Kiedy atmosfera zaczynała się
mocno zagęszczać, postanowiłam wrócić do mieszkania. Nie miałam ochoty znosić
Marc’a i jego lamentowania o Pam, wydurniającego się Thiago i reszty, którzy
rozmawiali o wszystkim i o niczym. Nawet nie zauważyli jak się ulotniłam i
cieszyłam się z tego powodu, bo nie musiałam się nikomu tłumaczyć.
Wzięłam długą
kąpiel w wannie i wreszcie mogłam się zrelaksować. Odkąd wprowadziłam się do
mieszkania Marc’a, ciągle kłóciliśmy się o łazienkę i o to, kto ma z niej
pierwszy skorzystać. To było dziecinne, ale w tym momencie nie pamiętałam już o
tym, a tylko i wyłącznie o tym, że rozmyśla o Pam. Chciałam go od niej uwolnić
i raczej mi się to nie udało. Nie mogłam sprawić, żeby o niej zapomniał, choć
naprawdę się starałam.
Na imprezie
tylko patrzył, czy ona zwraca na niego uwagę. Robił wszystko by czuła się
zazdrosna i nawet próbował mnie pocałować. Czułam się wykorzystywana i to przez
najlepszego przyjaciela.
Nina jak nikt
inny potrafiła mi poprawić humor. Merdała wesoło ogonkiem i za każdym razem gdy
siadałam, ona wskakiwała mi na kolana.
Kiedy włączyłam telewizor,
usłyszałam dzwonek do drzwi.
- To naprawdę
wkurzające, że zawsze musisz zapominać. – warknęłam i otworzyłam. W drzwiach
stała Babi i pomachała mi przed oczami czteropakiem piwa.
- To tylko ja.
Wiem, że się mnie nie spodziewałaś… ale stwierdziłam, że przyda Ci się
towarzystwo. – zaprosiłam ją do środka i zamknęłam za nią drzwi.
- Przepraszam za
to powitanie…
- Nie przejmuj
się, Sol. – wyjęła dwie puszki i jedną podała mi. – Musimy się napić.
- O, tak. –
otworzyłam ją i upiłam spory łyk. – Reszta została?
- Większość tak.
Sergi się zmył i jakaś koleżanka Thiago też. Reszta pije, więc stwierdziłam, że
po co mam na nich patrzeć, skoro i my możemy się napić.
- Mogłaś zostać
i się z nimi bawić. Nie jestem w nastroju do imprezowania.
- Ja tak samo.
Widząc Twój humor, aż sama straciłam ochotę na zabawę. Marc to świnia i nie
powinnaś się nim przejmować. Uwierz kochanie, znam takich jak on… rozkochują w
sobie, później porzucają.
- Nie rozumiem.
Przyjaźnię się z Marc’iem i zgodziłam się udawać jego dziewczynę przed Pam, ale
to wymknęło się spod kontroli. Jestem głupia, że w ogóle się na to zgodziłam.
- Nie mów tak.
Wiem co do niego czujesz i nie musisz się obwiniać. To nie Twoja wina. Jesteś w
nim zakochana i dlatego się na to zgodziłaś.
- Babi,
przestań… proszę. – próbowałam ją uciszyć, ale nadaremnie.
- Wiem, że nie
chcesz tego słuchać, ale taka jest prawda. Zakochałaś się w nim. Nic w tym
dziwnego czy złego, bo to naprawdę fajny chłopak… zachowujący się trochę nie
fair, ale doskonale Cię rozumiem.
- Nic nie
rozumiesz… nawet nie wiesz jak on mnie wkurza… - podniosłam
momentalnie swoje oczy ku górze, wykonując przy tym gest w stronę nieba „za
jakie grzechy”.
- Pij. To Ci
pomoże. – dopiłam do końca piwo i zaczęłam drugie. – Myślę, że skoczę do sklepu
po jeszcze kilka piw, bo na tym się nie skończy. – zaśmiała się
blondynka.
- Idź i wracaj.
Babi wyszła i
zostawiła mnie samą z wyrzutami sumienia. Czułam się cholernie źle i miałam
ochotę płakać. Tylko dlaczego? Dlatego, że Marc woli uganiać się za panienką,
która zdradziła go z innymi facetami?
Blondynka
wróciła z reklamówką pełną wysokoprocentowego alkoholu. Przyniosła z kuchni
wysokie szklanki i zaczęła robić drinki. Przełączyła kanał na stację muzyczną i
usiadła obok mnie.
- Jeżeli masz
ochotę to możesz płakać. Nie duś tego w sobie. – czułam jak łzy cisną mi się do
oczu i po chwili rozpłakałam się na dobre.
- Jeszcze nigdy
nie płakałam przez faceta. – załkałam i wytarłam mokre policzki od
łez.
- Zawsze musi
być ten pierwszy raz. – zaśmiała się kuzynka. Objęła mnie ramieniem i cmoknęła
w czubek głowy. – Wszystko będzie dobrze.
- Nie chcę go
widzieć. Serio. – powiedziałam hardo.
- Chcesz się do
nas wprowadzić? – kiwnęłam twierdząco głową. Blondynka uśmiechnęła się. –
Niczym się nie przejmuj.
- Idę się
pakować. – złapałam butelkę wódki i ruszyłam na górę.
- Hej, hej. Bez
takich, Sol. Oddaj butelkę. Nie będę Cię później odwozić do szpitala jak Ci się
coś stanie. – wymieniłam ją na butelkę piwa i wyszłam na górę.
Łzy ciągle
płynęły po moich policzkach, a kiedy zaczęłam wrzucać rzeczy do walizki było
jeszcze gorzej.
*
Na dole panowała
męcząca cisza, przerywana jedynie cichymi melodiami, które unosiły się z
głośników kina domowego.
Marc wszedł do
mieszkania, widząc Babi siedzącą na kanapie spojrzał na nią podejrzliwie.
- Gdzie Sol? –
zapytał rzucając kurtkę na fotel.
- Pakuje się. –
chłopak wybałuszył oczy i próbował wejść na górę, ale blondynka zatarasowała mu
drogę.
- Nie idź tam.
Tak będzie najlepiej.
- Przesuń się.
Muszę z nią porozmawiać!
- Marc! –
złapała go za ramiona. – Daj jej spokój. Ciągle ją ranisz, a ona ma tylko jedno
serce i to wcale nie w najlepszej kondycji.
Chłopak zrobił
krok w tył i złapał na ręce Ninę.
- Wprowadza się
do Ciebie? – dziewczyna przytaknęła. – Nie rozumiem… przyjechałem jej
powiedzieć, że Pam wyjeżdża i że nasz plan się powiódł.
- Powiódł?
Jesteś bardziej naiwny niż myślałam. Serio widzisz wszystko, tylko nie to co
faktycznie jest ważne i dzieje się tuż pod Twoim nosem.
- O co do cholery
Ci chodzi? Nic jej nie zrobiłem!
- Rozkochałeś ją
w sobie, a to chyba nawet za dużo! – szturchnęła go w ramię i wybiegła po
schodach na górę zostawiając go w osłupieniu.
*
Kiedy wrzucałam
ostatnie rzeczy do walizki, do pokoju weszła Babi. Zamknęła za sobą drzwi i
usiadła na łóżku.
- Marc właśnie
wrócił. – powiedziała pod nosem.
- Nie wzrusza
mnie to. Pomożesz mi z walizką? Mam dwie, a po tych schodach mogłabym się z
nimi co najmniej zabić.
- Jasne. –
złapała jedną z nich i od razu zabrała ją na dół. Było mi żal opuszczać ten
pokój, ale musiałam być konsekwentna i zakończyć to co zaczęłam.
Mieszkanie tutaj
miało być tylko tymczasowe, więc nie było sensu tkwić w nim ani minuty dłużej.
Zeszłam na dół i
zarzuciłam na siebie kurtkę sportową, która wisiała na wieszaku tuż przy
wyjściu. Naciągnęłam na głowę kaptur i położyłam swoją parę kluczy
na szafce przy drzwiach.
- Soledad,
zaczekaj! – z kuchni wyszedł Marc, który był prawdopodobnie bardziej
zdezorientowany niż ja. Widząc moje walizki spojrzał na mnie, a później na
Babi. – Nie musisz tego robić. Zostań.
- Postanowiłam.
Dziękuję za to, że mogłam się tu zatrzymać. To naprawdę miłe z Twojej strony,
że mnie przygarnąłeś. Jeszcze nie wiem jak Ci się za to odwdzięczę, ale coś
wkrótce wymyślę.
- Sol… jest
trzecia w nocy. Naprawdę chcesz o tej porze wychodzić na zewnątrz?
- Jestem z Babi,
zadzwonimy po taksówkę. Damy sobie radę. – kiedy żaden z jego argumentów nie
działał na jego korzyść, zaklął siarczyście pod nosem i zatarasował mi wyjście.
- Nie rozumiem
czemu się tak zachowujesz. Wszystko układało się świetnie… coraz lepiej. Pam
wyjeżdża… zresztą nie chce jej więcej widzieć. Sol, do cholery. Zostań.
- Przykro mi
Marc. Postanowiłam już. Zejdź mi z drogi.
- Ani mi się
śni. – założył ręce na torsie.
- Mówię
poważnie. Przesuń się. Chcę wyjść. – podniosłam momentalnie głos.
- Jestem równie
poważny co Ty! Zachowujesz się jak jakieś dziecko! Nie możesz ze mną nawet
normalnie porozmawiać?!
- Nie krzycz! –
popchnęłam walizkę w kąt i usiadłam tuż obok niej z policzkami mokrymi od
płaczu.
- Soledad,
jesteś jedyną osobą na świecie, która mnie tak wyprowadza z równowagi! Wkurzasz
mnie niemiłosiernie i jak widać sprawia Ci to przyjemność.
- Tak, widać, że
w tym momencie skaczę ze szczęścia. – burknęłam, wycierając policzki.
- Nie płacz,
no…- kucnął przede mną i wytarł dłonią moje policzki. – Sol… możemy porozmawiać
o tym rano? Chodźmy spać. Przemyślmy to?
- Nie mam na co
czekać. Babi, zadzwonisz po taksówkę? – zwróciłam się do kuzynki.
- Sol, nie
przesadzaj. Zostań. – westchnął chłopak.
- Ok, jak
chcesz. Mogę zadzwonić. – zwróciła się do mnie Babi.
Zasłoniłam twarz
dłońmi i oparłam się o kolana. Marc burknął coś pod nosem i podniósł mnie do
góry. Przerzucił mnie przez ramię i zaniósł na górę bez słowa wyjaśnień z jego
strony. Nie miałam siły się z nim kłócić. Bezwładnie oddałam się w jego ręce i
pozwoliłam się zanieść do swojego pokoju. Położył mnie na łóżku i usiadł z boku.
- Sol. Pogadamy
rano, ok? Nie chcę, żeby to się tak po prostu skończyło. Zbyt mi na Tobie
zależy, żebym mógł Cię ot tak stracić, rozumiesz? – kiwnęłam jedynie głową. Pozbył
się mojej kurtki i butów. Następnie przykrył mnie kołdrą i wyszedł zamykając za
sobą drzwi.
Nie mogłam
zasnąć przez resztę nocy. Chodziłam po całym pokoju i próbowałam znaleźć jakieś
zajęcie. Zeszłam na dół i zaczęłam sprzątać kuchnię. Musiałam zająć czymś ręce
i umysł, bo miałam wrażenie, że znów zacznę płakać. I tym razem
nie skończy się tak szybko, a oczy będą piec mnie jeszcze bardziej.
- Ty na serio?
Sprzątasz o piątej rano? – Marc oparł się o framugę drzwi i spojrzał na mnie
spod byka. Podskoczyłam w miejscu, bo nie spodziewałam się jego wizyty.
Myślałam, że będę mieć chwilę spokoju na przemyślenie. Jego
obecność wywołała u mnie dreszcz, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Masz z tym
jakiś problem? – jak gdyby nigdy nic wróciłam do szorowania szafki.
- Skąd. – usiadł
na stole, nie odrywając ode mnie wzroku. – Spałaś choć przez chwilę?
- Nie.
- Możemy
normalnie porozmawiać?
- Ty powinieneś
chyba teraz spać… masz trening za kilka godzin i musisz być wypoczęty.
- Nie mam. –
uśmiechnął się szeroko. – Musimy sobie wyjaśnić pewne sprawy.
- Nie mamy o
czym rozmawiać.
- Sol, do
cholery. Mogłabyś przestać wycierać tę cholerną szafkę? Odwróć się do mnie. –
spojrzałam na niego spod byka. Rzuciłam ścierkę na bok i podniosłam się z
podłogi. Oparłam o szafkę i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Więc?
– spojrzałam na niego wyczekująco.
To było bardzo
krępujące, bo zeszłej nocy zrobiłam z siebie pośmiewisko. Najbardziej
prawdopodobne to, że przed samą sobą, ale i tak było mi z tym źle.
- Na imprezie
zdałem sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy: Nie czuję już nic co Pam, a raczej
powinienem ją nazwać Pauline. Kiedy weszła pomyślałem o tym, że będę mieć
pretekst by z Tobą zatańczyć. Może to się wydać Ci śmieszne, ale tak faktycznie
było. Czułem satysfakcję gdy na nas patrzyła, ale bardziej interesowało mnie to
jak Ty się czujesz. Było mi głupio, że wyszłaś i próbowałem iść za Tobą, ale
Babi powiedziała, że sama z Tobą porozmawia. Wiem, że to wszystko
głupio brzmi… ale postaraj się mnie zrozumieć.
- Mam Cię zrozumieć? Nie wiem
w co Ty sobie ze mną pogrywasz, ale ja mam dość. – podniosłam ręce do góry w
geście poddania się. Marc wykorzystał moment i złapał mnie za nadgarstki.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
Byłam w ogromnym szoku, bo
nawet na myśl nie przyszedł mi taki scenariusz obrotu tej sprawy.
Całkowicie oddałam się jego
pocałunkom, które wcale nie zmierzały ku końcowi. Byłam zdecydowanie pewna, że
tym razem to nie sen i to wszystko dzieje się naprawdę.
- Nie masz zielonego pojęcia
od jak dawna chciałem to zrobić. – wyszeptał kiedy oderwał ode mnie swoje usta.
Jeszcze przez moment miałam zamknięte oczy i musiał minąć ułamek sekundy, żebym
do siebie wróciła. Żebym powróciła z zaświatów do rzeczywistości.
- Mam chyba podobnie.
- Nie wiem czy to dobry
pomysł czy kompletne szaleństwo, ale… od dawna, naprawdę dawna, biegam za Tobą
jak głupi, a Ty w ogóle nie zwracasz na mnie uwagi. Wszystko zaczęło się wiele
lat temu, kiedy chodziłaś z „boskim” Davidem. Już wtedy zdałem sobie sprawę, że
mogę Cię bezpowrotnie stracić.
- Ale chwila…David był moim
pierwszym prawdziwym chłopakiem.
- Zgadza się.
- Ale to było w podstawówce.
– chłopak jedynie wzruszył ramionami i zaśmiał się pod nosem. – Dlaczego mi nic
nie powiedziałeś i pozwoliłeś mi żyć w nieświadomości. Nawet nie masz pojęcia
jak przez ten czas czułam się głupio… wczoraj moje zażenowanie osiągnęło
maksimum. To nie fair.
Marc posadził mnie na stole
kuchennym, spojrzał mi w oczy i uśmiechnął się szeroko.
- Chciałbym, żeby to było coś
wielkiego. Bez pośpiechu… żeby tego zbyt wcześnie nie zepsuć.
- Jestem za. – przybił mi
„piątkę”. – Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę. Jeszcze wczoraj miałam
wrażenie, że jestem tutaj jedyną osobą, która pewnie sobie coś uroiła w głowie
i przez to nie może spać w nocy.
- Wiesz ile nocy przez Ciebie
nie spałem? – spojrzałam na niego spod byka. – Chyba jedną… i to dzisiejszą. –
zaśmiał się głośno. – Mam dla Ciebie propozycję.
- Hm?
- Zostań tu. – zmrużyłam oczy.
- Przecież tutaj jestem.
Gdzie mam iść?
- Nie wprowadzaj się do Babi.
Teraz chciałbym Cię mieć blisko siebie. Wreszcie wyznałem to co
czuję… nawet nie wiesz jaki ogromny kamień spadł mi właśnie z serca.
- Czy nie myślisz, że wtedy
było zbyt prosto? Chyba powinieneś się trochę natrudzić, żeby mnie zdobyć. –
uśmiechnęłam się delikatnie.
- Natrudzić? – spojrzał na
mnie spod byka i jeszcze bardziej się przybliżył. Musnął delikatnie moje usta.
Objęłam jego szyję i oddałam pocałunek. – To jak będzie?
- Wyraziłam swoje zdanie,
którego będę się trzymać.
- I wyprowadzisz się po tym
wszystkim? Powiedziałem Ci, co do Ciebie czuję. To chyba zobowiązuje.
- Nie powiedziałeś.
- Powiedziałem.
- A właśnie, że nie. –
uśmiechnęłam się.
- Nie? – pokiwałam przecząco
głową. – Soledad Montoya Saladar, muszę Ci wyznać, że kocham się w Tobie od
czwartej klasy podstawówki. Odkąd rzuciłaś we mnie w klasie kredą i o mało nie
wybiłaś mi oka. – przerwał na chwilę, by po chwili kontynuować swój monolog: -
Rozkochiwałaś mnie w gimnazjum i jak na złość umawiałaś się z moimi
największymi wrogami… w liceum kontakt się trochę urwał przez to, że większość
czasu spędzałem poza domem na „fc barcelońskim haju”, ale mimo to, za każdym razem,
kiedy widziałaś mnie w oknie krzyczałaś coś i trzaskałaś okiennicami.
- Bo za każdym razem
wchodziłeś kiedy byłam w samym staniku. – zauważyłam od razu.
- To już nie moja wina. –
zaśmiał się. – Mam jeszcze wymieniać? Chciałem nazwać psa Twoim imieniem, ale Sergi
szybko wybił mi ten pomysł z głowy, bo gdybyśmy mieli się spotkać i byś się o
tym dowiedziała, to prawdopodobnie zdzieliłabyś mnie po głowie.
- O tak, zrobiłabym tak.
- Więc co mógłbym dodać?
Myślę, że każdą byłą dziewczynę porównywałem do Ciebie i kiedy zauważałem, że
nie mają ani jednej Twojej wrednej cechy… musiałem z nimi zrywać.
- Jesteś wredny.
- A Ty pyskata. – złapał mnie
za podbródek i przyciągnął do siebie. Cmoknął mnie w nos i uśmiechnął się
szeroko. – A Ty masz coś do powiedzenia?
- W czwartej klasie tak Cię
nie lubiłam, że naplułam Ci do soku jak byliśmy razem na wakacjach z naszymi
rodzicami we Francji.
- Co?? – zaśmiałam się
głośno, ale widząc jego minę szybko dodałam: - Do mleka też.
- Aż tak mnie nie lubiłaś?
- Lubiłam, ale byłam
zazdrosna o to, że moi rodzice Cię aż tak uwielbiali. Dlatego chciałam dać Ci w
kość. – uśmiechnęłam się. – Jak widać to było na marne, bo nawet tego nie
zauważyłeś.
- Widziałem tylko Twoje dobre
cechy.
- Do tej pory tak masz.
- Nie. Wiem, że jesteś wredna
i strasznie mi się to podoba. – uśmiechnął się szeroko. – A to, że mogę Cię ot
tak pocałować… jeszcze bardziej mi się podoba. – nachylił się nade
mną.
- Czyżby? – próbowałam się
wywinąć, ale nie miałam z nim szans. – Co z Pam?
- Wyjeżdża.
- Skąd wiesz?
- Rozmawiałem z nią. – byłam
zaskoczona tą informacją, ale próbowałam nie dać tego po sobie znać. –
Powiedziała, że wraca do Anglii, choć miała wcześniej nadzieję, że między nami
znów coś będzie… stwierdziła, że jestem szczęśliwy ze swoją dziewczyną i nie
chce stawać nam na drodze. W sumie byłem zaskoczony tym, ale przyznałem, że tak
właśnie jest. Jestem szczęśliwy ze swoją dziewczyną.
- Cieszę się, że tak jest. –
musnęłam go w policzek i zeskoczyłam ze stołu. – Odwieziesz mnie do Babi?
- A Ty na serio chcesz się
wyprowadzić?
- Tak, Marc. Będziemy mogli
się swobodnie spotykać i nie musząc się tłumaczyć naszym mamom, że mieszkamy na
kocią łapę.
