poniedziałek, 24 czerwca 2013

12. Pogmatwane z poplątanym


Umówiłam się z Marc’iem, że wieczorem wyjdziemy gdzieś sami i spędzimy romantyczny urodzinowy wieczór przy świecach. Bardzo mi to odpowiadało, bo po poprzednim wieczorze naprawdę czułam się fatalnie i nie miałam ochoty na żadną imprezę.
W drodze do sklepu spożywczego spotkałam Erica. Byłam strasznie zdziwiona, że go spotykam właśnie w Barcelonie, bo przecież ukrywał się od trzech tygodni w swoim domu rodzinnym w Tarragonie.
- Co tu robisz? – zapytałam ciągnąc go w trochę mniej otwarte miejsce niż środek ulicy. Byłam chyba bardziej ostrożna od niego, bo on nawet nie przejął się tym, że ktoś faktycznie może go śledzić.
- Nie mogłem dłużeć siedzieć w swoim pokoju. Musiałem gdzieś wyjechać, poprzebywać z ludźmi.
- Zwariowałeś? A jeżeli Cię złapią? – szturchnęłam go w bok.
- Kochana, powinnaś raczej przytulić swojego szwagra, a nie okładać go na przywitanie. Prawda? – uścisnął mnie mocno i ucałował w policzek. – Ile to czasu minęło? Dwa lata?
- Chyba nawet więcej. Słuchaj, Eric… nie możesz tak wychodzić na ulicę jakby nigdy nic. Chodź do mnie to spokojnie pogadamy.
Złapałam taksówkę, która zawiozła nas na moje osiedle i zaprowadziłam Eric’a do mojego mieszkania. Byłam zdenerwowana, ale chciałam poznać jego wersję. Marc opowiedział mi co on wie, a może jego brat skrywał jeszcze inne tajemnice? Moja ciekawość kiedyś mnie zgubi.
- Mów co skusiło Cię to pożyczania pieniędzy od tego faceta. – nalałam mu świeżo zaparzonej kawy do filiżanki i podstawiłam pod nos.
- To był interes, nie pożyczka. Chciałem rozkręcić kasyno w Madrycie, ale mi nie wyszło… don Sierra wpakował tam trochę za dużo pieniędzy i potem chciał zwrotu. Nie miałem tej kasy, bo siłą rzeczy też straciłem sporo swojej… ale to nie było dla niego wytłumaczeniem. Dostałem ultimatum: 24 godziny. Marc pożyczył mi pieniądze, ale po drodze do Madrytu wpadłem na genialny plan… po co dawać mu kasę skoro mogę założyć jakiś nowy interes, podwoić kasę, oddać dług i jeszcze na tym zarobić. Wszystko było idealne, nawet poznałem piękną dziewczynę na lotnisku…
- O niej też słyszałam. Chłopie, masz pecha jak mało kto. – poklepałam go po ramieniu. – I co teraz zamierzasz?
- Pieniądze są uregulowane, ale zszargany honor już nie. Don Sierra chce zemsty, a ja mam samolot jutro wieczorem.
- Gdzie lecisz?
- Do Meksyku nie mogę, bo dostałem telefon od wujka, że jego ludzie już tam byli. Lecę do Stanów. Mam tam kumpla, który obiecał, że przygarnie mnie na kilka dni póki czegoś nie wynajmę.
- Masz takie kłopoty, a najnormalniej w świecie spacerujesz po ulicach Barcelony. Naprawdę zazdroszczę Ci nerwów. Gdybym była na Twoim miejscu to już dawno dostałabym zawału serca. – upiłam spory łyk kawy. – Myślisz, że kiedyś dadzą sobie spokój?
- Na to liczę.
- A jeżeli nie? – odpowiedziała mi wymowna cisza. Nie wiedziałam na jakiej on planecie żyje, ale to co on wyczynia nie mieściło się w mojej głowie. Przecież Ci bandyci mogliby zrobić mu krzywdę… albo komuś z jego rodziny! Nie pomyślał nawet o tym jak jego mama się denerwuje. Myślał tylko i wyłącznie o sobie i o swoich potrzebach. Gdybym mogła to nakopałabym mu porządnie w tyłek, ale chciałam mu jakoś pomóc. Nie wiedziałam jeszcze jak, ale musiałam coś wymyślić.
Eric podniósł mi ciśnienie. Opowiadał, żartował, śmiał się, kiedy ja o mało nie wyrywałam sobie z głowy włosów z nerwów. Jeszcze nie byłam świadkiem czegoś takiego, nie miałam styczności z bandytami takimi jak ludzie don Sierry… a on? Nie robiło to na nim żadnego wrażenia.
Odprowadziłam go na postój taksówek nieopodal mojego osiedla. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem, bo zdecydowanie za dużo się dzisiejszego dnia dowiedziałam. Ten natłok informacji rozsadzał mi czaszkę i myślałam tylko i wyłącznie o jakimś mocnym drinku.
Odwróciłam się na pięcie, kiedy taksówka Eric’a odjechała i ujrzałam wielkiego mężczyznę ubranego na czarno. Przestraszyłam się i próbowałam zrobić unik w bok, ale ów facet złapał mnie za oba nadgarstki i zaciągnął do czarnego jak smoła Land Rovera. Rzucił mnie na tylnie siedzenie i zamknął z hukiem za mną drzwi.
Nie mogłam nawet krzyczeć. Z przerażenia odjęło mi całkowicie mowę. Mężczyzna usiadł z przodu na miejscu pasażera i nakazał kierowcy natychmiast ruszyć. To co działo się później przesłonił mi już tylko czarny obraz.

*

- Pół dnia próbuję się dodzwonić do Soledad. Myślisz, że mogło się coś stać? – Marc dreptał po pokoju jak zaczarowany. Przeszedł prawdopodobnie więcej kilometrów, niż podczas 90 minutowego meczu.
- A co miało się stać? Może gdzieś wyszła i nie zabrała telefonu? – stwierdził spokojnie jego brat, który dopiero co wszedł do jego mieszkania.
- Co Ty w ogóle tu robisz? Miałeś siedzieć w domu i nie wychodzić nawet na krok. Łazisz po Barcelonie jak jakoś Bóg i nie przejmujesz się tym, że mogą Ci coś zrobić. – warknął piłkarz i położył telefon na stoliku przy kanapie.
- Wyluzuj. Tak samo mówiła mi Soledad… jesteście dosłownie tacy sami.
- Gadałeś dziś z Sol? Nie mówiła Ci, że gdzieś się wybiera? Umówiła się może z koleżankami? To w sumie zrozumiane… ma dziś urodziny. No gadaj wreszcie! – krzyknął, kiedy zauważył, że jego brat śmieje się pod nosem.
- To daj mi dojść do słowa. – usiadła na kanapie. – Spotkałem ją na mieście jak robiła zakupy. Chwilę pogadaliśmy, a potem zaprosiła mnie do siebie. Wypiłem kawę, dostałem od niej ochrzan… zaprowadziła mnie do taksówki. Tyle. Byłem u kumpla  i przyjechałem taksówką tutaj.
- Czemu Cię ochrzaniła?
- Chciała wiedzieć dokładnie co zrobiłem to jej opowiedziałem. Wkurzyła się, że nie powinienem chodzić normalnie po ulicy, bo grozi mi przecież niebezpieczeństwo.
- I ma cholerną rację! Eric, zadarłeś z podejrzanymi typkami. Przecież mogą Cię zabić, albo zrobić krzywdę komuś z rodziny. Np. mamie. Co byś wtedy zrobił?
- Przestań na mnie krzyczeć. Zaraz pojadę do domu, tylko też jestem ciekaw co z Soledad. Podaj mi jej numer to spróbuję do niej zadzwonić.
Piłkarz nie był do tego skłonny, ale w końcu się zgodził.  Był zdenerwowany tym, że dziewczyna nie odezwała się do niego przez prawie cały dzień. Zawsze wysyłała tysiące sms i to było dla niego normalne, że są w stałym kontakcie. Czuł, że coś się święci, ale nie wiedział jeszcze co.
- Halo? Sol?... – Eric krzyknął do słuchawki, ale po chwili opadł bezładnie na kanapę, z której przed momentem skoczył. – To tylko jej sekretarka.

*

Ból głowy był nie do zniesienia. Słyszałam nad sobą jakieś rozmowy, ale nie mogłam za nic w świecie otworzyć swoich oczu. Po chwili podniosłam jedną powiekę, potem drugą i ujrzałam mężczyznę, z którym jechałam samochodem.
- Ha ha. Bardzo śmieszne. Chłopaki możecie wyjść. Mam dość prezentów jak na jeden dzień! – krzyknęłam nadal trzymając się za bolącą głowę. Próbowałam rozmasować pulsujące skronie i podnieść się z łóżka, ale byłam zbyt słaba i ponownie na nie opadłam.
- Proszę o spokój. – powiedział mniejszy facet, który siedział przy stole razem z drugim grając w karty. Rozejrzałam się i dostrzegłam pokój hotelowy. Widać było, że Marc musiał się sporo na to wykosztować, bo było przepięknie.
- Nie bądź taki miły dla niej. – skarcił go większy.
- Ja jestem po prostu miły dla kobiet. – wytłumaczył się od razu i rzucił na stół kartami. – Nie wiem dlaczego Ty zawsze musisz być taki niemiły. Masz jakiś uraz do kobiet? Coś z Twoją matką?
- Ani słowa o mojej matce! – krzyknął. Próbowałam się nie śmiać, ale mi to nie wychodziło. Zasłoniłam ręką usta, żeby nie wybuchnąć i chichotałam jedynie pod nosem.
- Ile będziecie mnie tu trzymać? Złapaliście mnie na ulicy, przewieźliście do hotelu… zaraz wyskoczą chłopacy i krzykną „niespodzianka”? Gdzieś tutaj będzie impreza urodzinowa, prawda?
- Masz urodziny? A które? – podszedł do mnie mniejszy i usiadł na skraju łóżka. – Przepraszam, że to się stało akurat w Twoje święto, ale… tak wyszło.
- Dwudzieste pierwsze. Nie musi pan przepraszać… w sumie się tego spodziewałam. – podniosłam się do pozycji siedzącej. – Będąc z nim powinnam być przygotowana na takie wariacje.
- Masz świętą rację. W sumie nie wiem co w nim widzisz… to taki mizerniak. Mógłby się lepiej ubierać, ale w sumie jak na hiszpańskie realia nie jest źle.
- Moim zdaniem ubiera się naprawdę świetnie. Ale w sumie cały czas na sportowo… a w garniturze wygląda jak młody Bóg. – uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale to tak niepraktycznie… sama rozumiesz… - chciał coś dodać, ale jego kolega mu natychmiast przerwał.
- Milczeć! – krzyknął duży i szarpnął za ramię swojego kompana. – Zaprzyjaźniasz się z zakładniczką? Chcesz mieć przerąbane u szefa?!
- Nie. Ona jest naprawdę miła. – powiedział, ale drugi nawet nie chciał tego słyszeć.
Po kilku minutach rozległo się pukanie do drzwi. Kiedy duży upewnił się, że to „room-service” odebrał jedynie tacę z obiadem i położył go na stole, na którym grał w karty.
- Masz tu obiad. Zjedz coś. – burknął pod nosem. Młody uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową bym podeszła do stołu. Usiadłam na gotyckim krześle i spojrzałam na tacę: homar, jakieś wodorosty i Bóg wie co jeszcze. Byłam trochę zniesmaczona, ale z racji tego, że nie jadłam cały dzień, a niedługo czekała na mnie impreza urodzinowa, stwierdziłam że muszę coś przegryźć. Nie pije się na pusty żołądek, prawda?
