środa, 19 czerwca 2013

11. Pełna mobilizacja


Powrót do Barcelony był strasznie męczący dla Marc’a, bo musiał wysłuchiwać moich wywodów na temat związku mojej mamy i Dominica. Cierpliwie to znosił, ale podsumowując stwierdził, że trochę przesadzam i powinnam dać im wolną rękę. Oczywiście, że miałam taki zamiar, jednakże czułam się trochę przytłoczona całą tą sprawą. Miałam obowiązek, jako jej córka, by sprzeciwić się jej decyzjom, o ile matka podejmowałaby wielkie ryzyko będąc z nim w związku. Niestety mogła jedynie liczyć na publiczne upokorzenie i towarzyskie wykluczenie, ponieważ w Sant Jaume dels Domenys takie związki raczej nie miały społecznego poparcia. Nie mogłam jej niczego zabronić. Miała swoje lata i sama wiedziała doskonale czego chce. Jeżeli miała się poparzyć to cierpiałaby sama, ja mogłam jedynie powiedzieć swoje zdanie i czekać na efekty.
Marc podrzucił mnie pod kamienicę, w której mieszkałam z Babi, a sam pojechał do siebie, żeby przygotować się przed wieczornym treningiem. Po nim zaplanowane miał spotkanie z  chłopakami, którzy wprosili się na kultowe już granie w co się da (na nerwach włącznie). Zaproponował mi nawet grzecznie bym do nich dołączyła, jednak po ostatnim razie miałam zdecydowanie dość patrzenia na rozwrzeszczanych chłopców gwałcących swoje joysticki. Miałam wieczór tylko i wyłącznie dla siebie.

*

Trening się trochę przeciągnął, ale nie przeszkodziło to Marcowi Muniesa, Alexisowi, Sergiemu Roberto, Thiago, Tello oraz dos Santosowi, by wpakować się do swoich wypasionych samochodów i ruszyć w stronę mieszkania  Bartry. Po drodze zaopatrzyli się w hektolitry procentowych napojów, niezdrowe żarcie i inne używki, które miały pomóc im w dobrej zabawie.
- Ok, ok, panowie! – Marc próbował zapanować jakoś nad zgrają swoich kumpli i podniósł się z wygodnego fotela, by zacząć krótką, ale treściwą przemowę: - Słuchajcie, Soledad ma za trzy tygodnie 21 urodziny. Musimy się spiąć i wymyślić coś naprawdę wystrzałowego.
- Pełna mobilizacja. – dodał Thiago. – Masz już jakiś pomysł?
- Liczyłem na wasze nietęgie umysły, które mają milion pomysłów na sekundę. – chłopak z powrotem spoczął w swoim fotelu i spojrzał na kolegów. – Nie chcę żeby było tandetnie… jestem z nią i to musi być coś wyjątkowego.
- Może weź ją na weekend do Paryża. – zaproponował Alexis. – Laski lubią Paryż. – reszta spojrzała na niego i po chwili wybuchła śmiechem.
- Ej, Alex jak Ty coś powiesz… - poklepał Chilijczyka po ramieniu Muniesa.
- Paryż jest dobry, ale na jakieś zaręczyny albo rocznice. A to 21 urodziny! W USA można legalnie pić, wpuszczają Cię do wszystkich klubów i jesteś w kwiecie wieku. To coś mega wielkiego. - dodał Thiago.
- Jak po skończeniu 18stki? – zaśmiał się dos Santos. – Muniesa… Ty sobie jeszcze poczekasz rok na 21. - blondyn westchnął głośno jako iż był najmłodszy w towarzystwie i wszyscy mu to wypominali przy każdej możliwej okazji.
- Ja mam 21 urodziny za dwa miesiące. Aż boję się co wymyślicie. – powiedział Tello, na co reszta tylko złowieszczo się zaśmiała.
- Dzieci, dzieci. Ja nawet nie pamiętam kiedy skończyłem te 21 lat. Wiecie jak czas szybko leci? – westchnął Alexis.
- Mówiłem Ci, żebyś nie robił wywodów myślowych, bo marnie Ci to wychodzi. – klepnął go po ramieniu Thiago. – Mieliśmy się zmobilizować, racja? – ponaglił wszystkich. - Więc ruszajcie się. Nie będziemy nad tym myśleć do rana.
- Może skok ze spadochronem? Sol wygląda na laskę, która lubi adrenalinę. – zaproponował dos Santos, ale zamiast pochwały dostał po głowie od Bartry.
- Nie mów o niej „laska”. To moja dziewczyna. – powiedział dumnie brunet. – A pomysł z lotem jest trochę nietrafiony, bo Soledad nie za bardzo lubi wysokości.
- To może porwanie? Wiesz takie... na niby… - zaśmiał się Alexis, na co wszyscy spojrzeli na niego jak na skończonego idiotę.
- Nie… „takie naprawdę”. – zaśmiał się Thiago próbując przedrzeźnić jego akcent.
- Chodzi mi to, że można by było wynająć kogoś kto ją złapie na mieście, wpakuje do samochodu i zawiezie na wielką imprezę urodzinową. – wytłumaczył się pospiesznie.
- A co jeżeli ktoś zawiadomi policję? Albo pobije naszego „porywacza”? Trzeba wszystko wziąć pod uwagę. – dodał po nim Sergi Roberto.
- No to w takim razie… porwaliby ją z jej własnego mieszkania. Marc załatwiłby klucze od kuzynki… wszystko da się załatwić.
- Alex ma czasami przebłyski geniuszu. – zaśmiał się Muniesa.
- Nie, to zły pomysł. – odezwał się wreszcie Bartra. – Sol prędzej dostałaby zawału na widok jakiegoś osiłka w jej mieszkaniu i myślę, że zabiłaby nas za to.
- Mogłaby się wściec. W sumie bym się jej nie dziwił. – dodał Thiago. – Pomysł z porwaniem odpada… ale brawo dla mózgu Alexisa, który jeszcze się próbuje obronić przed „alexisowatością”.

*

Siedziałam na kanapie oglądając jakiś durny tasiemiec kiedy usłyszałam otwieranie drzwi. Babi obładowana papierowymi torbami wyglądała jakby co najmniej obrobiła sklep odzieżowy.
- Wow. – powiedziałam jedynie na jej widok.
- Wiem, wiem. Zaszalałam, ale mam coś dla Ciebie. – odnalazła wśród złotych toreb, trochę mniejszą granatową i rzuciła nią prosto we mnie. – Nie musisz dziękować. – zatrzepotała teatralnie rzęsami i zaczęła przeglądać swoje nowe nabytki.
- Co to? – zajrzałam do środka i ujrzałam czarny materiał, który od razu wyjęłam. Okazało się, że to sukienka i to nawet całkiem ładna jak na gust mojej kuzynki, która zazwyczaj nie miała dobrego oka jeżeli chodzi o wybór garderoby. – To dla mnie?
- Nie, dla Milli, ale czekam aż dorośnie. Jasne, że dla Ciebie. Przymierz! – pognałam szybko do łazienki i wskoczyłam w nowe wdzianko. Sukienka była naprawdę śliczna: łódkowy dekolt obszyty delikatnie koronką kończącą się na ramiączkach, reszta w jednolitym materiale układająca się w subtelnego tulipana.
- Dziękuję, Babi. Sukienka jest prześliczna. Powiedz ile mam Ci za nią oddać. – szukałam metki, ale na próżno. Babi najwyraźniej kazała ją uciąć już w sklepie, bo na zawieszonym kawałku metalowego bloczku odnalazłam jedynie rozmiar, markę, ale bez kluczowej dla mnie ceny.
- Daj spokój. To prezent na urodziny. – podeszła do mnie i mocno mnie uścisnęła. – Wiem, że to dopiero za trzy tygodnie, ale nie mogłam się oprzeć, żeby Ci jej nie kupić. Pasuje do Ciebie… jest taka klasyczna i nowoczesna zarazem.
- Dziękuję jeszcze raz. Zakochałam się w tej sukience. – pocałowałam ją w policzek. Czasami byłam w szoku, że potrafię się tak dogadać ze swoją kuzynką. Kiedyś byłyśmy na ścieżce wojennej i nic nie wskazywało na to, byśmy miały z niej kiedykolwiek zboczyć.  Wiele się jednak wydarzyło od tamtych czasów i nie miałam zamiaru dłużej rozpamiętywać tamtych niesnasków. Dorosłam i mogłam przymknąć oko na pewne sprawy. Tak samo jak ona. Po narodzinach Milli zmieniła się nie do poznania. Oczywiście na korzyść. Poczuła, że nie jest jedyna na świecie i istnieje ktoś kto jest zupełnie od niej zależny.
- A tak w ogóle to gdzie jest mała? – zauważyłam nieobecność dziewczynki po dobrych piętnastu minutach. Troskliwa ze mnie ciocia, nie ma co.
- Poznała jakąś koleżankę na osiedlu i błagała mnie, żebym pozwoliła jej się u niej pobawić. Jest w kamienicy obok, więc strachu nie ma.
- I posłałaś ją do obcego mieszkania? Rozmawiałaś z rodzicami tej koleżanki?
- W przelocie gadałam z jej matką. Biegłam do taksówki i wymieniłam z nią kilka zdań. – czułam, że w tym mieszkaniu byłam jedyną odpowiedzialną osobą.
- I nie zamierzasz po nią iść? – spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem, a później podstawiła mi pod nos swój telefon, na którym wyświetlona była wiadomość: „Dziś u mnie. 20:00. Nie każ mi na siebie czekać, Pierre”.
- Kim do cholery jest Pierre? – odsunęłam od siebie komórkę i spojrzałam na nią zaskoczona.
- Poznałam go dwa dni temu. Jest naprawdę uroczy! Kiedy go poznasz to zaniemówisz z wrażenia! – uśmiechnęła się szeroko. – To stąd te zakupy. Musiałam kupić coś na dzisiejszą randkę.
- Czyli znów Cię nie będzie na noc? – blondynka ucałowała mnie jedynie w policzek i pognała do swojego pokoju, by zdecydować co założyć.
Byłam naprawdę na nią wściekła. I to coraz bardziej. Poinformowała mnie, gdzie znajdę Milli i wcisnęła w dłoń 50 euro na kolację. Już nawet mnie nie dziwiło, że umawia się ze wszystkim co się rusza i wydaje na ubrania miesięcznie więcej niż ja przez cały rok. Najbardziej zależało mi na jej córce, którą najnormalniej na świecie zaniedbywała dla jakiś tam facetów. Gdyby był to ktoś poważny, z kim miałaby stworzyć związek to nie miałabym nic przeciwko. Ale zazwyczaj to były numerki na jeden raz.
Przebrałam się w dres i wyszłam z mieszkania. Miałam wielką ochotę pobiec do Marc’a, ale musiałam zająć się Milli. Mała była zdana teraz tylko na mnie i musiałam sprawić, by ten wieczór nie był już do końca zmarnowany.
W mieszkaniu w kamienicy obok zastałam jedynie ojca dziewczynki, który był nadzwyczaj miłym facetem. Miał około czterdziestki i widać było na pierwszy rzut oka, że należał do naprawdę bogatych ludzi. Jego mieszkanie było pięknie urządzone i to w jak najlepszym guście. Kasa jednak rządzi, nikt mi nie wmówi, że tak nie jest.
Odebrałam Milli, która była nieco zawiedziona faktem, że musi zakończyć swoją zabawę z uroczą Madi. Obie były do siebie szalenie podobne, miały nawet na nosie podobne okulary, co uznałam za wielki zbieg okoliczności. Najwidoczniej coś w tym jest, że ludzie z podobnymi charakterami, a nawet i wyglądem, przyciągają się wzajemnie.
Nie wiedziałam co mam z nią począć, bo była dopiero dwudziesta, jej mama wyszła, a spać jak na złość jej się nie chciało. Z początku grałyśmy w chińczyka, ale za czwartym razem kiedy przegrałam, jakoś znudziło mi się rzucać kostką. Wysłałam nawet błagalnego sms do Marc’a, aby przyjechał i mnie wybawił, ale niestety siedział w swoim mieszkaniu z chłopakami i wolał grać w durne gry niż mi pomagać.
Wpadłam w sumie na świetny pomysł. Milli zawsze wykazywała różne zdolności i postanowiłam, że pomoże mi zrobić naleśniki na kolację. To lepsze zajęcie niż złapanie taksówki i zajechanie na miejsce, gdzie dostaniesz jakieś paskudztwo, za które musisz zapłacić. Początkowo dziewczynka była nastawiona do tego sceptycznie, ale widząc, że ubrudziłam się mąką stwierdziła, że to jednak dobra zabawa.
Kładąc się spać byłam naprawdę wykończona. Chyba nie nadawałabym się na opiekunkę dla dzieci, bo nie mogłam sobie dać rady z jednym dzieckiem. Może to dlatego, że w mojej rodzinie rzadko rodziły się dzieci, więc moje kuzynostwo mogłam policzyć na palcach jednej ręki.

Obudziłam się w lepszej kondycji niż zeszłego dnia. Babi dalej nie było i nic nie wskazywało na to, że miałaby się lada moment pojawić. Zaparzyłam kawy i zrobiłam śniadanie Milli, która od samego rana była skora do zabawy. Tym razem moje modlitwy zostały wysłuchane i w drzwiach pojawił się Marc z dostawą świeżych pączków oraz Niną na smyczy. Pocałował mnie na przywitanie i odpiął psiaka, który od razu skoczył w ramiona zadowolonej Milli.
- Myślałam, że do mnie wczoraj przyjedziesz. – usiadłam na kolanach chłopaka, który wygodnie rozsiadł się na kanapie w salonie. Na moje słowa pocałował mnie w skroń i przytulił do siebie. – Co w ogóle robiliście?
- Mówiłem Ci, że graliśmy w gry. Thiago trochę przesadził z alkoholem i musiałem go zawlec do mieszkania o drugiej w nocy.
- Wy czasami nie macie dziś meczu? – spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Nie. W sobotę ostatni mecz w sezonie. Potem wakacje, a po wakacjach gram… z pierwszym składem.
- Widzę, że nie możesz się już doczekać. – poczochrałam go po włosach, na co obdarował mnie szerokim uśmiechem.
- Aż tak to widać? – przytaknęłam. – No cieszę się, cieszę. Może dadzą mi szansę grać regularnie, bo siedzenie na ławce nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy.
- Nawet siedzenie w tych mega wygodnych i mięciusich fotelach jak na Camp Nou? No nie wierzę.
- W sumie… i zawsze oglądasz mecz z pierwszego rzędu. – puścił mi oczko. – Gdzie Babi? – westchnęłam jedynie głośno, na co Marc zareagował chichotem. Znał moją kuzynkę i jej wybryki, więc w ogóle nie zdziwił się tym, że jej nie ma.
Nie musiał nic więcej mówić. Ważne, że przy mnie był i dodawał otuchy. Gdyby nie on to prawdopodobnie rozszarpałabym Babi, zaraz po przekroczeniu progu mieszkania. Pod jego wpływem porozmawiałam z nią szczerze o tym co myślę o jej nocnych randkach. Postanowiła się poprawić. Ciekawe na jak długo.
- Eric wrócił do miasta. – wypalił nagle, kiedy zeszłam z jego kolan i poszłam do kuchni po coś do picia.
- Eric, brat? – położyłam na stoliku butelkę pepsi i spojrzałam na niego zaskoczona. - Chciałam o niego zapytać jeszcze podczas pobytu w domu, ale jakoś wyleciało mi to z głowy. - Możesz mi powiedzieć co tym razem zmajstrował?
- Pożyczył kasę od jakiegoś podejrzanego typka… don Sierra czy ktoś taki. Nie mam pojęcia kto to, ale słyszałem, że nie warto z nim zadzierać. Dałem mu kasę, żeby mu oddał, a ten zamiast to zrobić… przeleciał jego dziewczynę, kasę wydał… i uciekł do Meksyku. – zasłoniłam usta, żeby nie krzyknąć czegoś niecenzuralnego i usiadłam obok niego. – Znowu mu pożyczyłem, bo to w końcu mój brat… oddaliśmy kasę temu gnojkowi, ale chęć zemsty w nim jednak pozostała.
- Myślisz, że może mu coś zrobić?
- Nie mam pojęcia. W ogóle nie wiem po co Eric wrócił do domu… zatrzymał się w Acapulco u wujka i miał przeczekać jakiś czas, aż sprawa ucichnie. Teraz mama się niepotrzebnie denerwuje, a on i tak nie wychodzi z domu.
- Co za skończony idiota. Czy on nie wiedział, że wplątując się w jakieś szemrane interesy może wpaść w poważne tarapaty?
- Wiesz, że on najpierw robi, a potem myśli. Na szczęście jego dziewczyna została w Meksyku, bo bardzo możliwe, że mogliby jej coś zrobić.
- Co za chora sytuacja.
- Ale nie przejmuj się nim. Spadnie na cztery łapy. Jak zawsze… Niedługo Twoje urodziny. Musimy iść na jakąś wystrzałową imprezę. – pogłaskał mnie po policzku.
Nie mogłam skupić się na niczym innym jak na Ericu. Było mi go żal, bo był baratem mojego chłopaka i znałam go od urodzenia. Nie przepadałam za nim, ale w takim momencie byłabym w stanie mu wszystko wybaczyć, bo groziło mu naprawdę wielkie niebezpieczeństwo.