- Chciałbym zatrzymać Cię tu
siłą, ale nie mogę. Mam jedynie nadzieję, że tu szybko wrócisz, bo będzie tu
pusto bez Ciebie.
Pocałował mnie w czoło i
zaniósł moje walizki do swojego samochodu. Odwiózł mnie do mieszkania Babi,
która była w szoku, że widzi mnie w swoim progu o siódmej rano. Nie myśląc za
wiele przytuliła mnie i była skłonna zacząć mnie pocieszać, ale widząc jak do
jej mieszkania tuż za mną wchodzi Marc, zmieniła zdanie.
To był zdecydowanie
najdziwniejszy poranek w całym moim życiu. Potrafiłam płakać nad stratą
przyjaciela, znaleźć chłopaka, wyprowadzić się od niego i wprowadzić do
kuzynki. Wszystko na raz. All inclusive.
_______________________
Heeeeeej!!! Ale
się porobiło, co nie? :D
Część z Was
będzie niezadowolona, bo może to wszystko dzieje się za szybko, ale co tam!
Jest tak jak jest :D
Ale nie bójcie
się, że będzie za słodko i Was zemdli… o nie, nie :-)
Pozdrawiam
serdecznie :*
Awww, nareszcie!!!
OdpowiedzUsuńBoze, kocham Marca... kocham to opowiadanie. Kocham wszystkie Twoje opowoadania! Kocham rowniez Ciebie!
Jezu, cos Ty mi z glowa zrobila?
Doczekalam sie wyznania Marca, ale Soledad niepotrzebnie sie wyprowadza :<
Czekam na nowy!
Pozdrawiam :*
Jest zajebisty mój humor na dziś jest mega dobry , i to tylko dzięki tobie , dobrze że będą razem ;)
OdpowiedzUsuńKocham ta parę ;)
Taaki długi i taaaaki świetny :D
OdpowiedzUsuńDobrze, bardzo dobrze, wszystko idzie w dobrym kierunku ;p Bartra wyznał miłość, aww *_*
Boję się myśleć, co Ty im wymyślisz. Skoro nie będzie słodko, to czekają nas wielkie emocje xD
Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział. ;)
Pozdrawiam ;*
Nie potrafisz napisać opowiadania, które byłoby od A do Z słodkie, zawsze wymyślisz coś co się nikomu w głowie nie zmieści :D
OdpowiedzUsuńMi się podoba taki obrót spraw! Marc się wreszcie przyznał, oh <3333333333333333333333333333333333333333
Sama się zakochałam w ty wyznaniu xDD
Czekam na nowość :*
Za słodko, jak na mój gust. Za słodko. Sol powinna w nocy wyprowadzić się do Babi, a Marc miał kombinować, jak z powrotem przekonać się do siebie. Więc tak, jestem niezadowolona, że to dzieje się tak szybko, : D
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to ona mogłaby spokojnie u niego zostać. Nadmiar cukru bynajmniej mi nie szkodzi, a wręcz przeciwnie, jest bardzo wskazany. Ale taki obrót sprawy również cieszy. I to bardzo, bardzo :D
OdpowiedzUsuńNo to dobra, dam upust emocjom... aoiehsknegfdjcb *-* Maaaaaarc, love forever <3 <3 <3 <3
Dobra, koniec tego fangirlingu. Czekam na kolejny odcinek :>
Ale się słodko zrobiło <3 ja tam lubię takie przesłodzone historie i jak wszystko idzie w jednym kierunku ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;*
o ho ho ho ho, przyznam, że czytając początek nie byłam jakoś szczególnie zadowolona ale kiedy wkroczył Marc i zapoznałam sie z jego punktem widzenia.. *____* nosz kurczę *____* czekałam aż to sie wreszcie tak ułoży, przyjaźń przeradzająca się w miłość, nie wiem czy może być coś trwalszego i piękniejszego. ależ po co ona się wyprowadza do Babi? zresztą może to i lepiej? zobaczymy ;> serdecznie zapraszam na nowość te-quiero-para-siempre.blogspot.com ;>
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest już dawno zakończone, a rozdziały znajdziesz w linkach u góry :-) Pozdrawiam
Usuń