piątek, 12 kwietnia 2013

1. Nowy początek


Kolejny dzień przywitał mnie słoneczną i parną pogodą. Byłam do tego w zasadzie przyzwyczajona, ale zdecydowanie wolałam kiedy pada. Może to dziwne, bo wychowałam się w Hiszpanii, gdzie słońce świeci praktycznie każdego dnia, a deszcz zdarza się od prawdziwego święta, ale zawsze miałam w sobie coś przewrotnego.
Założyłam krótkie szorty i bluzkę na ramiączkach. Wychodząc z pokoju usłyszałam głos mamy, która uporczywie powtarzała komuś przez telefon, że się ceni i nie pozwoli na takie zachowanie. Przywykłam do jej randkowania, do ojca zresztą też. Rozwiedli się prawie sześć lat temu i postanowili nie stać w miejscu. Podziwiałam ich za to i osobiście im kibicowałam, bo chciałam żeby byli szczęśliwi i niesamotni.
Wiedziałam doskonale, że dziś jest ten dzień. Musiałam w końcu się przełamać i powiedzieć mamie o moich planach, czyli o wyprowadzce.
- Z kim rozmawiałaś? – oparłam się o framugę drzwi kuchennych i spojrzałam na mamę wyczekująco, jakbym pilnowała czy zadaje się z dobrym towarzystwem.
- Z takim jednym. – machnęła ręką i uznała, że dalsza wzmianka o owym mężczyźnie nie jest koniczna. Usiadłam za stołem, gdzie czekało na mnie śniadanie i obserwowałam każdy ruch matki. Widać było, że coś ją trapi, ale nie chciała tego po sobie pokazywać.
- Mamo, coś się stało?
- Co? Nie, nie. Wszystko w porządku. – uśmiechnęła się do mnie ciepło. – Po południu przyjdzie do nas Maria. Marc przyjeżdża na weekend.
- Mamo, on mieszka godzinę drogi stąd. Może codziennie wracać do domu, nie wiem czemu robicie z tego taką sprawę.
- Mieszka sam w Barcelonie, wyprowadził się z domu rodzinnego, więc zawsze kiedy wraca to jest wielka sprawa. – odpowiedziała. Przewróciłam oczami i wzięłam do ręki jabłko, które leżało w wiklinowym koszyku na kredensie.
Nagle poczułam, że mój sąsiad może być moją kartą przetargową i sprawić, że mój plan wreszcie zacznie działać. Wiedziałam doskonale, że ma on siłę przekonywania, a moja mama jest w nim zakochana od dnia jego narodzin, kilka miesięcy przede mną. Kto miał mi pomóc jak nie on?
- W sumie to go podziwiam. – zaczęłam niepewnie. - Miał zaledwie 14 lat, gdy zapisał się do La Masii, gdzie dojeżdżał przez siedem dni w tygodniu. Teraz mieszka sam, jest za siebie odpowiedzialny. Po prostu ma wszystko… Ma swoje mieszkanie w Barcelonie, gra w najlepszej drużynie świata… nic tylko pozazdrościć.
- Też chciałabyś się wynieść z domu i zostawić mnie całkiem samą jak zrobił to Twój ojciec?
- Nie zostałaś całkiem sama, tylko ze mną, więc nie przeżywaj tego aż tak. A odpowiadając na Twoje pytanie: to tak, chciałabym się wyprowadzić. Nie czujesz, że to odpowiedni czas by dorosnąć? Właśnie skończyłam studia. Ile mam jeszcze czekać?
- Skończyłaś dopiero licencjat i to dopiero trzy tygodnie temu. Nie narzucaj na siebie zbyt wiele. A co z magistrem? Mówiłaś zawsze, że chciałabyś go zrobić. Nagle Ci się odwidziało?
- To nie tak. Mogę go równie dobrze zacząć nie mieszkając tutaj. Nie sądzisz, że byłoby mi łatwiej znaleźć pracę w większym mieście niż to? Tutaj nie mam w ogóle przyszłości. Nie chcę zostać starą panną z przedmieść, która żyje marzeniami zamiast je realizować. – wiem doskonale, że zabolało ją to co powiedziałam, bo dokładnie tak wyglądało jej życie. Poznała tatę, wyszła za niego, zamieszkali w mieszkaniu po babci Lucii i przyszłam na świat ja. Porzuciła swoją karierę jako dziennikarka i zajęła się moim wychowaniem. Kilka razy próbowała wrócić do dawnej pracy w Barcelonie i pisać dla nich różnego rodzaju felietony, ale za każdym razem odsyłali ją z kwitkiem. Po wielu latach szczęśliwego, choć burzliwego związku, tata znalazł sobie młodszą kochankę. Rodzice żyli w separacji przez ponad trzy lata, aż wreszcie mama zgodziła się na rozwód. Wiem, że bała się tego, że ojciec wyjedzie i zostanie sama, ale miała wtedy mnie. Teraz umawia się na randki, ma adoratorów, bo nie jest znów tak stara! Dopiero co skończyła 40 lat! Może ułożyć sobie życie na nowo, zamiast roztrząsać przeszłość. Powinna zacząć wreszcie żyć i dać żyć innym (czyt. mnie).
Byłam na siebie zła, że jej to powiedziałam, ale wiedziałam, że jak nie postawię sprawy jasno, to nigdy nie wyprowadzę się z Tarragony. Planowałam to odkąd skończyłam liceum, ale nie mogłam zostawić mamę po tym jak wyjechał ojciec. Wyjechał do Stanów dokładnie w dniu, kiedy rozpoczynałam swoją naukę w miejscowym ogólniaku. Było mi to szczerze obojętne, ponieważ już od dawna słyszałam o ich rozwodzie i to była kwestia czasu, kiedy go mieli sfinalizować. Mama kompletnie się załamała, bo myślała, że spędzi z ojcem resztę swojego życia. Stało się niestety inaczej.
- Naprawdę chcesz  mnie zostawić samą? – oparła się o kredens kuchenny i spojrzała na mnie zasmucona. Wiedziałam dokładnie co robi. Chciała wziąć mnie na litość i zatrzymać przy sobie jak najdłużej się da. Tak samo pogrywała z ojcem, aż wreszcie spakował swoje manatki i wyjechał do Ameryki. Miałam z nim dobry kontakt i nawet to, że wyjechał nie przeszkadzało nam w rozmawianiu przez telefon, czy pisaniem maili. Nie czepiał się mnie, twierdził, że muszę realizować marzenia i bezustannie do nich dążyć. Za to go właśnie uwielbiałam.
- Chcę tego najbardziej na świecie! Daj mi wreszcie podjąć własną decyzję! Od zawsze cackam się z Tobą jak z jajkiem po tym jak odszedł od Ciebie ojciec, ale już z tym koniec. Nie chcę spędzić życia słuchając o jego kochankach, o tym jakim draniem jest! Dosyć, jasne? Próbujesz zrobić z niego potwora, a tak naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, że to właśnie przez Ciebie tata odszedł. Czy Ty nie rozumiesz tego, że praktycznie go zaszczułaś  i wymagałaś, żeby siedział cały czas w domu i nigdzie nie wychodził? Robisz dokładnie to samo ze mną. Gdy słyszysz o imprezach, albo spotkaniu z przyjaciółmi to dostajesz białej gorączki! Wpadasz w histerię i liczysz na to, że zawsze będę Cię słuchać. Jesteś moją matką i Cię kocham, ale nie mogę tak dalej. – trzasnęłam drzwiami i wybiegłam na górę.
Czułam się dziwnie. Z jednej strony byłam niesamowicie z siebie dumna, że potrafiłam to wszystko wyrzucić z siebie, ale było mi też smutno, bo nie chciałam, żeby mama czuła się przeze mnie źle. Wyjęłam spod łóżka swoje walizki i zaczęłam do nich wrzucać swoje rzeczy. Trochę się tego uzbierało, bo nie zamierzałam wrócić tutaj szybko.
Wyczekiwałam przyjazdu Marca przez okno i kiedy zobaczyłam jak jego samochód zatrzymuje się na końcu wąskiej uliczki, prowadzącej do naszych domów uśmiechnęłam się mimowolnie. Wraz z jego przyjazdem poczułam, że nowy początek jest bliski i na wyciągnięcie ręki.

Moja kłótnia z mamą wywołała niepotrzebne zainteresowanie moich wścibskich sąsiadów, ale szczerze powiedziawszy miałam to gdzieś. Widząc ponownie Marca w jego pokoju, dokładnie naprzeciwko mojego, krzyknęłam:
- Musimy pogadać. – kiedy nie do końca zwrócił na mnie uwagę, dodałam: - Natychmiast, Marc!
Kiwnął jedynie głową i już po kilu minutach był w moim pokoju.
- O co chodzi? – zamknął za sobą drzwi, jakby myślał, że zamierzam wyznać mu wielką tajemnicę i oparł się o biurko, czekając aż łaskawie odpowiem.
- Mam 20 lat… w sumie niedługo kończę 21 i to chyba najodpowiedniejszy moment, żeby się wyprowadzić, prawda? – spojrzał na mnie pytająco i czekał, aż będę kontynuować. – Muszę się wynieść z domu. Nie mogę się dogadać z matką jak doskonale wiesz i pomyślałam, że to będzie dobry pomysł jak zabiorę się z Tobą do Barcelony.
- Jak to sobie wyobrażasz? – odezwał się wreszcie.
- Normalnie. Zatrzymam się u Ciebie póki czegoś sobie nie wynajmę. Chyba mi pomożesz, prawda? – podeszłam do niego i złapałam za ramiona, czym wywołałam uśmiech na jego twarzy.
- Twoja mama mnie zabije i tyle. Nie wiem czy to dobry pomysł. – usiadłam na biurku obok niego i szturchnęłam go w bok. – Widzę, że podchodzisz do tego z wielkim spokojem. Przecież rozpęta się prawdziwa wojna.
- Nie będzie tak źle. Wojna już w zasadzie była… wsadź mnie tylko do swojego auta i wywieź, ok? Jestem już nawet spakowałam. – uśmiechnęłam się szeroko.
- Wariatka. – skomentował krótko. Objął mnie ramieniem i cmoknął w skroń. Brakowało mi jego poczucia humoru i bezgranicznej przyjaźni, którą mnie obdarzał. Mogłam mieć to nie tylko od święta i to mi się właśnie najbardziej podobało. Już nawet nie tylko to, że się wyprowadzę, ale to, że będę go mieć blisko siebie – to właśnie się dla mnie teraz liczyło. Może nie byłam samotna kiedy wyjechał, ale zdecydowanie czegoś mi brakowało do pełni szczęścia.
Jak się okazało właśnie niego.

*
Marc pomógł mi uporać się z dwiema walizkami i zabrał je do swojego samochodu. Ja natomiast siedziałam przy stole w kuchni z płaczącą mamą i pocieszającą ją Marią, mamą Marca.
- Mamo, tak będzie lepiej. Wreszcie stanę się za siebie odpowiedzialna. Znajdę pracę, mieszkanie, usamodzielnię się. Czy nie tego właśnie ode mnie chciałaś? Przecież wiesz, że Cię kocham i będę do Ciebie wracać i wspierać. Nie zostajesz sama. Masz Marię, sąsiadkę Dolores i ciocię Valentinę za ścianą. – mama kiwnęła głową. – Będzie dobrze. Zobaczysz.
- Nie szukaj mieszkania. Marc i tak ma jeden wolny pokój, więc tak będzie najprościej. – wtrąciła Maria.
- Zatrzymam się u niego póki czegoś nie znajdę. Będę chciała to zrobić jak najszybciej.
- Przecież to nie problem dla niego. Dużo czasu spędza na treningach i dobrze, żeby ktoś miał oko na mieszkanie i Ninę (przyp. pies). – nie chciałam się z nią kłócić. Miałam tego dość za wsze czasy, więc postanowiłam przeczekać i kiwać tylko głową. Myślałam swoje i tego nikt nie mógł mi zabrać.
Obie panie mocno uściskałam i w towarzystwie Marca udałam się do jego samochodu. Zapięłam pasy i przeszłość zostawiłam za sobą. Przyszłość widziałam przed sobą w zmieniających się krajobrazach za szybą. Poczułam się wolna jak nigdy i chciałam zacząć czerpać jak najwięcej z życia. Ot, takie moje postanowienie.
Wjeżdżając do Barcelony czułam nieograniczoną radość i wewnętrzną energię, która mnie rozpierała od środka. Byłam w tym mieście wielokrotnie, ale dopiero teraz poczułam, że to moje miasto. Poczułam, że to moje miejsce.
_____________________


Hej! I jedynka za nami ;-) Takie jakieś melodramaty mi wyszły, ale wiadomo, że początki pisania czegoś nowego zawsze są trudne. Wczoraj zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę zostały mi cztery tygodnie nauki (w tym tydzień majowy i tydzień juwenaliowy) i mam dwa pierwsze egzaminy. Później masa wyjazdów terenowych i ostatni, najcięższy egzamin w połowie czerwca. Ale mi ten rok zleciał! Wydawało mi się, że dopiero co jest 1.10, a już połowa kwietnia! Nie wiem czy się cieszyć czy płakać ;-)

7 komentarzy:

  1. Omnomnomnom, Bartra <3
    Odcinek cudowny, cieszę się, że Soledad postanowiła się usamodzielnić i że jej się to udało. :D
    Cicho liczę, że mieszkanie razem z Marciem pozytywnie wpłynie na ich relacje :3
    Pozdrawiam :*
    xxxbarcaxxx [always-and-forever-barcelona.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. ojejujejujejujejuejeuejeu, kocham cię wiesz? Za tego Bartrę!
    Odcinek bardzo mi się podoba, czyżby w Barcelonie zda sobie sprawę, że kocha Marca?
    AAAAAAAAA
    i tak cię kocham!
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww ;3
    Ja również to powtórzę: Kocham Cię:* i kocham Marca <3
    Sol postanowiła się usamodzielnić i bardzo dobrze. Czekam na ich dalsze losy, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurczaczek!
    Zapowiada się naprawdę niesamowicie no i Marc *.*
    Coś czuję, że będzie się między nimi działo w tej Barcelonie i to bez dwóch zdań! :D
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  5. O jejku.
    Zapowiada się bardzo ciekawie. Mam nadzieję, że w Barcelonie wyniknie z tego coś ciekawego i za kilka rozdziałów będziemy czytać o romansie tej dwójki ;P
    Zapraszam do siebie:
    http://manutdlov.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. prolog świetny tak samo jak pierwszy rozdział xD
    dobrze, że Soledad zdecydowała się na przeprowadzkę, zawsze to jakaś odmiana, nowe wyzwanie tym bardziej że będzie miała przy sobie Bartrę *-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowną ma mamę, nie powiem. Żeby trzymać córkę pod kloszem tylko dlatego, bo boi się zostać sama. Nie powinna jej tak ograniczać szczególnie, że ma wokół siebie ludzi, którzy nie pozwolą jej zostać samej.
    Sol dobrze zrobiła, że postawiła się i zdecydowała na przeprowadzkę, bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń