poniedziałek, 29 lipca 2013

17. Komplikacje


Cały tydzień po przyjeździe z biwaku spędziłam na zadręczaniu się i obarczaniu wszystkich winą za kłótnię z Marc’iem. Byłam nie do wytrzymania i szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia jak to wszystko zniosła Babi, która siedziała przy mnie prawie nieustannie. Najbardziej obwiniałam swojego ojca, przez którego do tego doszło. Mogłam żyć ze świadomością, że jest normalny, poukładany, a tymczasem… okazał się zupełnym tego przeciwieństwem.
- Soledad, nie możesz się już tym zadręczać. Kochanie, spójrz na mnie. – kuzynka usiadła na skraju łóżka i złapała mnie za rękę. – Gdy Marc wróci to porozmawiacie i wszystko sobie wytłumaczycie. Zobaczysz.
- Nie mam zielonego pojęcia kiedy wróci, bo nie zaszczycił mnie nawet jednym cholernym, małym sms, że wyjeżdża! Rozumiesz?! Od tygodnia nie dał znaku życia!
- Przecież wiesz gdzie jest i z kim. Musi to po prostu odreagować i wróci.
- Mam tego serdecznie dość. Zachował się jak gówniarz! Jak on mógł tak po prostu wyjechać? Możesz mi to wytłumaczyć?
- Przestań dramatyzować, ok? – szturchnęła mnie w ramię. – Idziemy dziś na imprezę. Zabawimy się, potańczymy i przez chwilę zapomnisz o tym całym bałaganie. Nie każ mi się wyciągać na siłę.
- Nigdzie nie idę. Nie mam nastroju na kluby.
- Zrób to dla mnie. Przez ten tydzień słuchałam tylko i wyłącznie o Marc’u, a teraz chcę się zabawić i Ty, moja droga, idziesz ze mną. Nie obchodzi mnie to, że nie masz nastroju. Ubierasz kieckę, szpilki i idziemy się bawić.
- Nie… - jęknęłam naciągając na siebie kołdrę, którą z zaciętością próbowała ze mnie ściągnąć blondynka.
- Nie marudź, bo wiesz jak każę Milli za nieposłuszeństwo? – pokręciłam głową. – Daję jej szlaban na lody.
Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy głośnym śmiechem. Dwuznaczność jej wypowiedzi znów sprawiła, że mogłam się śmiać w niebogłosy. Wylałam zbyt dużo łez i musiałam wziąć się w garść. Babi dała mi do zrozumienia, że jestem głupia, że tak się zadręczam, bo przecież to nie była moja wina.
Szykowanie się do wyjścia zajęło mi ponad dwie godziny. Najpierw długa kąpiel, później malowanie i czesanie. Najwięcej zeszło mi z wybieraniem odpowiedniej sukienki.
Moja ciekawość kiedyś doprowadzi mnie do zawału serca, niewydolności płuc, albo innej ciężkiej choroby, która zabawi się moim życiem. Przed samym wyjściem zajrzałam do sieci, by sprawdzić pocztę. W czasie otwierania skrzynki otworzyło mi się okienko z jakimś plotkarskim portalem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zdjęcie mojego własnego chłopaka na jachcie w towarzystwie… swojej byłej dziewczyny, Pam.
- Co do kurw….?! – krzyknęłam. Babi wbiegła do mojego pokoju z prędkością światła i spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.
- Stało się coś?
Zamiast odpowiadać pokazałam jej laptopa.
- Kto to? – spojrzała na mnie badawczo i odebrała laptopa, który leżał na moich kolanach.
- To jego była dziewczyna, Pauline. A w zasadzie Pam… pomogłam mu się jej pozbyć, a on co? – zaczęłam oglądać resztę zdjęć. Była ich cała masa. Wskazywało to na to, że praktycznie nie spędzali ani minuty bez siebie. – Rzygać mi się chce jak to widzę.
- Przecież nic takiego nie robią! Tylko gadają. – kuzynka po raz kolejny spojrzała na wyświetlacz. – Gadają, gadają… nic w tym dziwnego.
- Przez cały pieprzony tydzień musiał się z nią widywać i włazić do jej łóżka. – krzyknęłam. – Chodzi półnaga, a on wlepia w nią swój wzrok!
- Nie dramatyzuj, Sol! Czy widzisz choć na jednym zdjęciu, żeby się dotykali? Całowali? Nie, więc wyluzuj. Jest w stroju kąpielowym, bo są wakacje. Przestań wymyślać scenariusze.
- Myślałam, że już nie będę musieć jej oglądać, a tu proszę. Ucieka ode mnie i jedzie na Ibizę by bawić się z byłą. Super.
- To nie dowodzi niczego. Jest tam Sergi i wiem, że nie robią nic złego.
- Jak to nie? Spotykanie się z byłymi to nic złego? Powinien trzymać się z dala od niej i tyle.
- Idziemy na imprezę. Musisz się czegoś napić, zabawić, a nie rozmyślać o Marc’u. Przecież on niedługo wróci i wszystko sobie wyjaśnicie. Nie wiem czemu tak dramatyzujesz, moja droga.
- Kocham go… - szepnęłam ledwie słyszalnie.
- A ufasz mu choć trochę?
- Chyba powinnam. – zamknęłam laptopa i odłożyłam go na bok.
Odwiozłyśmy Milli do koleżanki Babi i taksówką zajechałyśmy pod jeden z najlepszych klubów w mieście.
Pierwszym naszym punktem tego wieczoru było podejście do baru i wypicie hektolitrów alkoholu. Kiedy udało mi się trochę zrelaksować ruszyłyśmy na parkiet, gdzie tańczyłyśmy do upadłego.

Imprezy powtarzały się każdego wieczoru i prawie się przyzwyczaiłam do takiego rytmu dnia: budziłam się po południu, brałam prysznic, jadłam i znów szykowałam się na kolejną imprezę. Praktycznie straciłam rachubę czasu i gdyby nie obecność Babi, która pilnowała mnie (o dziwo) na każdym kroku, to prawdopodobnie poszłabym w tango z pierwszym lepszym imprezowiczem.
Nie wiem jak to się stało, ale przestałam myśleć o sytuacji, która zaszła pomiędzy mną, a Marc’iem. Tak bardzo za nim tęskniłam, że chciałam go tylko przytulić i nie pamiętać niczego z przeszłości. Chciałam zapomnieć o tym kim był mój ojciec, o Pam, o wszystkich przykrych rzeczach i móc znów porozmawiać z własnym chłopakiem, z którym nie miałam kontaktu od przeszło dwóch tygodni.

W niedzielne popołudnie w drodze do pobliskiego sklepu spotkałam Thiago, który przywitał mnie szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co jest? – złapał mnie w pasie i zagwizdał radośnie na przechodzące obok nas dwie panienki. – Jakieś plany na wakacje?
- Wiesz co z Marc’iem? – od razu zmieniłam temat.
- Ibiza? Razem z Sergim, Muniesą, Alexisem i Tello? Byłem tam kilka dni. Fajna zabawa, szkoda, że Ciebie nie było.
- Widziałam zdjęcia w Internecie. – burknęłam pod nosem. – Widziałam Pam.
- Pam? A tak. Spotkaliśmy ją w jakimś klubie… bawiła się z koleżankami, więc dołączyły do nas.
- Tak po prostu? – zaśmiałam się gorzko.
- Hej, maleńka. – spojrzał na mnie badawczo. – Do niczego nie zaszło. Marc był jak aniołek i nawet nie patrzył na inne dziewczyny. Jest Tobie naprawdę wierny, nie powinnaś w niego wątpić.
- Zostawił mnie dwa tygodnie temu i bez słowa wyjechał. Jak mam w niego nie wątpić? – po moich policzkach spłynęły łzy. – Tęsknię za nim coraz bardziej i nie umiem sobie poradzić bez niego.
- Wiem, że zachował się nie w porządku, ale on kocha Cię jak głupi. Ciągle mówi o Tobie i wzdycha do Twojego zdjęcia.
- Czemu nie wrócił z Tobą?
- Musiał przemyśleć parę spraw, ale niedługo wróci do Barcelony. Daję Ci słowo. – pocałował mnie w rękę. – Nie smuć się już, Sol.
- Dzięki, Thiago. – spojrzałam w kierunku swojej kamienicy. – Masz ochotę na kawę?
- Dziękuję kochanie, ale lecę na randkę. – zaśmiał się głośno. – Jestem już trochę spóźniony… - spojrzał na zegarek. – Trzymaj się, zgadamy się później. – pocałował mnie w przelocie w policzek i pobiegł za taksówką, która zatrzymała się przed skrzyżowaniem.
*
Chłopcy siedzieli w apartamencie hotelowym z naburmuszonymi minami i joystickami w dłoniach, które gwałciły ów przyrząd. Byli wpatrzeni w wielki wyświetlacz telewizora, na którym grali jak zwykle w jakieś gierki.
- Idziecie z nami na imprezę na jachcie? – zapytała Pam, która zjawiła się ni stąd ni zowąd. – Mamy wejściówki i chętnie Was zabierzemy.
- Ja dziś odpadam. – powiedział Marc nie odwracając wzroku od ekranu. – Mam sprawę do załatwienia. – nie próbował się nawet jej tłumaczyć, ale mimo wszystko nie chciał jej zrobić przykrości. Kiedyś wiele ich łączyło, więc próbował choć trochę wysilić się na przyjazną minę.
- Na pewno nie chcesz iść? Słyszałam, że to będzie naprawdę epicki melanż. – zatrzepotała rzęsami. Oparła się o framugę drzwi i próbowała jeszcze coś zdziałać. – A może później?
- Jadę z chłopakami po pierścionek. Chyba nie muszę Ci tłumaczyć z jakiej okazji. – spauzował grę. – Nie powinnaś już iść?
- Ne bądź taki niemiły. Ja Was tylko zaprosiłam na imprezę.
- Zapraszasz nas od przeszło tygodnia. Czy Ty nie rozumiesz, że jestem z Soledad? Nie jestem zainteresowany skokiem w bok. - był zażenowany jej zachowaniem, bo od samego początku dawał jej jasno do zrozumienia, że niczego od niej nie chce.
Reszta spoglądała na wymianę zdań pomiędzy byłą parą z wielkim zaciekawieniem. Byli w szoku, gdy Marc na każde słowo Pam, miał ciętą ripostę, którą ona nie potrafiła odbić.
- Nie wiem co się z Tobą działo. Kiedyś byłeś zupełnie inny. – westchnęła głośno.
- Jestem zakochany. To wszystko tłumaczy. – wznowił grę i nie reagował na więcej zaczepek ze strony Pam. Miał serdecznie dość jej ciągłej fascynacji jego osobą oraz tego, że nie chciała mu dać spokoju. Wynajęła apartament tuż przy nich, była praktycznie wszędzie tam gdzie oni, próbowała być zabawna, ale nie zawsze jej to wychodziło. Robiła wszystko, by Marc znów się nią zainteresował. Na próżno.
- Jesteś pewien co do tego pierścionka? – mruknął Sergi, kiedy dziewczyna wyszła z ich apartamentu.
- Nie mówię, że muszę się z nią ożenić już, zaraz. Chcę, żeby wiedziała, że mi naprawdę na niej zależy i chcę z nią być. Kiedyś chcę ją poślubić, ale póki co mamy po dwadzieścia jeden lat.
- Więc mógłbyś trochę z tym zaczekać, nie sądzisz?
- Znam osobiście wiele małżeństw, które pobrały się w wieku osiemnastu lat. – spojrzał na przyjaciela. – Nam się nie spieszy, ale chciałbym zrobić krok do przodu. Po tym wszystkim co zaszło… Naprawdę chcę z nią być.
- To może zaproponuj, żeby się do Ciebie wprowadziła? Kup psa? Kota? Szczura? Nie wiem… moim zdaniem zbyt się spieszysz i tym możesz ją zrazić. Sol jest z tych dziewczyn, które nie chcą być osaczane i chcą mieć kontrolę.
- I ją ma. To ona nosi w tym związku spodnie. – zaśmiał się głośno, po chwili tym samym odpowiedzieli jego przyjaciele. – Nawet nie wiesz jak bardzo chcę wrócić do Barcelony.
- Nic nie stoi na przeszkodzie. Pakuj się i wyjeżdżamy. W sumie stęskniłem się za Babi. – westchnął szatyn. Chłopcy spojrzeli na przyjaciela i głośno zagwizdali. – No co? Spotykamy się jak wiecie. Przez te dwa tygodnie zdałem sobie sprawę, że to naprawdę dziewczyna dla mnie.
- I nie chcesz tego przenieść na wyższy poziom? – wtrącił Muniesa. – Moim zdaniem ona na to czeka.
- A Milli? – zapytał Marc.
- Jest urocza i chyba mnie polubiła. – uśmiechnął się Sergi.
- Babi mówiła Ci kto jest ojcem małej? - brunet zmrużył oczy.
- Tak, wiem. Szczerze nie obchodzi mnie ten gość. Zrobił swoje, Milli jest wspaniała i nie potrzebuje go do szczęścia.
- Skoro tak mówisz. – Marc poklepał przyjaciela po ramieniu. – Nic tylko życzyć Wam szczęścia.
*
To już robiło się coraz bardziej zagmatwane. Ile razy wybierałam jego numer w komórce, tyle razy przeklinałam siebie w myślach, że próbuję do niego dzwonić. Nie zrobiłam niczego złego i to nie była moja wina. A jego zachowanie było po prostu dziecinne Wymknął się na dwa tygodnie do najbardziej imprezowego miejsca na ziemi i bez znaku życia bawił się w najlepsze.
Próbowałam jakoś funkcjonować. Odebrałam Ninę od brata Marc’a, Eric’a i wróciłam do swojego mieszkania. Bawiłam się z Milli i psiakiem, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Byłam przejęta, bo spodziewałam się tylko jednej osoby, ale kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam kuriera.
- Pani Soledad Montoya? – spojrzał w notes.
- Tak, to ja.
- Mam dla Pani przesyłkę. – odsunął się i podniósł z ziemi największy bukiet jaki kiedykolwiek widziałam.
Stałam całkowicie zszokowana i nie wiedziałam co zrobić. Podpisałam się na potwierdzeniu i obserwowałam z szeroko otwartymi oczami jak chłopak wnosi do mojego korytarza wielki bukiet. Nie poradziłabym sobie z nim sama, więc dodatkowo byłam mu bardzo wdzięczna.
- Jakie śliczne kwiatki! – pisnęła Milli wbiegając do przedpokoju i ciągnąc za sobą Ninę na smyczy.
Szukałam liścika, ale zanim zdążyłam obejść cały bukiet usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi.
- Niech Pani nie zamyka, bo jest tego jeszcze trochę. – zaśmiał się chłopak wnosząc kolejny bukiet. Milli piszczała i wąchała kwiaty, których zapach unosił się po całym mieszkaniu. Stałam i jedynie odbierałam od kuriera kolejne bukiety. Kiedy wreszcie zamknęłam za nim drzwi zdałam sobie sprawę, że mam w mieszkaniu ogród różano-tulipanowo-liliowy.
Przy ostatnim bukiecie dostrzegłam liścik, który od razu oderwałam. Westchnęłam głośno i zajrzałam do środka.
„Sol, jestem największym dupkiem na świecie.
Kocham Cię i nie mogę bez Ciebie żyć.
Tęsknię.
Twój Marc”.
Spojrzałam na Milli, która biegała wśród kwiatów z Niną na smyczy i śpiewała jakieś piosenki pod nosem. Uśmiechnęłam się szeroko i oparłam o futrynę drzwi. Czy Marc wrócił do kraju, tego nie wiedziałam, ale zdaje się, że wrócił do bycia sobą. Na szczęście i w samą porę.

______________________
 Heeeej!
Wena raz jest, raz jej nie ma. Teraz akurat przeżywam chwile, w której cierpię na jej brak i staram się ją jakoś odzyskać. Mam dużo czasu i mogłabym pisać na bieżąco coś nowego, ale nie mogę się zmusić ;-)
PS: Zapraszam na mój drugi blog! (dziś/jutro pojawi się pierwszy rozdział)
Pozdrawiam :*

Update: (1.08) Hej! Wiadomą rzeczą jest, że były trener Barcelony, Tito, zmaga się z nawrotem choroby nowotworowej. Dumakatalonii.pl organizuje akcje, tzn. chce zamówić opaski na rękę, które mają na celu pokazanie naszego wsparcia trenerowi i wszystkim osobom chorym na raka. Koszt to 7 zł. Myślę, że to dobra i potrzebna inicjatywa. Oczywiście jedną sobie zamówiłam, ale by akcja wypaliła musi nas być 500 - więc jeśli ktoś jest chętny to polecam!

13 komentarzy:

  1. Ach jak ja bym chciała przeżyć taka miłość xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobrze, że Marc nie uległ i na każdą zaczepkę Pam miał ripostę, może da sobie spokój dziewczyna w końcu. Ciekawa jestem co Soledad zrobi z taką ilością kwiatów, przecież z takim asortymentem może spokojnie otwierać kwiaciarnie :D
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. ciesze się ze Marc nie uległ Pam i ten gest to takie słodkie :* czekam na nowy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, O mój Boże, ten rozdział jest po prostu świetny! Jesteś moją mistrzynią, ten pomysł z tymi kwiatami... MEGA!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do siebie na dwa nowe wpisy ;)

      http://project-barca.blogspot.com/2013/07/rozdzia-7-tak-daleko-tak-blisko.html

      i

      http://el-amor-es-ciego.blogspot.com/2013/07/rozdzia-vi-to-by-maj-pachniaa-saska.html

      Pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. W pewnym momencie już myślałam, że Marc ulegnie Pam., ale uff zachował się jak prawdziwy facet!
    Wątpię, żeby zaręczyny były złym pomysłem, w końcu sam przyznał, że nie muszą już teraz brać ślubu, tylko chce pokazać jak bardzo ją kocha, a laski na to lecą.
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  6. o jejku! jaki romantyk! tyle kwiatów!i ten liścik!
    On jest jednak wspaniały i chce się oświadczyć *.*
    Ahhhh, sądziłam po tych zdjeciach że na nowo on chce sie związać z Pam, a tu suprise!
    Czekam na nowość :*
    + zostałaś nominowana do The versatile Blogge, szczegóły na http://myworld--and--mylife.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oooooo, Jezu, ta końcówka! *.* Olać Pam, olać wszystko... Jakie to było słodkie! Też tak bym chciała! Jeeejuuu i planowane oświadczyny! Marc to jednak wspaniały facet. Bądź co bądź - takiego ze świecą szukać.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://in-love-with-madrid.blogspot.com/ Zapraszam na rozdział 1 niespodziewanej drugiej serii opowiadania o Sergio Ramosie! Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. http://call-me-chelsea.blogspot.com/ Zapraszam na rozdział 7 :)

      Usuń
  8. Słooooooooodki Marc ♥ Nieźle pożegnał się z Pam.. A raczej z Pauline- przecież nie jestem jej przyjaciółką xD Jak się cieszę, że będzie chciał się jej oświadczyć i że mimo wszystko ją kocha ♥ Pozdrawiam i z niecierpliwością czeka na następny :* http://el-tiempo-que-el-dolor-duele.blogspot.com/2013/07/rozdzia-6-i-tylko-sprobuj-mnie-dotknac.html nowy rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger więcej informacji u mnie : http://milosci-nic-nie-przebije.blogspot.com/p/the-versatile-blogger.html

    OdpowiedzUsuń