- Kiedy mnie stąd wypuścicie? – zapytałam wycierając się serwetką.
- Kiedy każe nam szef.
- A macie może moją komórkę? Bo zdaje mi się, że wypadła mi w samochodzie.
- Nie jest Ci teraz do niczego potrzebna.
- Chciałabym zadzwonić do szefa… pogadać… może wypuści mnie wcześniej. – puściłam im oczko.
- Nie ma nawet takiej opcji. Z szefem kontaktujemy się tylko my. To jest jego polecenie.
- A nie wiecie czy później będzie jakaś impreza? Bo w sumie jeżeli tak to fajnie by było wiedzieć wcześniej… przygotowałabym się. Któryś z was przywiózłby mi sukienkę… Hmm? – spojrzałam na małego, któremu na moje słowa rozbłysły oczy.
- Sukienkę masz w drugim pokoju. Kiedy dostaniemy telefon od szefa, masz ją założyć i my zaprowadzimy Cię na spotkanie.
- Jesteście bardzo tajemniczy. Może uchylicie mi rąbka tej całej tajemnicy. No wiecie… gdzie mam iść, po co…?
- Mamy zakaz rozmawiania z Tobą, więc ciesz się, że w ogóle coś mówimy. – odrzekł duży i usiadł z drugiej strony stołu. – Zjadłaś? To idź do drugiego pokoju.
Drzwi obok dużego łóżka prowadziły do kolejnego pomieszczenia, w którym mnie zamknęli. Byłam strasznie ciekawa niespodzianki, którą szykuje mi Marc. Przecież wiadome było, że nie dam się nabrać na jakikolwiek napad w dniu swoich urodzin. To byłoby co najmniej dziwne.
Wiedziałam dobrze, że to sprawka Thiago. Tylko on mógł wpaść na tak genialny pomysł. Swoją drogą ciekawa byłam skąd wytrzasnęli tych marnych aktorzynów, którzy w normalnym życiu nie nadawaliby się na porywaczy. Gdybym porozmawiała dłużej z małym to sam otworzyłby mi drzwi i jeszcze prawdopodobnie zawiózł do mojego mieszkania, żebym miała szybciej.
Sukienka, która wisiała w pokrowcu była przepiękna. Czarna, długa i układała się jakby była skrojona właśnie na mnie. Z niecierpliwością czekałam, aż „szef” zechce mnie widzieć i wreszcie wyjdę z tego pokoju.
Byłam zdenerwowana, ale w sumie nie wiedziałam dlaczego. Założyłam sukienkę i usiadłam na podłodze przy ścianie, kiedy usłyszałam przed ścianę głos dużego.
- Wychodź. – usłyszałam jak zamek się otwiera i wreszcie mogłam wrócić do poprzedniego pokoju. Mały spojrzał na mnie i westchnął głośno, co miało znaczyć, że wyglądam ładnie.
- Możecie przekazać Marc’owi, że mam już dość tego całego porwania. Zmęczyło mnie to czekanie i chciałabym już wyjść. – usiadłam na łóżku ze skrzyżowanymi rękami na piersiach.
- Marc’owi? – powtórzył po mnie duży. Przytaknęłam i spojrzałam na nich zaskoczona. Mężczyźni spojrzeli na siebie znacząco i kiedy usłyszałam zdanie, które wypowiedział duży do telefonu. Myślałam, że umrę. Dosłownie: - Szefie… mamy nie tę dziewczynę.

