Moje imię „Soledad” oznacza w
tłumaczeniu „samotność”. Nie wiem dlaczego tak zostałam nazwana, ponieważ przez
całe moje dotychczasowe życie otaczałam się mnóstwem ludzi i nie mogłam
narzekać na jakąkolwiek samotność. Może to dlatego, że byłam jedynaczką, a moi
rodzice nie zdecydowali się na więcej potomków i w ten oto sposób miałam stać
się samotniczką?
Bycie jedynakiem ma zalety,
zwłaszcza podczas separacji, a później rozwodu rodziców. Przez prawie pięć lat
dostawałam to na co miałam ochotę, a wszystko przez łapówkarskie oblicze
każdego z moich dawców życia. Byłam rozszarpywana pomiędzy dwie skłócone ze
sobą strony i miałam zdecydować z kim zamieszkać. To było strasznie ciężkie,
nie ze względu na to, że miałam stać się dzieckiem z rozbitej rodziny, ale z
tego faktu, że tata chciał zabrać mnie ze sobą do Toronto, a mama zostawić w
naszym domu rodzinnym w Katalonii. Dom to może zbyt wyniosłe określenie. Raczej
nazwałabym to małym mieszkankiem na przedmieściach. Znacie takie wąskie
uliczki, w których można obliczyć ich szerokość rozpiętością własnych ramion? Tak,
mieszkałam właśnie w takim miejscu. Kiedy ktoś się kłócił, słuchała cała
okolica. Kiedy ktoś uprawiał dziki seks, słuchała cała okolica. Kiedy ktoś się
oświadczał, wszyscy płakali i gratulowali wcześniej niż wybranka powiedziała „tak”.
Mój pokój wychodził na jedną z takowych uliczek. Podczas wiatru zdarzało się,
że okiennice uderzały w okiennice mojego sąsiada, robiąc przy tym strasznie
dużo hałasu.
A mówiąc o sąsiedzie… praktycznie
wychowaliśmy się razem, nie tylko z tego względu, że mieszkaliśmy prawie na
sobie, ale z tego, że nasi rodzice przyjaźnili się od lat. Tak, więc musiałam
(chcąc, nie chcąc) spędzać z nim większość wolnego czasu, święta, a nawet
rodzinno-przyjacielskie wakacje. Nie miałam nic przeciwko, bo bardzo go
lubiłam. Był przystojny, dobrze zbudowany (ale to dopiero później, kiedy zaczął
na poważnie kopać piłkę). Ja i tak zapamiętam jego wytarte łokcie i kolana,
siniaki na całym ciele spowodowane zbyt konkretną grą w piłkę na osiedlowym
boisku i wspaniałe oczy, które wprawiały wszystkich w osłupienie. Mógłby zrobić
sobie operację plastyczną i zniknąć na 50 lat, ale gdyby zjawił się przede mną
po tym czasie, to bez trudu bym go rozpoznała. Właśnie ze względu na te oczy.
Mojego kumpla z sąsiedztwa Marca Bartre.
_________________________
Chyba oszalałam, ale znów
zaczynam nowe opowiadanie. Po prostu chyba powinnam walnąć się pięścią, bo to
co robię według mnie jest popaprane, ale nie mogłam się powstrzymać!
Na nocnym-pociągu zostały jeszcze
dwa rozdziały i to skłoniło mnie do opublikowania tego czegoś.
Heh ja nie wiem jak to wszystko
pogodzę. Studia, poszukiwanie dorywczej pracy i pisanie? Zobaczymy ile starczy
mojego zapału ;-)
Narvana let me love you! Opowiadanie o Barcy B, o Marcu, kurczaczki, spełnienie marzeń. I jeszcze ten prolog. Musisz koniecznie powiadamiać mnie o nowych odcinakach, na które będę niecierpliwie czekała <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :*
xxxbarcaxxx [always-and-forever-barcelona.blogspot.com]
O matko, oszalalas! Ale podoba mi sie!
OdpowiedzUsuńCzekam na wiecej ; *
Inszaaaa
Zapowiada się ciekawie. Bohaterowie znają się od dziecka, ale tylko się przyjaźnili, nic więcej... nie mogę się doczekać, jak to rozwiniesz. jest Marc, czyli jestem cała twoja <33 Pozdrawiam, życzę weny i informuj mnie!:*
OdpowiedzUsuń[estar-conmigo.blogspot.com & tu-me-ayudas.blogspot.com]
Ale jajca! Po pierwsze: jestem zadowolona, że zaczęłaś pisać nowe opowiadanie i kocham Cię za to <3 Ale jak znów zrobisz taką przerwę pomiędzy rozdziałami, to poznasz moją złość, oj poznasz! xD
OdpowiedzUsuńBoziu, Marc *.* Już wiem, że będzie bosko, czekam na pierwszy <3
Buziaki :*
Aj, świetne :D Linka dostałam od koleżanki i chociaz nie interesuję się Barceloną ni Hiszpanią, naprawdę mnie wciągnęło. Fragment o wąskich uliczkach jest genialny :3
OdpowiedzUsuń