Umówiłam się z
Marc’iem, że wieczorem wyjdziemy gdzieś sami i spędzimy romantyczny urodzinowy
wieczór przy świecach. Bardzo mi to odpowiadało, bo po poprzednim wieczorze
naprawdę czułam się fatalnie i nie miałam ochoty na żadną imprezę.
W drodze do
sklepu spożywczego spotkałam Erica. Byłam strasznie zdziwiona, że go spotykam
właśnie w Barcelonie, bo przecież ukrywał się od trzech tygodni w swoim domu
rodzinnym w Tarragonie.
- Co tu robisz? –
zapytałam ciągnąc go w trochę mniej otwarte miejsce niż środek ulicy. Byłam
chyba bardziej ostrożna od niego, bo on nawet nie przejął się tym, że ktoś
faktycznie może go śledzić.
- Nie mogłem
dłużeć siedzieć w swoim pokoju. Musiałem gdzieś wyjechać, poprzebywać z ludźmi.
- Zwariowałeś? A
jeżeli Cię złapią? – szturchnęłam go w bok.
- Kochana,
powinnaś raczej przytulić swojego szwagra, a nie okładać go na przywitanie. Prawda?
– uścisnął mnie mocno i ucałował w policzek. – Ile to czasu minęło? Dwa lata?
- Chyba nawet
więcej. Słuchaj, Eric… nie możesz tak wychodzić na ulicę jakby nigdy nic. Chodź
do mnie to spokojnie pogadamy.
Złapałam
taksówkę, która zawiozła nas na moje osiedle i zaprowadziłam Eric’a do mojego
mieszkania. Byłam zdenerwowana, ale chciałam poznać jego wersję. Marc opowiedział
mi co on wie, a może jego brat skrywał jeszcze inne tajemnice? Moja ciekawość
kiedyś mnie zgubi.
- Mów co skusiło
Cię to pożyczania pieniędzy od tego faceta. – nalałam mu świeżo zaparzonej kawy
do filiżanki i podstawiłam pod nos.
- To był
interes, nie pożyczka. Chciałem rozkręcić kasyno w Madrycie, ale mi nie wyszło…
don Sierra wpakował tam trochę za dużo pieniędzy i potem chciał zwrotu. Nie
miałem tej kasy, bo siłą rzeczy też straciłem sporo swojej… ale to nie
było dla niego wytłumaczeniem. Dostałem ultimatum: 24 godziny. Marc pożyczył mi
pieniądze, ale po drodze do Madrytu wpadłem na genialny plan… po co dawać mu
kasę skoro mogę założyć jakiś nowy interes, podwoić kasę, oddać dług i jeszcze
na tym zarobić. Wszystko było idealne, nawet poznałem piękną dziewczynę na
lotnisku…
- O niej też
słyszałam. Chłopie, masz pecha jak mało kto. – poklepałam go po ramieniu. – I co
teraz zamierzasz?
- Pieniądze są
uregulowane, ale zszargany honor już nie. Don Sierra chce zemsty, a ja mam
samolot jutro wieczorem.
- Gdzie lecisz?
- Do Meksyku nie
mogę, bo dostałem telefon od wujka, że jego ludzie już tam byli. Lecę do
Stanów. Mam tam kumpla, który obiecał, że przygarnie mnie na kilka dni póki
czegoś nie wynajmę.
- Masz takie
kłopoty, a najnormalniej w świecie spacerujesz po ulicach Barcelony. Naprawdę
zazdroszczę Ci nerwów. Gdybym była na Twoim miejscu to już dawno dostałabym
zawału serca. – upiłam spory łyk kawy. – Myślisz, że kiedyś dadzą sobie spokój?
- Na to liczę.
- A jeżeli nie? –
odpowiedziała mi wymowna cisza. Nie wiedziałam na jakiej on planecie żyje, ale
to co on wyczynia nie mieściło się w mojej głowie. Przecież Ci bandyci mogliby
zrobić mu krzywdę… albo komuś z jego rodziny! Nie pomyślał nawet o tym jak jego
mama się denerwuje. Myślał tylko i wyłącznie o sobie i o swoich potrzebach.
Gdybym mogła to nakopałabym mu porządnie w tyłek, ale chciałam mu jakoś pomóc.
Nie wiedziałam jeszcze jak, ale musiałam coś wymyślić.
Eric podniósł mi
ciśnienie. Opowiadał, żartował, śmiał się, kiedy ja o mało nie wyrywałam sobie
z głowy włosów z nerwów. Jeszcze nie byłam świadkiem czegoś takiego, nie miałam
styczności z bandytami takimi jak ludzie don Sierry… a on? Nie robiło to na nim
żadnego wrażenia.
Odprowadziłam go
na postój taksówek nieopodal mojego osiedla. Musiałam odetchnąć świeżym
powietrzem, bo zdecydowanie za dużo się dzisiejszego dnia dowiedziałam. Ten
natłok informacji rozsadzał mi czaszkę i myślałam tylko i wyłącznie o jakimś
mocnym drinku.
Odwróciłam się
na pięcie, kiedy taksówka Eric’a odjechała i ujrzałam wielkiego mężczyznę
ubranego na czarno. Przestraszyłam się i próbowałam zrobić unik w bok, ale ów
facet złapał mnie za oba nadgarstki i zaciągnął do czarnego jak smoła Land
Rovera. Rzucił mnie na tylnie siedzenie i zamknął z hukiem za mną drzwi.
Nie mogłam nawet
krzyczeć. Z przerażenia odjęło mi całkowicie mowę. Mężczyzna usiadł z przodu na
miejscu pasażera i nakazał kierowcy natychmiast ruszyć. To co działo się
później przesłonił mi już tylko czarny obraz.
*
- Pół dnia próbuję
się dodzwonić do Soledad. Myślisz, że mogło się coś stać? – Marc dreptał po
pokoju jak zaczarowany. Przeszedł prawdopodobnie więcej kilometrów, niż podczas
90 minutowego meczu.
- A co miało się
stać? Może gdzieś wyszła i nie zabrała telefonu? – stwierdził spokojnie jego
brat, który dopiero co wszedł do jego mieszkania.
- Co Ty w ogóle
tu robisz? Miałeś siedzieć w domu i nie wychodzić nawet na krok. Łazisz po
Barcelonie jak jakoś Bóg i nie przejmujesz się tym, że mogą Ci coś zrobić. –
warknął piłkarz i położył telefon na stoliku przy kanapie.
- Wyluzuj. Tak
samo mówiła mi Soledad… jesteście dosłownie tacy sami.
- Gadałeś dziś z
Sol? Nie mówiła Ci, że gdzieś się wybiera? Umówiła się może z koleżankami? To w
sumie zrozumiane… ma dziś urodziny. No gadaj wreszcie! – krzyknął, kiedy
zauważył, że jego brat śmieje się pod nosem.
- To daj mi
dojść do słowa. – usiadła na kanapie. – Spotkałem ją na mieście jak robiła
zakupy. Chwilę pogadaliśmy, a potem zaprosiła mnie do siebie. Wypiłem kawę,
dostałem od niej ochrzan… zaprowadziła mnie do taksówki. Tyle. Byłem u
kumpla i przyjechałem taksówką tutaj.
- Czemu Cię
ochrzaniła?
- Chciała
wiedzieć dokładnie co zrobiłem to jej opowiedziałem. Wkurzyła się, że nie
powinienem chodzić normalnie po ulicy, bo grozi mi przecież niebezpieczeństwo.
- I ma cholerną
rację! Eric, zadarłeś z podejrzanymi typkami. Przecież mogą Cię zabić, albo
zrobić krzywdę komuś z rodziny. Np. mamie. Co byś wtedy zrobił?
- Przestań na
mnie krzyczeć. Zaraz pojadę do domu, tylko też jestem ciekaw co z Soledad.
Podaj mi jej numer to spróbuję do niej zadzwonić.
Piłkarz nie był
do tego skłonny, ale w końcu się zgodził.
Był zdenerwowany tym, że dziewczyna nie odezwała się do niego przez
prawie cały dzień. Zawsze wysyłała tysiące sms i to było dla niego normalne, że
są w stałym kontakcie. Czuł, że coś się święci, ale nie wiedział jeszcze co.
- Halo? Sol?... – Eric krzyknął do
słuchawki, ale po chwili opadł bezładnie na kanapę, z której przed momentem skoczył.
– To tylko jej sekretarka.
*
Ból głowy był
nie do zniesienia. Słyszałam nad sobą jakieś rozmowy, ale nie mogłam za nic w
świecie otworzyć swoich oczu. Po chwili podniosłam jedną powiekę, potem drugą i
ujrzałam mężczyznę, z którym jechałam samochodem.
- Ha ha. Bardzo
śmieszne. Chłopaki możecie wyjść. Mam dość prezentów jak na jeden dzień! –
krzyknęłam nadal trzymając się za bolącą głowę. Próbowałam rozmasować pulsujące
skronie i podnieść się z łóżka, ale byłam zbyt słaba i ponownie na nie opadłam.
- Proszę o
spokój. – powiedział mniejszy facet, który siedział przy stole razem z drugim
grając w karty. Rozejrzałam się i dostrzegłam pokój hotelowy. Widać było, że
Marc musiał się sporo na to wykosztować, bo było przepięknie.
- Nie bądź taki
miły dla niej. – skarcił go większy.
- Ja jestem po
prostu miły dla kobiet. – wytłumaczył się od razu i rzucił na stół kartami. –
Nie wiem dlaczego Ty zawsze musisz być taki niemiły. Masz jakiś uraz do
kobiet? Coś z Twoją matką?
- Ani słowa o
mojej matce! – krzyknął. Próbowałam się nie śmiać, ale mi to nie wychodziło.
Zasłoniłam ręką usta, żeby nie wybuchnąć i chichotałam jedynie pod nosem.
- Ile będziecie
mnie tu trzymać? Złapaliście mnie na ulicy, przewieźliście do hotelu… zaraz
wyskoczą chłopacy i krzykną „niespodzianka”? Gdzieś tutaj będzie impreza
urodzinowa, prawda?
- Masz urodziny?
A które? – podszedł do mnie mniejszy i usiadł na skraju łóżka. – Przepraszam,
że to się stało akurat w Twoje święto, ale… tak wyszło.
- Dwudzieste
pierwsze. Nie musi pan przepraszać… w sumie się tego spodziewałam. – podniosłam
się do pozycji siedzącej. – Będąc z nim powinnam być przygotowana na
takie wariacje.
- Masz świętą
rację. W sumie nie wiem co w nim widzisz… to taki mizerniak. Mógłby się lepiej
ubierać, ale w sumie jak na hiszpańskie realia nie jest źle.
- Moim zdaniem
ubiera się naprawdę świetnie. Ale w sumie cały czas na sportowo… a w garniturze
wygląda jak młody Bóg. – uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale to tak
niepraktycznie… sama rozumiesz… - chciał coś dodać, ale jego kolega mu
natychmiast przerwał.
- Milczeć! –
krzyknął duży i szarpnął za ramię swojego kompana. – Zaprzyjaźniasz się z
zakładniczką? Chcesz mieć przerąbane u szefa?!
- Nie. Ona jest
naprawdę miła. – powiedział, ale drugi nawet nie chciał tego słyszeć.
Po kilku
minutach rozległo się pukanie do drzwi. Kiedy duży upewnił się, że to „room-service”
odebrał jedynie tacę z obiadem i położył go na stole, na którym grał w karty.
- Masz tu obiad.
Zjedz coś. – burknął pod nosem. Młody uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową bym
podeszła do stołu. Usiadłam na gotyckim krześle i spojrzałam na tacę: homar,
jakieś wodorosty i Bóg wie co jeszcze. Byłam trochę zniesmaczona, ale z racji
tego, że nie jadłam cały dzień, a niedługo czekała na mnie impreza urodzinowa,
stwierdziłam że muszę coś przegryźć. Nie pije się na pusty żołądek, prawda?
- Kiedy mnie
stąd wypuścicie? – zapytałam wycierając się serwetką.
- Kiedy każe nam
szef.
- A macie może
moją komórkę? Bo zdaje mi się, że wypadła mi w samochodzie.
- Nie jest Ci
teraz do niczego potrzebna.
- Chciałabym
zadzwonić do szefa… pogadać… może wypuści mnie wcześniej. – puściłam im oczko.
- Nie ma nawet
takiej opcji. Z szefem kontaktujemy się tylko my. To jest jego polecenie.
- A nie wiecie
czy później będzie jakaś impreza? Bo w sumie jeżeli tak to fajnie by było
wiedzieć wcześniej… przygotowałabym się. Któryś z was przywiózłby mi sukienkę…
Hmm? – spojrzałam na małego, któremu na moje słowa rozbłysły oczy.
- Sukienkę masz
w drugim pokoju. Kiedy dostaniemy telefon od szefa, masz ją założyć i my
zaprowadzimy Cię na spotkanie.
- Jesteście
bardzo tajemniczy. Może uchylicie mi rąbka tej całej tajemnicy. No wiecie…
gdzie mam iść, po co…?
- Mamy zakaz
rozmawiania z Tobą, więc ciesz się, że w ogóle coś mówimy. – odrzekł duży i usiadł
z drugiej strony stołu. – Zjadłaś? To idź do drugiego pokoju.
Drzwi obok
dużego łóżka prowadziły do kolejnego pomieszczenia, w którym mnie zamknęli.
Byłam strasznie ciekawa niespodzianki, którą szykuje mi Marc. Przecież
wiadome było, że nie dam się nabrać na jakikolwiek napad w dniu swoich urodzin.
To byłoby co najmniej dziwne.
Wiedziałam
dobrze, że to sprawka Thiago. Tylko on mógł wpaść na tak genialny pomysł. Swoją
drogą ciekawa byłam skąd wytrzasnęli tych marnych aktorzynów, którzy w
normalnym życiu nie nadawaliby się na porywaczy. Gdybym porozmawiała dłużej z
małym to sam otworzyłby mi drzwi i jeszcze prawdopodobnie zawiózł do mojego
mieszkania, żebym miała szybciej.
Sukienka, która
wisiała w pokrowcu była przepiękna. Czarna, długa i układała się jakby była
skrojona właśnie na mnie. Z niecierpliwością czekałam, aż „szef” zechce mnie
widzieć i wreszcie wyjdę z tego pokoju.
Byłam zdenerwowana, ale w sumie nie wiedziałam dlaczego. Założyłam sukienkę i
usiadłam na podłodze przy ścianie, kiedy usłyszałam przed ścianę głos dużego.
- Wychodź. –
usłyszałam jak zamek się otwiera i wreszcie mogłam wrócić do poprzedniego
pokoju. Mały spojrzał na mnie i westchnął głośno, co miało znaczyć, że wyglądam
ładnie.
- Możecie
przekazać Marc’owi, że mam już dość tego całego porwania. Zmęczyło mnie to
czekanie i chciałabym już wyjść. – usiadłam na łóżku ze skrzyżowanymi rękami na
piersiach.
- Marc’owi? –
powtórzył po mnie duży. Przytaknęłam i spojrzałam na nich zaskoczona. Mężczyźni
spojrzeli na siebie znacząco i kiedy usłyszałam zdanie, które wypowiedział duży
do telefonu. Myślałam, że umrę. Dosłownie: - Szefie… mamy nie tę dziewczynę.
__________________________
Hahah, serio wyszło śmiesznie! Ale co tam! Genialny rozdział. :D
OdpowiedzUsuńHahaha!!! xD
OdpowiedzUsuńNie, kryminały raczej nie są Twoją mocną stroną :D To bardziej przypomina komedie ;)
Zastanawiam się jak ta przygoda może się dalej potoczyć, ale chyba nie zgadnę :( ludzka wyobraźnia jest na tyle obszerna, że jest to za trudne. Więc jedyne co mi pozostaje to czekać na następny wpis. Czekam i pozdrawiam! ;*
Boskie ;)
OdpowiedzUsuńświetne :) Zapraszam na nowy rozdział licze na szczere opinie :) http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBig come back, Jezu ale mi ulżyło jak postanowiłam wrócić do blogowania xD
OdpowiedzUsuńAle koniec o mnie, komentarz krótki, bo mam jeszcze niecałe 50 blogów do przeczytania *biedna ja*
Jezu ale się uśmiałam, tu ją porwali, a ona, że to pewnie Marc i zapewne Thiago wymyślił ten podstęp. Umiesz poprawić humor!
Czekam na nowość :*
wiedziałam, że nie wytrzymasz bez blogowania!!! :D :*:*
UsuńSerdecznie zapraszam na rozdział 2 na http://call-me-chelsea.blogspot.com/ :D
Usuńhaha, serio śmieszne. A nie mówiłam, że piszesz z humorem ? Mówię ci umiesz rozbawić, wyszła trochę komedia i bardzo dobrze ! świetny rozdział, poprawił mi humor
OdpowiedzUsuńhttp://football-i-inne-imaginy.blogspot.com/2013/06/28-robert-lewandowski.html <-- nowiutki, wpadnij ;)
Znając życie pod tym rozdziałem będzie co najmniej jeden komentarz takiej treści: "Zapraszam na ajsgbwjajds. Liczę na komentarze!" Takie życie. XD
OdpowiedzUsuńA teraz coś o odcinku. Jak dla mnie wyszło świetnie. Komedio-kryminały też lubię, mimo że jak na razie przeczytałam tylko ten. Jestem ciekawa, co zrobią "bandyci" teraz. Bo wiadomo, 'nie ta dziewczyna', ale jednak z Ericiem się spotkała. A nuż go ostrzeże i tego typu rzeczy. No na serio jestem ciekawa.
A w kwestiach takich niezwiązanych z Twoim opowiadaniem to na moim blogu znajduje się pewna informacja. Chciałabym, żebyś ją przeczytała -> always-and-forever-barcelona.blogspot.com :)
Pozdrawiam :*
A właśnie, jeszcze coś! (czy ja chociaż raz w życiu o czymś nie zapomnę?)
UsuńCo to ma być za zakaz kopiowania? Jak ja pobiorę te cudne gify? XD
Tak na serio, rozumiem ten zakaz, też mam taką blokadę. Ale naprawdę chciałabym pobierać sobie Twoje gify. Więc może dodawałabyś je na tumbrla albo gdziekolwiek i wtedy mogłabyś podać mi link? Byłabym baaaardzo wdzięczna. :)
Serdecznie zapraszam na moje nowe opowiadania o FCB:
OdpowiedzUsuńhttp://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
Licze na komentarze:)
haha świetny rozdział czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowe rozdziały na:
http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
http://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
Licze na komentarze :)
Może i wyszła komedia, ale która z nas ich nie lubi? :D Uwielbiam Twoje opowiadanie i mimo, że czasami nie dodaje komentarzy czytam je sumiennie! ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na prolog:
http://im-trying-not-to-love-you.blogspot.com/
serio, zamiast kryminału wyszła komedia xDD
OdpowiedzUsuńHahaha, teksty Sol mnie rozwalały, gadka z porywaczami zawsze spoko :D
Głupi Eric -.-
Czekam na nowość :*