 
__________________________

 
 

Ejj no miał wyjść kryminał, a wyszła komedia! :D
Serio chciałam, żeby było groźniej i w ogóle jakaś wielka akcja, strzelanina czy coś, ale ja chyba nie potrafię tak pisać :D
Powiem Wam, że minął dopiero tydzień wakacji, a czuję się bardziej zmęczona niż w roku akademickim :D Jestem zmęczona odpoczywaniem :)
Za to mam cztery nowe rozdziały w archiwum i bardzo mnie to cieszy :)
PS: serio denerwuje mnie jak ktoś mnie zaprasza na nowy rozdział i pisze, że mam napisać komentarz. Myślicie, że coś w ten sposób zyskacie? Jeżeli widzę coś takiego to daję słowo, że w życiuuuu nie skomentuję tego rozdziału :)
Pozdrawiam :*

14 komentarzy:

  1. Hahah, serio wyszło śmiesznie! Ale co tam! Genialny rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha!!! xD
    Nie, kryminały raczej nie są Twoją mocną stroną :D To bardziej przypomina komedie ;)
    Zastanawiam się jak ta przygoda może się dalej potoczyć, ale chyba nie zgadnę :( ludzka wyobraźnia jest na tyle obszerna, że jest to za trudne. Więc jedyne co mi pozostaje to czekać na następny wpis. Czekam i pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne :) Zapraszam na nowy rozdział licze na szczere opinie :) http://milosc-w-barcelonie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Big come back, Jezu ale mi ulżyło jak postanowiłam wrócić do blogowania xD
    Ale koniec o mnie, komentarz krótki, bo mam jeszcze niecałe 50 blogów do przeczytania *biedna ja*

    Jezu ale się uśmiałam, tu ją porwali, a ona, że to pewnie Marc i zapewne Thiago wymyślił ten podstęp. Umiesz poprawić humor!

    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiedziałam, że nie wytrzymasz bez blogowania!!! :D :*:*

      Usuń
    2. Serdecznie zapraszam na rozdział 2 na http://call-me-chelsea.blogspot.com/ :D

      Usuń
  5. haha, serio śmieszne. A nie mówiłam, że piszesz z humorem ? Mówię ci umiesz rozbawić, wyszła trochę komedia i bardzo dobrze ! świetny rozdział, poprawił mi humor
    http://football-i-inne-imaginy.blogspot.com/2013/06/28-robert-lewandowski.html <-- nowiutki, wpadnij ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Znając życie pod tym rozdziałem będzie co najmniej jeden komentarz takiej treści: "Zapraszam na ajsgbwjajds. Liczę na komentarze!" Takie życie. XD
    A teraz coś o odcinku. Jak dla mnie wyszło świetnie. Komedio-kryminały też lubię, mimo że jak na razie przeczytałam tylko ten. Jestem ciekawa, co zrobią "bandyci" teraz. Bo wiadomo, 'nie ta dziewczyna', ale jednak z Ericiem się spotkała. A nuż go ostrzeże i tego typu rzeczy. No na serio jestem ciekawa.
    A w kwestiach takich niezwiązanych z Twoim opowiadaniem to na moim blogu znajduje się pewna informacja. Chciałabym, żebyś ją przeczytała -> always-and-forever-barcelona.blogspot.com :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie, jeszcze coś! (czy ja chociaż raz w życiu o czymś nie zapomnę?)
      Co to ma być za zakaz kopiowania? Jak ja pobiorę te cudne gify? XD
      Tak na serio, rozumiem ten zakaz, też mam taką blokadę. Ale naprawdę chciałabym pobierać sobie Twoje gify. Więc może dodawałabyś je na tumbrla albo gdziekolwiek i wtedy mogłabyś podać mi link? Byłabym baaaardzo wdzięczna. :)

      Usuń
  7. Serdecznie zapraszam na moje nowe opowiadania o FCB:
    http://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
    http://milosc-i-fcb.blogspot.com/

    Licze na komentarze:)

    OdpowiedzUsuń
  8. haha świetny rozdział czekam na więcej :)
    Zapraszam na nowe rozdziały na:
    http://milosc-i-fcb.blogspot.com/
    http://moje-zycie-w-barcelonie.blogspot.com/
    Licze na komentarze :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Może i wyszła komedia, ale która z nas ich nie lubi? :D Uwielbiam Twoje opowiadanie i mimo, że czasami nie dodaje komentarzy czytam je sumiennie! ;)

    Zapraszam do siebie na prolog:
    http://im-trying-not-to-love-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. serio, zamiast kryminału wyszła komedia xDD
    Hahaha, teksty Sol mnie rozwalały, gadka z porywaczami zawsze spoko :D
    Głupi Eric -.-
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń