Nie minęło pięć minut, a Marc
spał jak zamordowany. Wcale mu się nie dziwiłam, bo zeszłej nocy spał zaledwie
dwie godziny. Wzięłam prysznic i wskoczyłam pod kołdrę obok niego. Była to
niesamowita noc, ponieważ po raz pierwszy spał w moim łóżku. Po raz pierwszy
jako mój chłopak. Głaskałam go po policzku, na co reagował uśmiechem i nie mogłam uwierzyć we własne szczęście.
Dodzwoniłam się do Babi przed
południem. Marc musiał mnie zostawić, bo miał trening przed dzisiejszym meczem,
ale nie miałam mu tego za złe. Dowiedziałam się, że kuzynka poszła
w tango z pewnym mężczyzną o imieniu Diego. Byłam na nią zła, bo nie na takie
coś się umawiałyśmy, ale z drugiej strony rozumiałam, że skoro jej na nim
zależy to głupio stawać jej na przeszkodzie do szczęścia.
Blondynka wróciła w trakcie
kiedy ja i jej córka jadłyśmy hot-dogi. Tłumaczyła się przeszło pół godziny, ale
Milli nawet jej nie chciała słuchać. Mała była ze mną bezpieczna, ale mimo
wszystko nie powinna jej zostawiać ze mną (bo tak czy siak nadal jestem dla
niej obcą osobą).
Wieczorem odbywał się ważny
dla Marc’a mecz i nie chciałam go zawieźć. Ubrałam krótkie spodenki, bo pogoda
jak na zawołanie diametralnie się zmieniła oraz granatową koszulkę. Włosy
zaczesałam w wysokiego kucyka i nasunęłam na stopy czarne trampki.
Pożegnałam się z dziewczynami
i wyszłam z mieszkania. Marc wysłał mi dokładne współrzędnie drzwi, przez które
miałam bez problemu wejść na stadion, bo oczywiście zapomniał wręczyć mi
wejściówki. Jednak z wejściem nie miałam w ogóle problemu, ponieważ podczas
przechodzenia przez parking spotkałam Sergi'ego.
- Grasz dziś? – zapytałam,
kiedy razem udaliśmy się do wejścia.
- Dziś tylko na trybunach, bo
mam problemy z kolanem. Ale mam zamiar szybko wrócić na murawę. – uśmiechnął
się. Odwzajemniłam mu tym samym.
- A z nim co? – wskazałam na
Thiago, który wchodził na stadion z całym asortymentem kibica (szalikiem,
jakimiś napojami, żelkami itp.).
- Ten typ tak ma. – puścił mi
oczko. Dołączyliśmy do mulata, który cieszył się na ten mecz jak małe dziecko.
Był strasznie podekscytowany i wymieniał z Sergim zawodowe uwagi oraz taktykę.
Już nie potrzebowałam nawet wejściówki Marc’a, ponieważ chłopcy poratowali mnie
swoim biletem vip. Usiadłam pomiędzy nimi na bardzo wygodnych fotelach i z
niecierpliwością czekaliśmy na początek.
Nasze tematy były naprawdę
wyczerpujące psychicznie, ponieważ potrafiliśmy zamienić zdanie o dosłownie
wszystkim. Począwszy od kropel deszczu, a kończąc na korzeniach trawy rosnącej
na murawie.
Najbardziej podobało mi się
gdy rozmawialiśmy o inicjałach. Łzy ciekły mi po policzkach, a Thiago nakręcał
się przez to jeszcze bardziej.
- Marc Muniesa Martinez… MMM,
takie jakieś dziwne, ale do niego pasuje, bo w sumie M&M’sy to jego
ulubiony posiłek o każdej porze dnia i nocy. – zaśmiał się Sergi.
- A Ty, Sol?
- Ja? – kiedy uświadomiłam sobie, że moje inicjały brzmią „SMS” wybuchłam głośnym śmiechem. Chłopcy na początku patrzyli na mnie z politowaniem, ale kiedy powiedziałam im swoje pełne nazwisko śmiali się do rozpuku. – Soledad Montoya Saladar.
- Ja? – kiedy uświadomiłam sobie, że moje inicjały brzmią „SMS” wybuchłam głośnym śmiechem. Chłopcy na początku patrzyli na mnie z politowaniem, ale kiedy powiedziałam im swoje pełne nazwisko śmiali się do rozpuku. – Soledad Montoya Saladar.
- I wszystko jasne! Dlatego
ciągle widuję Cię z telefonem. – zaśmiał się Thiago. – Moje w sumie jest
średnio fajne… takie sobie. Thiago Alcántara do Nascimento, TAN… nie podoba mi
się.
- To lepsze niż inicjały Pam.
– poruszał brwiami Sergi. Spojrzałam na niego wyczekująco, bo nie miałam
pojęcia jak na nazwisko ma owa blondynka. – Pauline Martinez Sierra. PMS!
W tym momencie ponownie poleciały mi
łzy po policzkach i nie mogłam się pozbierać. Myślałam, że umrę ze śmiechu,
zresztą tak samo jak chłopcy, którzy wycierali swoje mokre policzki. Ludzie,
którzy zasiadali obok nas patrzyli na nas jak na wariatów, ale w tamtym
momencie mnie to nie interesowało. Próbowałam powstrzymać napad
niekontrolowanego śmiechu, ale za chiny nie mogłam nic z nim zrobić.
Uspokoiliśmy się trochę
słysząc nasz narodowy hymn, bo przecież nie wypadało się śmiać w takim
momencie, ale po chwili znów zasłanialiśmy twarz dłońmi. Musiałam stwierdzić,
że oglądanie meczu z nimi należało do niezwykle przyjemnych, a to, że
praktycznie nie zwracaliśmy uwagi na boisko to już inna bajka.
- Sol, jesteś świrem. –
skomentował krótko Thiago podczas zmierzania ku wyjściu.
- Ja? To Ty ciągle wymyślałeś
jakieś głupie żarty! Widziałeś minę tego faceta, kiedy rzuciłeś mu za koszulkę
popcorn?! Myślałam, że umrę!
- Mi się bardziej chciało
śmiać, kiedy o mało nie spadłeś za barierkę. – wtrącił Sergi, ale Thiago nie
było ani trochę do śmiechu. Wychylił się za bardzo, bo chciał złożyć autograf
jakiemuś fanowi i o mało nie zarył zębami w przejściu do tunelu.
- Mnie bardziej interesuje,
kiedy Marc będzie już wolny. – westchnęłam. Chłopcy odwrócili się w moją stronę
i spojrzeli na mnie badawczo.
- Przecież jest wolny. Pam
wyjechała…? – Thiago podniósł jedną brew do góry.
- Nie o to mi chodzi. –
zaśmiałam się głośno. – Chodzi mi o to, kiedy wyjdzie z szatni. A… jeśli mowa o
tym czy jest zajęty, to muszę powiedzieć, że jest. Od wczoraj. – Thiago o mało
nie zakrztusił się własną śliną, ale z opresji wybawił go Sergi klepiąc go zawzięcie
po plecach.
- Wreszcie się opamiętaliście?
– zwrócił się do mnie Sergi.
- Najwyraźniej tak.
- Wow, myślałem, że dłużej
wam z tym zejdzie. Ale naprawdę się cieszę. – mulat uścisnął mnie mocno, a
widząc wychodzącego na parking Marc’a dodatkowo pocałował mnie w policzek.
- Ej, ej. Nie pozwalaj sobie
na takie czułości. – krzyknął Bartra zmierzając w naszym kierunku. Thiago
zrobił minę niewiniątka, a po chwili stwierdził, że tylko go testował i zdał
ten test celująco. Marc objął mnie ramieniem i pocałował w skroń co nie uszło
uwadze jego kolegów. Reszta krzyknęła coś w stylu, że „wyrwał super laskę”, za
co spiorunowałam ich wzrokiem. Chyba zrobiło im się głupio, bo po chwili
osobiście mnie przeprosili.
Marc wsadził mnie do swojego
samochodu i zawiózł do siebie, mimo moich wcześniejszych protestów. Chciałam
wrócić do swojego nowego mieszkania i spokojnie spędzić resztę wieczoru.
Wiedziałam, że z nim nie było to możliwe.
Podczas gdy on przygotowywał
kolację, ja bawiłam się z Niną w salonie. Chciałam mu pomóc i przyczynić się
choć trochę do gotowania, ale za każdym razem wyrzucał mnie z kuchni.
- Moje danie popisowe
specjalnie dla Ciebie. – zaprosił mnie teatralnym gestem i kazał usiąść przy
stole. Spojrzałam na talerz i dostrzegłam na nim kilka warstw trochę zbyt
przypieczonych naleśników. Uśmiechnęłam się pod nosem i zajęłam miejsce
naprzeciwko niego.
- Twoje danie popisowe? – powtórzyłam
za nim. Marc uśmiechnął się szeroko i wyjął z szafki wielki słoik nutelli i
jakiś dżem z lodówki.
Po kilku kęsach miałam dość,
ale nie chciałam robić mu przykrości i postanowiłam, że zjem naleśnik do końca.
Na szczęście Marc miał inne talenty oprócz nieudolnej próby gotowania czy też
pieczenia. Był świetnym piłkarzem i właśnie to powtarzałam sobie w myślach
przeżuwając gumowego naleśnika.
- Nie smakuje Ci? – spojrzał
na mnie badawczo. Pokiwałam przecząco głową i natychmiast upiłam łyk soku ze
szklanki, żeby się nie zadławić.
Podczas próby zabrania się za
kolejny naleśnik, Marc od razu zauważył, że coś jest nie tak i złapał mnie za
rękę.
- Nie jedz tego, bo się
zatrujesz. – zaśmiał się. – Nie gotuję najlepiej, więc może coś zamówimy przez
telefon?
- Alleluja! – krzyknęłam i
uśmiechnęłam się szeroko. Marc pocałował mnie w czoło i wyjął z kieszeni
telefon. Podczas kiedy on zamawiał naszą kolację, ja próbowałam posprzątać
bałagan, który zrobił na szafkach kuchennych. A podczas zaledwie
piętnastu minut potrafił zamienić kuchnie w totalnie pobojowisko.
Wspólnie poradziliśmy sobie z
brudem i kiedy skończyliśmy, mogliśmy w spokoju zjeść jedzenie, które przywiózł
nam dostawca.
- W sumie to o tej porze nie
powinno się już jeść. – spojrzałam na zegarek, który wskazywał na 23:00.
- Spalimy to jakoś. –
uśmiechnął się pod nosem. – A… zapomniałbym. – wybiegł na górę i wrócił po
chwili z papierową torbą.
- Co to? – spojrzałam na
niego zaskoczona.
- Sprawdź. – odebrałam od
niego opakowanie i zajrzałam do środka. – Żebyś następnym razem mogła ją
założyć na mecz.
Koszulka z jego nazwiskiem na
plecach i numerem z którym grał w Barcelonie, czyli "15". Uśmiechnęłam się szeroko i
uścisnęłam go z całych sił.
Marc nie czekał na oklaski,
tylko przeciągnął mi ją przez głowę i pomógł założyć. O mało nie urwał mi przy
tym uszu, ale szybko o tym zapomniałam, kiedy na moich ustach złożył długi pocałunek.
- Dziękuję. – powiedziałam
rozmarzona. – Koszulka jest cudowna.
- Zostajesz dziś u mnie? –
nie mogłam mu odmówić przez jego nieziemskie oczy. Za każdym razem kiedy w nie
patrzyłam czułam jak unoszę się w powietrzu i wcale nie chciałam wracać na
ziemię.
- Jestem w Tobie
nieodwracalnie i bez pamięci zakochany. – powiedział na jednym wdechu, kiedy
próbowałam wstać z kanapy. Wróciłam na nią równie szybko i z powrotem zatopiłam
się w jego oczach. Byłam tak szczęśliwa, że zapomniałam o bożym świecie i nie obchodziło
mnie naprawdę nic. Złapałam go za oba policzki i delikatnie musnęłam w usta. Kiedy
nasze pocałunki się nasiliły, zdałam sobie sprawę, że od wieków czułam do niego
coś więcej niż tylko przyjaźń. Nie wiem kiedy to zauważyłam, ale bez niego
czułam się po prostu źle. Zawsze tłumaczyłam to sobie tym, że za nim
najnormalniej na świecie tęsknie. Bo tęskni się za przyjaciółmi, prawda? Mogłam
jednak zauważyć wcześniej, że tęskniąc za jego uśmiechem, oczami i nawet za
sposobem jego przeklinania, przekreślałam definitywnie znaczenie słowa
przyjaźń. Ważne, że zdałam sobie sprawę, że to właśnie z nim chcę być i chcę
zaryzykować. Bo przecież zawsze istniało ryzyko, że nam się nie uda, a nie
chciałam za nic w świecie stracić najlepszego przyjaciela jakiego miałam do tej
pory.
- Nawet nie wiesz jak długo
czekałam na to, żeby usłyszeć te słowa. – chłopak uśmiechnął się szeroko i
kontynuował maraton pocałunków po mojej szyi. Posadził mnie na swoich kolanach,
by było mu jeszcze wygodniej i bez problemu pozbył się pierwszej koszulki. Przy
zdejmowaniu drugiej miał mały problem, bo składała się z miliona dwustu
guzików, ale pomogłam mu przy rozpinaniu i już po chwili druga z górnej części
garderoby wylądowała na podłodze.
*
Obudziłam się po dziesiątej i
kiedy dłonią odnalazłam Marc’a uśmiechnęłam się pod nosem. Podniosłam się na
łokciach i spojrzałam na śpiącego chłopaka, który zakryty był jedynie kawałkiem
prześcieradła.
- Zaraz poczuję się
niezręcznie od tego Twojego wpatrywania. – odrzekł spokojnie nie otwierając ani
na chwili oczu. Zaśmiałam się cicho i złożyłam na jego ustach, krótki pocałunek.
– Mhm… dzień dobry.
- Dzień dobry. – uśmiechnął się
do mnie szeroko. – Masz dziś dzień wolny?
- Zgadza się i mam zamiar nie
wychodzić z tego łóżka. Zresztą Ciebie i tak nie wypuszczę, więc będziemy tutaj
leżeć razem.
- Czyżby? A wiesz jaki dziś
jest dzień? – spojrzał na mnie i próbował skalkulować w głowie swój kalendarz.
Po chwili jednak się poddał i cierpliwie czekał, aż go uświadomię. – Moja mama
ma urodziny.
- Twoja mama? Faktycznie. –
zaśmiał się. Nasze rodziny przyjaźniły się od lat i takie rzeczy jak urodziny
czy imieniny mieliśmy po prostu wyryte w pamięci. Mama zawsze w swoje urodziny
organizowała wielkie przyjęcie, na które zapraszała swoje przyjaciółki oraz
sąsiadów, którzy licznie przybywali na zabawę. Od kilku lat ten zwyczaj się
nieco zmienił, ponieważ zapraszała na nie jedynie najbliższe przyjaciółki, w
tym oczywiście mamę Marc’a. Odkąd wzięła rozwód z tatą, nie chciała pokazywać
się publicznie bez męża i ograniczyła listę zaproszonych osób do minimum.
- Jedziemy do domu? –
podniósł się momentalnie na łokciach.
- Byłoby miło. W sumie mama
by się ucieszyła… Twoja zresztą też. Ciekawa jestem czy tata się pojawi, bo od
jakiegoś czasu wspominał, że zamierza przybyć do rodzinnego miasta.
- Myślisz, że mógłby to
zrobić?
- Myślę, że jest do tego zdolny. Nawet w jej urodziny.
- Jak Twoja mama może
zareagować?
- Spotyka się z kimś, więc
może nie wpadnie w histerię jak go zobaczy i nie rozbije na jego głowie
jakiegoś wazonu. Ale kto wie… - brunet przyciągnął mnie do siebie i wtulił w
swoje ramiona. Musiałam zadzwonić do ojca i dowiedzieć się co planuje. Jeżeli
zamierzał przyjechać to wolałam się o tym dowiedzieć od niego, niż zobaczyć go
na miejscu. Gorzej by było, gdyby przybył ze swoją nówką sztuką, niejaką Monicą.
Wtedy goście mieliby istną ucztę dla uszu i oczu. Dziadkowie, którzy
przyjechaliby z Valencii prawdopodobnie rozdzielaliby tę dwójkę z kilkoma wujkami,
a oni warczeliby na siebie jak dwa dzikie koty.
Pytanie jest takie: skoro
ojciec wie jak zareaguje matka na jego przyjazd, to po co miałby przyjechać? Chce ją
przedwcześnie zapędzić do grobu? Chce się pochwalić nową laską? To dla mnie nie
miało żadnego sensu, ale wiedziałam dobrze, że czeka mnie kilka godzin
prawdziwej walki o przetrwanie.
______________________
Heeej ;-)
Mam wreszcie kilka chwil oddechu. Postanowiłam dodać dziś nowy rozdział, bo nie wiem jak to może wyglądać w przyszłym tygodniu.
Poza tym to dopadło mnie ogromne zmęczenie. Mam masę zajęć i nie mam dla siebie nawet chwili. Już nie mogę się doczekać wakacji - jeszcze jakiś tydzień ;-)
Pozdrawiam!
Ta dwójka jest taka pocieszna, nie wiem dlaczego, ale takie po prostu mam wrażenie, ;D
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc wydaje mi się, że jej ojciec przyjedzie na te urodziny. I wcale bym się nie obraziła, gdyby wyszła z tego jakaś duuuża awantura, ;-)
By the way - PMS? Serio? haha.
Bartra tu jest taki boski, no!
OdpowiedzUsuńWielbię cię po prostu *.*
Te inicjały to sama płakałam ze śmiechu ^^
Czekam na nowość :*
Świetny rozdział, jak zawsze zresztą. Inicjały, haha. Mam nadzieję, że ojciec przyjdzie na imprezę urodzinową, byłaby niezła awanturka. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńCoś czuje w powietrzu małą awanturkę ;)
OdpowiedzUsuńRozdział boski <33
Z niecierpiwością czekam na następny, możesz mnie informować? :)
Zapraszam do mnie! :)
http://wszystko-jest-tak-bardzo-blisko.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
Boskie boskie ;*
OdpowiedzUsuńCzyżby w kolejnym odcinku miała być jakaś kłótnia.. hmm..
OdpowiedzUsuńA ta część cudowna. Nie mogę doczekać się dziewiątki. :)
Kochana Kingo! Ależ narobiła. Sielanka, sielanka i jeszcze raz sielanka XD To znaczy nie, żebym nie była zadowolona, bo jestem :D Trochę ich nie rozumiem. Soledad ledwie się wyprowadziła, to Marc nocował u niej, następnego dnia ona u niego. Zastanawiam się, po co w ogóle ona się wyprowadzała, przecież to nie ma sensu. Ale znając Ciebie to masz jakiś chytry plan i aż się boję :D
OdpowiedzUsuńNo i rozwaliły mnie te inicjały :D
Z niecierpliwością czekam na kolejny :) x
Zapraszam na rozdział 16 :D http://story-of-arsenal.blogspot.com/2013/05/rozdzia-16-markus-jest-twoim.html
UsuńSerdecznie zapraszam na prolog nowego opowiadania o Chelsea F.C.: http://call-me-chelsea.blogspot.com/ :)
Usuńświetny rozdział : ) zapraszam na nowy rozdział na http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/ Poleć znajomym licze na komentarze
OdpowiedzUsuń15 na 444-days-in-hell.blogspot.com / czytasz w ogóle?
OdpowiedzUsuńDostałaś nominacje do Liebster Awards
OdpowiedzUsuńinformacje tu --> http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/2013/06/liebster-award-dostaam-nominacje-do.html
Zapraszam na rozdział pierwszy na http://call-me-chelsea.blogspot.com/ :-)
OdpowiedzUsuń