**3 tygodnie później**

Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Poprzedniego wieczoru trochę zbyt mocno zabalowałam, bo Babi wyciągnęła mnie na przed-urodzinową imprezę. Byłyśmy w jednym z najgłośniejszych klubów w Barcelonie i słowo: dałabym wszystko, żeby wymazać ten wieczór z głowy. Wróciłyśmy chyba o piątej nad ranem i nawet nie wiem kiedy położyłam się w łóżku. Marc o niczym nie wiedział, a raczej wiedział, ale stwierdził, że mam się bawić dobrze i że następnego dnia czeka na mnie naprawdę wielka niespodzianka.

 

___________________________________

Alexis i jego alexisowatość :)
 
Reprezentacja Hiszpanii U-21 Mistrzami Europy!!!!!!!


Mogę się pochwalić, że wczoraj rozpoczęłam WAKACJE!!!!
Ale mnie to niesamowicie cieszy! Wreszcie się wyśpię i odpocznę! Czekałam na to długie 9 miesięcy!
PS: czytając komentarze zauważyłam, że Was zaintrygowałam tym wątkiem kryminalnym :D już w następnym rozdziale będzie się działo!!! :D
pozdrawiam :*

6 komentarzy:

  1. Tak, Alexis to Alexis. Swoją osobą pobija naprawdę wszystko :D
    Co wymyśli Marc na urodziny Soledad? Jestem naprawdę ciekawa ;)
    A co do wątku kryminalnego, to chyba tylko brakuje trupa w szafie xD
    Czekam na kolejny wpis, pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. u mnie imagin DLA CIEBIE ! ;)
    http://football-i-inne-imaginy.blogspot.com/2013/06/26-david-luiz.html

    OdpowiedzUsuń
  4. hahaha, Alexis i jego alexistowość :D
    Pomysły na impreze, oooo matko! juz boje się co to będzie!
    Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na kolejny rozdział http://te-quiero-para-siempre.blogspot.com/ oraz do zapoznania się z bardzo krótkim prologiem na nowym blogu sandra-wojtek-i-ja.blogspot.com ;>

    OdpowiedzUsuń