cię z telefonem. – zaśmiał się Thiago. – Moje w sumie jest średnio fajne… takie sobie. Thiago Alcántara do Nascimento, TAN… nie podoba mi się.
- To lepsze niż inicjały Pam. – poruszał brwiami Sergi. Spojrzałam na niego wyczekująco, bo nie miałam pojęcia jak na nazwisko ma owa blondynka. – Pauline Martinez Sierra. PMS!
W tym momencie ponownie poleciały mi łzy po policzkach i nie mogłam się pozbierać. Myślałam, że umrę ze śmiechu, zresztą tak samo jak chłopcy, którzy wycierali swoje mokre policzki. Ludzie, którzy zasiadali obok nas patrzyli na nas jak na wariatów, ale w tamtym momencie mnie to nie interesowało. Próbowałam powstrzymać napad niekontrolowanego śmiechu, ale za chiny nie mogłam nic z nim zrobić.
Uspokoiliśmy się trochę słysząc nasz narodowy hymn, bo przecież nie wypadało się śmiać w takim momencie, ale po chwili znów zasłanialiśmy twarz dłońmi. Musiałam stwierdzić, że oglądanie meczu z nimi należało do niezwykle przyjemnych, a to, że praktycznie nie zwracaliśmy uwagi na boisko to już inna bajka.
- Sol, jesteś świrem. – skomentował krótko Thiago podczas zmierzania ku wyjściu.
- Ja? To Ty ciągle wymyślałeś jakieś głupie żarty! Widziałeś minę tego faceta, kiedy rzuciłeś mu za koszulkę popcorn?! Myślałam, że umrę!
- Mi się bardziej chciało śmiać, kiedy o mało nie spadłeś za barierkę. – wtrącił Sergi, ale Thiago nie było ani trochę do śmiechu. Wychylił się za bardzo, bo chciał złożyć autograf jakiemuś fanowi i o mało nie zarył zębami w przejściu do tunelu.
- Mnie bardziej interesuje, kiedy Marc będzie już wolny. – westchnęłam. Chłopcy odwrócili się w moją stronę i spojrzeli na mnie badawczo.
- Przecież jest wolny. Pam wyjechała…? – Thiago podniósł jedną brew do góry.
- Nie o to mi chodzi. – zaśmiałam się głośno. – Chodzi mi o to, kiedy wyjdzie z szatni. A… jeśli mowa o tym czy jest zajęty, to muszę powiedzieć, że jest. Od wczoraj. – Thiago o mało nie zakrztusił się własną śliną, ale z opresji wybawił go Sergi klepiąc go zawzięcie po plecach.
- Wreszcie się opamiętaliście? – zwrócił się do mnie Sergi.
- Najwyraźniej tak.
- Wow, myślałem, że dłużej wam z tym zejdzie. Ale naprawdę się cieszę. – mulat uścisnął mnie mocno, a widząc wychodzącego na parking Marc’a dodatkowo pocałował mnie w policzek.
- Ej, ej. Nie pozwalaj sobie na takie czułości. – krzyknął Bartra zmierzając w naszym kierunku. Thiago zrobił minę niewiniątka, a po chwili stwierdził, że tylko go testował i zdał ten test celująco. Marc objął mnie ramieniem i pocałował w skroń co nie uszło uwadze jego kolegów. Reszta krzyknęła coś w stylu, że „wyrwał super laskę”, za co spiorunowałam ich wzrokiem. Chyba zrobiło im się głupio, bo po chwili osobiście mnie przeprosili.
 
Marc wsadził mnie do swojego samochodu i zawiózł do siebie, mimo moich wcześniejszych protestów. Chciałam wrócić do swojego nowego mieszkania i spokojnie spędzić resztę wieczoru. Wiedziałam, że z nim nie było to możliwe.
Podczas gdy on przygotowywał kolację, ja bawiłam się z Niną w salonie. Chciałam mu pomóc i przyczynić się choć trochę do gotowania, ale za każdym razem wyrzucał mnie z kuchni.
- Moje danie popisowe specjalnie dla Ciebie. – zaprosił mnie teatralnym gestem i kazał usiąść przy stole. Spojrzałam na talerz i dostrzegłam na nim kilka warstw trochę zbyt przypieczonych naleśników. Uśmiechnęłam się pod nosem i zajęłam miejsce naprzeciwko niego.
- Twoje danie popisowe? – powtórzyłam za nim. Marc uśmiechnął się szeroko i wyjął z szafki wielki słoik nutelli i jakiś dżem z lodówki.
Po kilku kęsach miałam dość, ale nie chciałam robić mu przykrości i postanowiłam, że zjem naleśnik do końca. Na szczęście Marc miał inne talenty oprócz nieudolnej próby gotowania czy też pieczenia. Był świetnym piłkarzem i właśnie to powtarzałam sobie w myślach przeżuwając gumowego naleśnika.
- Nie smakuje Ci? – spojrzał na mnie badawczo. Pokiwałam przecząco głową i natychmiast upiłam łyk soku ze szklanki, żeby się nie zadławić.
Podczas próby zabrania się za kolejny naleśnik, Marc od razu zauważył, że coś jest nie tak i złapał mnie za rękę.
- Nie jedz tego, bo się zatrujesz. – zaśmiał się. – Nie gotuję najlepiej, więc może coś zamówimy przez telefon?
- Alleluja! – krzyknęłam i uśmiechnęłam się szeroko. Marc pocałował mnie w czoło i wyjął z kieszeni telefon. Podczas kiedy on zamawiał naszą kolację, ja próbowałam posprzątać bałagan, który zrobił na szafkach kuchennych. A podczas zaledwie piętnastu minut potrafił zamienić kuchnie w totalnie pobojowisko.
Wspólnie poradziliśmy sobie z brudem i kiedy skończyliśmy, mogliśmy w spokoju zjeść jedzenie, które przywiózł nam dostawca.
- W sumie to o tej porze nie powinno się już jeść. – spojrzałam na zegarek, który wskazywał na 23:00.
- Spalimy to jakoś. – uśmiechnął się pod nosem. – A… zapomniałbym. – wybiegł na górę i wrócił po chwili z papierową torbą.
- Co to? – spojrzałam na niego zaskoczona.
- Sprawdź. – odebrałam od niego opakowanie i zajrzałam do środka. – Żebyś następnym razem mogła ją założyć na mecz.
Koszulka z jego nazwiskiem na plecach i numerem z którym grał w Barcelonie, czyli "15". Uśmiechnęłam się szeroko i uścisnęłam go z całych sił.
Marc nie czekał na oklaski, tylko przeciągnął mi ją przez głowę i pomógł założyć. O mało nie urwał mi przy tym uszu, ale szybko o tym zapomniałam, kiedy na moich ustach złożył długi pocałunek.
- Dziękuję. – powiedziałam rozmarzona. – Koszulka jest cudowna.
- Zostajesz dziś u mnie? – nie mogłam mu odmówić przez jego nieziemskie oczy. Za każdym razem kiedy w nie patrzyłam czułam jak unoszę się w powietrzu i wcale nie chciałam wracać na ziemię.
- Jestem w Tobie nieodwracalnie i bez pamięci zakochany. – powiedział na jednym wdechu, kiedy próbowałam wstać z kanapy. Wróciłam na nią równie szybko i z powrotem zatopiłam się w jego oczach. Byłam tak szczęśliwa, że zapomniałam o bożym świecie i nie obchodziło mnie naprawdę nic. Złapałam go za oba policzki i delikatnie musnęłam w usta. Kiedy nasze pocałunki się nasiliły, zdałam sobie sprawę, że od wieków czułam do niego coś więcej niż tylko przyjaźń. Nie wiem kiedy to zauważyłam, ale bez niego czułam się po prostu źle. Zawsze tłumaczyłam to sobie tym, że za nim najnormalniej na świecie tęsknie. Bo tęskni się za przyjaciółmi, prawda? Mogłam jednak zauważyć wcześniej, że tęskniąc za jego uśmiechem, oczami i nawet za sposobem jego przeklinania, przekreślałam definitywnie znaczenie słowa przyjaźń. Ważne, że zdałam sobie sprawę, że to właśnie z nim chcę być i chcę zaryzykować. Bo przecież zawsze istniało ryzyko, że nam się nie uda, a nie chciałam za nic w świecie stracić najlepszego przyjaciela jakiego miałam do tej pory.
- Nawet nie wiesz jak długo czekałam na to, żeby usłyszeć te słowa. – chłopak uśmiechnął się szeroko i kontynuował maraton pocałunków po mojej szyi. Posadził mnie na swoich kolanach, by było mu jeszcze wygodniej i bez problemu pozbył się pierwszej koszulki. Przy zdejmowaniu drugiej miał mały problem, bo składała się z miliona dwustu guzików, ale pomogłam mu przy rozpinaniu i już po chwili druga z górnej części garderoby wylądowała na podłodze.
*
Obudziłam się po dziesiątej i kiedy dłonią odnalazłam Marc’a uśmiechnęłam się pod nosem. Podniosłam się na łokciach i spojrzałam na śpiącego chłopaka, który zakryty był jedynie kawałkiem prześcieradła.
- Zaraz poczuję się niezręcznie od tego Twojego wpatrywania. – odrzekł spokojnie nie otwierając ani na chwili oczu. Zaśmiałam się cicho i złożyłam na jego ustach, krótki pocałunek. – Mhm… dzień dobry.
- Dzień dobry. – uśmiechnął się do mnie szeroko. – Masz dziś dzień wolny?
- Zgadza się i mam zamiar nie wychodzić z tego łóżka. Zresztą Ciebie i tak nie wypuszczę, więc będziemy tutaj leżeć razem.
- Czyżby? A wiesz jaki dziś jest dzień? – spojrzał na mnie i próbował skalkulować w głowie swój kalendarz. Po chwili jednak się poddał i cierpliwie czekał, aż go uświadomię. – Moja mama ma urodziny.
- Twoja mama? Faktycznie. – zaśmiał się. Nasze rodziny przyjaźniły się od lat i takie rzeczy jak urodziny czy imieniny mieliśmy po prostu wyryte w pamięci. Mama zawsze w swoje urodziny organizowała wielkie przyjęcie, na które zapraszała swoje przyjaciółki oraz sąsiadów, którzy licznie przybywali na zabawę. Od kilku lat ten zwyczaj się nieco zmienił, ponieważ zapraszała na nie jedynie najbliższe przyjaciółki, w tym oczywiście mamę Marc’a. Odkąd wzięła rozwód z tatą, nie chciała pokazywać się publicznie bez męża i ograniczyła listę zaproszonych osób do minimum.
- Jedziemy do domu? – podniósł się momentalnie na łokciach.
- Byłoby miło. W sumie mama by się ucieszyła… Twoja zresztą też. Ciekawa jestem czy tata się pojawi, bo od jakiegoś czasu wspominał, że zamierza przybyć do rodzinnego miasta.
- Myślisz, że mógłby to zrobić?
- Myślę, że jest do tego zdolny. Nawet w jej urodziny.
- Jak Twoja mama może zareagować?
- Spotyka się z kimś, więc może nie wpadnie w histerię jak go zobaczy i nie rozbije na jego głowie jakiegoś wazonu. Ale kto wie… - brunet przyciągnął mnie do siebie i wtulił w swoje ramiona. Musiałam zadzwonić do ojca i dowiedzieć się co planuje. Jeżeli zamierzał przyjechać to wolałam się o tym dowiedzieć od niego, niż zobaczyć go na miejscu. Gorzej by było, gdyby przybył ze swoją nówką sztuką, niejaką Monicą. Wtedy goście mieliby istną ucztę dla uszu i oczu. Dziadkowie, którzy przyjechaliby z Valencii prawdopodobnie rozdzielaliby tę dwójkę z kilkoma wujkami, a oni warczeliby na siebie jak dwa dzikie koty.
Pytanie jest takie: skoro ojciec wie jak zareaguje matka na jego przyjazd, to po co miałby przyjechać? Chce ją przedwcześnie zapędzić do grobu? Chce się pochwalić nową laską? To dla mnie nie miało żadnego sensu, ale wiedziałam dobrze, że czeka mnie kilka godzin prawdziwej walki o przetrwanie.


______________________


 
Heeej ;-)
Mam wreszcie kilka chwil oddechu. Postanowiłam dodać dziś nowy rozdział, bo nie wiem jak to może wyglądać w przyszłym tygodniu.
Poza tym to dopadło mnie ogromne zmęczenie. Mam masę zajęć i nie mam dla siebie nawet chwili. Już nie mogę się doczekać wakacji - jeszcze jakiś tydzień ;-)
Pozdrawiam!

13 komentarzy:

  1. Ta dwójka jest taka pocieszna, nie wiem dlaczego, ale takie po prostu mam wrażenie, ;D
    Szczerze mówiąc wydaje mi się, że jej ojciec przyjedzie na te urodziny. I wcale bym się nie obraziła, gdyby wyszła z tego jakaś duuuża awantura, ;-)
    By the way - PMS? Serio? haha.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartra tu jest taki boski, no!
    Wielbię cię po prostu *.*
    Te inicjały to sama płakałam ze śmiechu ^^
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, jak zawsze zresztą. Inicjały, haha. Mam nadzieję, że ojciec przyjdzie na imprezę urodzinową, byłaby niezła awanturka. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś czuje w powietrzu małą awanturkę ;)
    Rozdział boski <33
    Z niecierpiwością czekam na następny, możesz mnie informować? :)
    Zapraszam do mnie! :)
    http://wszystko-jest-tak-bardzo-blisko.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyżby w kolejnym odcinku miała być jakaś kłótnia.. hmm..
    A ta część cudowna. Nie mogę doczekać się dziewiątki. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana Kingo! Ależ narobiła. Sielanka, sielanka i jeszcze raz sielanka XD To znaczy nie, żebym nie była zadowolona, bo jestem :D Trochę ich nie rozumiem. Soledad ledwie się wyprowadziła, to Marc nocował u niej, następnego dnia ona u niego. Zastanawiam się, po co w ogóle ona się wyprowadzała, przecież to nie ma sensu. Ale znając Ciebie to masz jakiś chytry plan i aż się boję :D
    No i rozwaliły mnie te inicjały :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny :) x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na rozdział 16 :D http://story-of-arsenal.blogspot.com/2013/05/rozdzia-16-markus-jest-twoim.html

      Usuń
    2. Serdecznie zapraszam na prolog nowego opowiadania o Chelsea F.C.: http://call-me-chelsea.blogspot.com/ :)

      Usuń
  7. świetny rozdział : ) zapraszam na nowy rozdział na http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/ Poleć znajomym licze na komentarze

    OdpowiedzUsuń
  8. 15 na 444-days-in-hell.blogspot.com / czytasz w ogóle?

    OdpowiedzUsuń
  9. Dostałaś nominacje do Liebster Awards
    informacje tu --> http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/2013/06/liebster-award-dostaam-nominacje-do.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na rozdział pierwszy na http://call-me-chelsea.blogspot.com/ :-)

    OdpowiedzUsuń